Dni
mijały spokojnie, nic mnie nie martwiło, Sarada rosła w oczach, a Sasuke nie
zaprzątał moich myśli. No dobrze, zaprzątał, ale mniej, dużo mniej. I gdy
myślałam już, że o mnie zapomniał, że wybrał inną kobietę, on znów się zjawił,
niespodziewany.
I kolejny raz siedział na mojej starej kanapie, jakby bardziej do niej pasując,
jakby coś się zmieniło od ostatniego razu. Na twarzy miał wymalowaną zaciętość,
więc od razu wiedziałam, że się nie poddał, sama nie wiedząc, czy się cieszyć,
czy smucić. Ten mężczyzna był nieprzewidywalny. Kompletnie. Nawet trochę
szalony w swej nieprzewidywalności.
Przewidziałam tylko jedno, a było to pytanie, które wyszło z jego ust, kiedy
postawiłam przed nim kubek, pełen gorącej herbaty.
- Kto jest ojcem Sarady? Czy to przez niego, nie chcesz za mnie wyjść?
Co innego spodziewać się pytania, co innego usłyszeć je. Gdybym powiedziała, że
skamieniałam, skłamałabym, ja zmieniłam się w sopel lodu. Co odpowiedzieć?
Prawda, którą skrzętnie ukrywałam, mogła zostać już dawno odkryta, chociaż może
wszystko chciał usłyszeć ode mnie. Ale kto go tam wiedział? Nikt, dosłownie
nikt, nie znał Sasuke. Nawet Naruto, który nazywał się jego najlepszym
przyjacielem, często ni e mógł go rozgryźć. Co dopiero ja, ta która nigdy nie
dotarła nawet do poziomu koleżeństwa. Chociaż, gdyby wziąć pod uwagę propozycję
małżeństwa, to może nawet jesteśmy bliżej, niż myślałam.
- Sakura, odpowiesz mi?
- Czekaj, myślę, co też mam ci powiedzieć...
- Najlepiej prawdę.
Spojrzałam na niego jak na idiotę. W końcu nawet ja nie znam całej prawdy, a
gdy powiem mu to co wiem, nie uwierzy mi. Albo co gorsza uwierzy i nie będzie
chciał znać takiej ladacznicy jak ja. Lecz, czy można mnie tak nazwać?
Zazwyczaj się tak nie zachowuję... Wtedy, kiedy do tego doszło, miałam gorszy
dzień, dużo gorszy dzień. I tyle. Ale patrząc na niego, wiedziałam, że nie
zrozumie.
Mówiąc mu tę prawdę, odstraszę go. Moje serce zabolało, zignorowałam je, jak
zwykle.
Przecież o to mi chodzi, by go zniechęcić, w końcu wcale go nie chcę. Bo nie
chcę, prawda?
Nie wiedziałam.
- Więc chcesz prawdy?
Kiwnął tylko głową, jakby nie chcąc marnować słów.
- W takim razie proszę bardzo, Panie Uchiha.
Poszłam po Saradę, która była moją jedyną podporą i, gdy już miałam ją na
rękach, spokojnie usiadłam na przeciwko niego i zaczęłam.
Cały czas uważnie obserwowałam jego twarz, nie chcąc stracić żadnej ze zmian,
które na niej zachodziły. Widziałam tam obojętność, niedowierzanie, zmieszanie,
a nawet złość, nie było jednak obrzydzenia, czy też pogardy, to mnie
zastanawiało. Co też tam sobie myślisz, mój drogi? Co siedzi w twojej głowie,
czego nie chcesz mi ukazać?
Kiedy skończyłam, on dopił herbatę, pomilczał przez chwilę, kalkulując i
powtarzając zapewne usłyszane informacje. Ja za to siedziałam, cały czas nie
spuszczając go z oka, nie chcąc tracić nic, prawie jakbym oglądała bardzo
interesujący film.
- Więc mówisz mi, że musiałaś upić się, bo byłaś smutna i przespałaś się z
kimś, kogo teraz nawet nie pamiętasz? Ty na prawdę jesteś idiotką.
Co też on nie powie?! Proszę państwa! Drogi nam wszystkim Sasuke Uchiha jednak
myśli!
Wiedziałam, że zgryźliwe myśli nic nie dadzą, ale nie mogłam się powstrzymać.
Za każdym razem, kiedy się widzimy, on wyzywa mnie od idiotki. Już nie wiem,
czy serio jestem idiotką, czy też mówi to, bym zaczęła wierzyć, że nią jestem.
- No cóż, dziękuję, że odpowiedziałaś na moje pytanie. Ale mam jeszcze jedno.
Już się bałam.
- Skoro nie masz mężczyzny, nic nie stoi na przeszkodzie, więc czemu nie?
Od razu wiedziałam iż pije do naszego domniemanego małżeństwa.
- Teraz chcę całą siebie poświęcić dziecku.
- Rozumiem to doskonale, ale ona będzie potrzebowała ojca.
- I ty mógłbyś nim zostać?
- Dlaczego nie?
Roześmiałam się. On autentycznie wierzył w to co mówił, tylko był jeden mały
problem, ja w to w ogóle nie wierzyłam.
- Wybacz mi Sasuke, ale nie. I będę ci odmawiać tyle razy, ile razy jeszcze o
to zapytasz.
- Nie mogę cię zrozumieć.
- I wcale nie musisz. Ja wiem dlaczego nie chcę za ciebie wyjść, to mi
wystarcza.
- Ja też chciałbym to wiedzieć. Może wtedy dałbym ci spokój.
- Nie wierzę ci Sasuke, nie wierzę w żadne słowo, które pada z twoich ust w tym
momencie.
- I wcale nie musisz.- przedrzeźniał mnie, sukinsyn- Chciałbym tylko byś podała
mi dobry powód, dla którego odrzucasz moją propozycję.
- Skoro musisz... Bo nie ma w tym miłości, właśnie dlatego.
- Po tym, jak zrobiłaś dziecko z obcym mężczyzną, którego de facto, nawet nie
pamiętasz, dalej mówisz o miłości?
- Nie wolno mi? Tylko przez jedną głupotę, nie mogę liczyć na miłość?
- Nie o to mi chodziło, więc nie odbieraj moich słów w ten sposób proszę.
- A jak mam je odebrać? Przecież właśnie o to ci chodziło!
- Nie!- pierwszy raz podniósł głos w mojej obecności- Daję ci idealną
propozycję, małżeństwo, nawet jeśli z rozsądku, to przynajmniej dla dobra
twojego dziecka, które potrzebuje rodziny.
- Ja jestem jej rodziną!
- Nie wygłupiaj się i nie bądź dzieckiem. Doskonale widzę, że wiesz o co mi
chodzi, więc nie udawaj, że tak nie jest.
- Co powiedzą twoi rodzice, gdy zobaczą twoją żonę, ale z dodatkiem w postaci
dziecka?
- Pewnie oboje się ucieszą, że jakimś cudem już jedno zrobiłem.
- Ale to nie twoje dziecko!
- Nikt nie musi się dowiedzieć. Mała ma czarne włoski, jasną cerę, można
powiedzieć, że to moje dziecko i nikt nie będzie tego podważał.
- Czy ty siebie słyszysz? Chcesz okłamywać własnych rodziców?
Ale on nie odpowiadał. Milczał, zamyślony, nie zwracając na mnie najmniejszej
nawet uwagi. To było zastanawiające, w końcu przed chwilą usta mu się nie
zamykały.
Wstał nagle, podszedł do mnie szybko i prawie wyrwał mi Saradę z rąk. Nawet się
nie zająknęłam zaciekawiona o co mu chodzi na bogów.
Kiedy uniósł ją ku twarzy i zaczął oględziny, z tą swoją marsową miną, znów
zachciało mi się śmiać.
A on ciągle patrzył, patrzył, patrzył i, gdy to robił, wyglądał jakoś tak
inaczej. Sarada w jego rękach sprawiała, że on sam wyglądał na mniej groźnego.
Sama nie wiedziałam jeszcze co się w nim zmieniło i jak to opisać, ale nagle,
jak piorun, przeszło przeze mnie wrażenie, że wszystko jest na swoim miejscu.
Jedna jedyna myśl w mej głowie: "Jest tak, jak być powinno." Pojawiła
się i zniknęła.
- Oczy jej ciemnieją.
- Słucham?
- Mówię, że oczy jej ciemnieją. Ostatnio miała błękitne, ale teraz są bardziej
brudno zielone.
- Ah, o tym mówisz. To całkowicie normalne, że kolor oczu się u niej zmienia.
Myślałam, że będzie mieć zielone po mnie, lecz one dalej ciemnieją. Stawiam
więc na brązowe.
- Hn.
I nic więcej nie powiedział. Poszedł odłożyć małą do łóżeczka, bo zaczęła mu
zasypiać na rękach, co było niespodziewane i bardzo słodkie. Moje serce
ponownie zacisnęło się boleśnie, ale nadal usilnie starałam się je ignorować.
Sasuke nie zwracając na mnie większej uwagi skierował się do wyjścia i na
odchodne rzucił tylko "Do zobaczenia następnym razem."
Zastanawiałam się, czy chcę by doszło do następnego razu, skoro w jego
obecności czułam się taka niepewna, słaba i krucha, a jednocześnie pełna sił...
Cichy głosik w mojej głowie szeptał iż owszem, chcę tego bardziej niż powinnam.
Nie mogłam na to pozwolić! Już nigdy nie chciałam być wykorzystana, przez
kogokolwiek, by później zostać sama.
Całkiem sama.
~~!~~
Przez następny tydzień, ten głupek,
Sasuke, psia jego mać, nie chciał wyjść z mojej głowy. I chociaż próbowałam
wszystkiego, od zajmowania się dzieckiem, po długie spacery i gotowanie
posiłków, podświadomie czekałam na jakiś znak od niego.
Co teraz robić?
Nie wiem.
Byłam nim tak zaaferowana, że nawet nie interesował mnie nikt inny. W tym moje
dwie przyjaciółki!
Z serii: "Jak facet może zamącić ci w głowie?"
Moja odpowiedź brzmi: "bardzo".
No bo jak można zapomnieć o dwóch najbliższych twemu sercu osobach? Nie można!
I nie ma na to żadnego usprawiedliwienia, poza moją głupotą, jak mniemam.
Dopiero telefon zdenerwowanego Naruto, przywrócił mnie światu. W ogóle nie
mogłam zrozumieć słowa, z tego, co chciał mi przekazać i dlatego na początku
nieźle się przeraziłam, dopóki Ino, która jakimś cudem była na miejscu, nie
wyjaśniła mi o co chodzi. Hinatka rodziła!
Jeszcze nigdy tak szybko się nie spakowałam, a raczej nie siebie, tylko Saradę
i rzeczy potrzebne na kilka godzin, takie jak pampersy, czy też mleko w
proszku. Nie miałam z kim jej zostawić, dlatego też wzięłam ją ze sobą.
I gdy udało mi się dotrzeć do szpitala byłam spocona i zziajana, jak po
przynajmniej godzinnym treningu. Ino śmiała się ze mnie co najmniej dziesięć
minut, przestała dopiero kiedy zupełnie zabrakło jej tchu. Poudawałam trochę,
że jestem na nią obrażona, ale nie mogłam się w to zbyt długo bawić, bo Naruto
potrzebował "duchowego" wsparcia.
Totalnie zdenerwowany, prawie obgryzał swoje paznokcie. Wcześniej był w sali
razem ze swoją żoną, ale strasznie histeryzował, ponoć sama Hinata, wkurzona na
całego, kazała mu wyjść i czekać na zewnątrz. A ta bida, mój przyjaciel,
totalnie pokonany i zlękniony, trząsł się jak osika pod salą. Czekając na
jakikolwiek znak, że już po wszystkim.
Z tego w sumie, też był niemały ubaw. Sam zainteresowany łypał tylko na nas,
kiedy śmiałyśmy się, jaka teraz z niego baba.
Do czasu oczywiście. Kiedy wyszła pielęgniarka oznajmiając nam, że już koniec i,
że urodził im się zdrowy syn, którego płacz słyszeliśmy już od chwili. Naruto wyprostował się dumnie i ze śmiechem na ustach porwał biedną młodą
dziewczynę w ramiona. Kręcił się z nią w kółko, krzycząc, że ma syna, aż tej czepek
spadł z głowy.
Siłą i krzykiem zmusiłam go by puścił kobietę i poszedł zobaczyć się z ukochaną.
Ten zamroczony pokiwał kilka razy głową, by pofrunąć do niej czym prędzej.
I kiedy my także mogliśmy już do nich dołączyć, zobaczyłam najpiękniejszy
obrazek w moim życiu. Nawet jeżeli Hinata była zmęczona, wyglądała przepięknie,
kiedy u swego boku miała Naruto, swą jedyną, wielką miłość. A teraz dodatkowo
mieli synka, jawny wyraz głębokiego uczucia.
Łzy zakręciły się w moich oczach, a moje serce rozpadło się na kawałki. Dopiero
po chwili doszło do mnie jaka jestem zazdrosna i jak bardzo jest to nie w
porządku co do Hinaty, dziewczyny, która zawsze była ze mną. Jaką byłam
szczęściarą, mogąc nazywać się jej przyjaciółką. Jak mogłam poczuć w stosunku
niej zazdrość? Jak źle to o mnie świadczyło!?
Miałam ochotę ukrzyżować się za te złe myśli.
Na moje szczęście nikt nic nie zauważył, a ja mogłam w spokoju poudawać, że
niezmiernie się cieszę ich szczęściem. Może nie udawałam do końca, na prawdę
się cieszyłam, nawet jeśli w moim sercu nie było dla tego szczęścia miejsca,
postarałam się je zrobić, chociażby na siłę.
W końcu i ja miałam szczęście, moją malutką Saradę, a jej miłość była
bezwarunkowa, w końcu widywałam to codziennie w jej małych, słodkich oczkach.
Miałmiał

wtorek, 15 grudnia 2015
niedziela, 13 grudnia 2015
[8]
Zamknęłam
oczy i zaczęłam rozmasowywać skronie, bo jak na złość rozbolała mnie głowa. Za
dużo informacji, krzyczało moje drugie ja, nie mogłam się nie zgodzić. Nie wiedziałam
o czym ten koleś myśli, zupełnie go nie rozumiałam. No bo w końcu miał kobietę,
z którą miał się ożenić, zgodnie z zaleceniem ojca, a tu takie kwiatki. Jaki to
ma sens? Po co cała ta szopka? Nie mógł z nią zostać? W końcu sam powiedział,
że dla firmy jest w stanie zrobić wszystko, więc ślub z nią nie powinien być aż
taki zły. Spojrzałam na niego i nasze oczy się spotkały, ja byłam na skraju
szaleństwa, za to on czegoś wyczekiwał.
- Nie rozumiem Sasuke...
- Czego?
- Po co to wszystko? Skoro była Aya, to mogłeś ożenić się z nią. Czyż nie? Nie rozumiem...
- Przecież ci powiedziałem, że to idiotka.
- No to po co z nią byłeś?
- Mówiłem ci, że miałem gorzej od mojego brata prawda?- kiwnęłam głową- Chodziło właśnie o kobietę, on miał narzeczoną, a ja byłem sam. I odpowiadał mi ten stan rzeczy. Ale niektórym nie, tak więc znaleziono mi kobietę i dano czas na zapoznanie się z nią, możliwe nawet iż myśleli, że ją pokocham. Im więcej czasu z nią spędzałem, tym większą niechęć do niej czułem. Ale przecież była "idealną kandydatką". Byłem głupcem, mogłem od razu sam szukać kobiety, ale jestem również wygodny. Skoro podali mi jakąś na tacy, to po co się przemęczać? Tak właśnie myślałem.
- To trzeba było z nią zostać.
- Chodzi o to, że otworzyły mi się oczy, wcale nie chciałem mieć za żonę, rozpuszczonej, bogatej panienki. I uświadomiłem rodzicom, że ona się nie nadaje. Tyle w temacie.
- Ale w takim razie po co ci ja? Nie może to być jakakolwiek kobieta? Przecież na sto procent, każda, którą byś poprosił by się zgodziła.
- A ty nie?
- Oczywiście, że nie! Przecież małżeństwo zawiera się z miłości!
- Zawsze możesz mnie pokochać.
Czy on był idiotą? W ogóle nie rozumiał o co mi chodzi. Dla niego to miał być czysty biznes.
- Jesteś moją dłużniczką.
- Pewnie, że jestem. Ale nie mam zamiaru w ten sposób spłacać długu. Możesz żądać pieniędzy, przysługi...
- To będzie przysługa.
- To jest małżeństwo! A nie jakieś idiotyczne zabawy!
- Ja doskonale wiem co to jest.
- To znajdź kogoś, kogo pokochasz i wtedy wszystko będzie dobrze. A teraz chyba musisz już iść.
Wstałam i skierowałam się ku drzwiom wyjściowym, by dać mu znać, że na tym zakończy się nasze spotkanie. Sarada została na kanapie śpiąc słodko, a Sasuke posłusznie poszedł za mną.
- Na pewno ktoś ci się spodoba Sasuke, musisz tylko poszukać.
Starałam się nawet uśmiechnąć pokrzepiająco, ale niezbyt mi to wychodziło. Czułam delikatny żal, głęboko w moim serduszku. W końcu oświadczył mi się Uchiha! Nie lada gratka.
Już otwierałam drzwi, gdy Sasuke złapał mnie w talii i przyciągnął do siebie.
- A jakbym ci powiedział, że mi się podobasz?
Zesztywniałam na całym ciele, jego oddech łaskotał moje ucho, a myśli zaczęły kotłować w głowie. To nie tak miało być! Miał wyjść, nie mącić mi w głowie! Opanowałam się na tyle szybko, na ile pozwalały mi nerwy i spokojna odwróciłam głowę, gdyż reszta ciała ciągle znajdowała się w jego ramionach.
- Prawdopodobnie bym cię wyśmiała.
Tu on się zaśmiał, a ja tylko obserwowałam.
- W takim razie śmiej się do woli. Podobasz mi się. Chociaż często zachowujesz się jak idiotka.
- No na pewno zgodzę się na małżeństwo z tobą, po takim wyznaniu, lecę pędzę. Puść mnie.
- Nie mam ochoty.
- Powiedziałam puść!
Zaczęłam wierzgać nogami i rękami, żeby tylko wyswobodzić się z jego uścisku, ale wszystko na marne. Był silniejszy ode mnie, przegrałam na starcie.
- Nie mówię, żebyś godziła się teraz. Mamy czas. Możemy się lepiej poznać, jeśli będziesz chciała. Na razie nie musisz podejmować decyzji, dlatego przemyśl to dokładnie. A, no i pamiętaj. Ja zawsze dostaję to czego chcę, a chcę ciebie.
I mnie pocałował. To było na tyle niespodziewane, co dziwne, nie na miejscu. Nogi wrosły mi w ziemię, cała zesztywniałam, czekając aż skończy. Ale jemu rzeczywiście się nie spieszyło. Delikatnie muskał moje wargi swoimi, jakby czekając na moje przyzwolenie. A wargi miał niesamowite! Ciepłe i miękkie, takie jakich się spodziewałam. Zanim zdałam sobie sprawę, zaczęłam oddawać pocałunki, nie kontrolowałam siebie, a on mamił mnie. Mamił mnie sobą.
Gdy skończył ledwo stałam na nogach o własnych siłach, a on tylko uśmiechnął się tym swoim diabelskim uśmieszkiem i wyszedł, zostawiając mnie samą.
~~!~~
Jeszcze tego samego dnia zadzwoniłam po Ino i Hinatę. Nie chciałam być sama i musiałam komuś opowiedzieć wydarzenia z kilku wcześniejszych godzin. A kto nadawałby się lepiej na ploteczki, od oddanych przyjaciółek? Otóż nikt!
Umówiłyśmy się dopiero na dziewiętnastą, więc miałam całe trzy godziny tylko dla siebie. Jako, że Sarada smacznie spała, nakarmiona i wybawiona, mogłam na spokojnie udać się do łazienki, by wziąć odprężającą kąpiel. Jeśli nie wiesz co ze sobą zrobić, targają tobą nerwy, lub może masz gorszy dzień, najlepsza jest gorąca kąpiel i chwilowe zapomnienie.
Naszykowałam wannę i wskoczyłam czym prędzej nie chcąc marnować ani jednej sekundy więcej. Woda opływała moje ciało, które wdzięczne za łaskawe traktowanie, rozpuszczało się. Zdecydowanie przyjemna sprawa, mogłabym taplać się godzinami. Równie długo mogłabym rozmyślać o Sasuke, zafajdany dupek! Wiedział, że jeśli mnie pocałuje, nie wyleci z mej głowy do końca tego roku. Wszystko sobie pewnie zaplanował. I jeszcze ta gadka szmatka, że zawsze zdobywa to co chce... Gdyby nie był takim przystojniakiem, obiłabym mu tą jego buźkę, a tak to nie mam sumienia. Moje uwielbienie do męskiego piękna powinno się w diabły wynieść! Żadnego ze mnie pożytku jak się zauroczę! Nie zamierzałam odpuszczać, teraz moim priorytetem była Sarada, nie mężczyźni.
Z mocnym postanowieniem, że nie ugnę się przed tym mężczyzną, wyszłam z wanny i opatuliłam ręcznikiem. Nie byłam zbytnio zaskoczona, gdy zobaczyłam iż w wannie spędziłam co najmniej godzinę. Czułam zresztą dookoła siebie zimną wodę, nic nowego, za każdym razem to samo.
Ubrałam się w zwykłe dresy, zarezerwowane wyłącznie na leniuchowanie w domu i przyrządziłam sobie kanapki z herbatą, po czym zasiadłam w salonie. Myśli błądziły swobodnie, a ja w spokoju zjadłam co miałam.
Czas leciał powoli, więc włączyłam po cichu muzykę i poszłam po malutką, która dała mi znać, że się obudziła.
~~!~~
- Czekaj, czekaj, bo coś tu do mnie nie dociera. Jak to oświadczył ci się?!
Szczerze zaczęłam żałować, że po nie zadzwoniłam. Zachciało im się babskiego wieczoru, a w sumie to zachciało się Ino, która pokłócona z Sai'em, popadła w stan depresyjny i leczyła go alkoholem. Ja z Hinatą nie mogłyśmy umoczyć dzioba, obie z wiadomych względów, a ta wyżywała się na nas. To nie tak, że jestem alkoholiczką, ale kiedy spotykasz się z koleżankami i siedzisz o suchym pysku... Szkoda gadać. Dużym plusem była Hinata, oczywiście dla mnie.
- Sakura! Odpowiedz! A nie błądzisz myślami...
- Czekałam aż zamkniesz jadaczkę. Poza tym już powiedziałam, co miałam. Nic poza tym się nie wydarzyło.
- To po co on ci się oświadczył, skoro nic pomiędzy wami nie było?
- Żebym tylko ja wiedziała...- wyszeptałam.
- Cooo?!!!
- Gówno! Nie drzyj mi się do ucha, bo ogłuchnę!!!
Poważnie zdenerwowana odsunęłam się od niej na bezpieczną dla moich bębenków odległość. Trochę tego pożałowałam, jak blondyna zrobiła smutną minkę i zaczęła pociągać nosem.
- Ino, nie chciałam cię zranić, ale poważnie strasznie krzyczysz, jak się upijesz, zwłaszcza na smutno.
- Chciałam tylko, żeby ktoś mnie przytulił, a w sumie, żeby to on mnie przytulił, ale on wyszedł. Bez słowa i ja, i ja nie wiem co robić...
Tu rozpłakała się na dobre i oczywiście obie z Hiną rzuciłyśmy się jej na ratunek. Odwaliwszy zbiorowego przytulaska, powiedziałyśmy sobie wiele słów, prosto z serca. Następnie Ino zasnęła, srogo upojona alkoholem.
- Sakura, co masz zamiar z tym zrobić?
Nie sądziłam, że to Hinata będzie ciągnęła rozmowę na ten temat, ale nie chciałam go również unikać, więc wolałam porozmawiać o tym właśnie z nią.
- On traktuje to wszystko jak dobrą zabawę, idealne wyjście z sytuacji. Ale ja nie mam takiego podejścia do małżeństwa. Chcę kiedyś znaleźć osobę, którą obdarzę miłością i dopiero wtedy, gdy odwzajemni moje uczucia, będziemy mogli mówić o małżeństwie.
- Zawsze możesz spróbować go uwieść. W końcu już cię wybrał, moim zdaniem to coś znaczy.
- A moim, po prostu ma ochotę się zabawić, szkoda tylko, że moim kosztem.
- Nie bądź taka zgryźliwa. Tak na prawdę to nic nie wiesz, bo nie siedzisz mu w głowie.
- Ty także nie.
- Fakt. No cóż, nie będę cię namawiać, ja sama też pewnie bym się nie zgodziła. Chociaż byłam prawie pewna, że on ci się podoba.
- To, że mi się podoba, nie oznacza od razu iż chcę zaciągnąć go do ołtarza. Zwłaszcza, że mam z kimś dziecko. Słowo kimś jest tutaj kluczowe, bo ja nie mam pierdolonego pojęcia z kim, a to, musisz przyznać, jest już dużym problemem.
Mała Sarada, jakby wyczuwając, że o niej mówimy obudziła się, więc od razu do niej poszłam. Była rozbudzona i chętna do wspólnego spędzania czasu, a ja nie mogąc odmówić jej żywym oczkom, wzięłam ją ze sobą.
- Dzwonił Naruto, zaraz po mnie będzie.
- Więc już nas opuszczasz?
- Nie udawaj, że się smucisz, widać, że to fałsz!
Ale jej usta rozciągnęły się w szczerym uśmiechu. Uwielbiałam ją za ten właśnie uśmiech. Była moją przyjaciółką, nawet jeśli działo się źle, była przy mnie.
-Kocham cię Hinata!!!
Podeszłam do niej i wtuliłam twarz w jej włosy, Sarada uwięziona między nami wydawała śmieszne dźwięki, a my tylko stałyśmy. Moje oczy się zaszkliły, gdy Hina pogłaskała mnie po głowie, co robiła, kiedy chciała dodać mi otuchy, pocieszyć lub po prostu okazać trochę czułości. Ale to jej słowa poruszyły moim małym serduszkiem.
- Ja ciebie też głuptasie. Ja ciebie też.
- Nie rozumiem Sasuke...
- Czego?
- Po co to wszystko? Skoro była Aya, to mogłeś ożenić się z nią. Czyż nie? Nie rozumiem...
- Przecież ci powiedziałem, że to idiotka.
- No to po co z nią byłeś?
- Mówiłem ci, że miałem gorzej od mojego brata prawda?- kiwnęłam głową- Chodziło właśnie o kobietę, on miał narzeczoną, a ja byłem sam. I odpowiadał mi ten stan rzeczy. Ale niektórym nie, tak więc znaleziono mi kobietę i dano czas na zapoznanie się z nią, możliwe nawet iż myśleli, że ją pokocham. Im więcej czasu z nią spędzałem, tym większą niechęć do niej czułem. Ale przecież była "idealną kandydatką". Byłem głupcem, mogłem od razu sam szukać kobiety, ale jestem również wygodny. Skoro podali mi jakąś na tacy, to po co się przemęczać? Tak właśnie myślałem.
- To trzeba było z nią zostać.
- Chodzi o to, że otworzyły mi się oczy, wcale nie chciałem mieć za żonę, rozpuszczonej, bogatej panienki. I uświadomiłem rodzicom, że ona się nie nadaje. Tyle w temacie.
- Ale w takim razie po co ci ja? Nie może to być jakakolwiek kobieta? Przecież na sto procent, każda, którą byś poprosił by się zgodziła.
- A ty nie?
- Oczywiście, że nie! Przecież małżeństwo zawiera się z miłości!
- Zawsze możesz mnie pokochać.
Czy on był idiotą? W ogóle nie rozumiał o co mi chodzi. Dla niego to miał być czysty biznes.
- Jesteś moją dłużniczką.
- Pewnie, że jestem. Ale nie mam zamiaru w ten sposób spłacać długu. Możesz żądać pieniędzy, przysługi...
- To będzie przysługa.
- To jest małżeństwo! A nie jakieś idiotyczne zabawy!
- Ja doskonale wiem co to jest.
- To znajdź kogoś, kogo pokochasz i wtedy wszystko będzie dobrze. A teraz chyba musisz już iść.
Wstałam i skierowałam się ku drzwiom wyjściowym, by dać mu znać, że na tym zakończy się nasze spotkanie. Sarada została na kanapie śpiąc słodko, a Sasuke posłusznie poszedł za mną.
- Na pewno ktoś ci się spodoba Sasuke, musisz tylko poszukać.
Starałam się nawet uśmiechnąć pokrzepiająco, ale niezbyt mi to wychodziło. Czułam delikatny żal, głęboko w moim serduszku. W końcu oświadczył mi się Uchiha! Nie lada gratka.
Już otwierałam drzwi, gdy Sasuke złapał mnie w talii i przyciągnął do siebie.
- A jakbym ci powiedział, że mi się podobasz?
Zesztywniałam na całym ciele, jego oddech łaskotał moje ucho, a myśli zaczęły kotłować w głowie. To nie tak miało być! Miał wyjść, nie mącić mi w głowie! Opanowałam się na tyle szybko, na ile pozwalały mi nerwy i spokojna odwróciłam głowę, gdyż reszta ciała ciągle znajdowała się w jego ramionach.
- Prawdopodobnie bym cię wyśmiała.
Tu on się zaśmiał, a ja tylko obserwowałam.
- W takim razie śmiej się do woli. Podobasz mi się. Chociaż często zachowujesz się jak idiotka.
- No na pewno zgodzę się na małżeństwo z tobą, po takim wyznaniu, lecę pędzę. Puść mnie.
- Nie mam ochoty.
- Powiedziałam puść!
Zaczęłam wierzgać nogami i rękami, żeby tylko wyswobodzić się z jego uścisku, ale wszystko na marne. Był silniejszy ode mnie, przegrałam na starcie.
- Nie mówię, żebyś godziła się teraz. Mamy czas. Możemy się lepiej poznać, jeśli będziesz chciała. Na razie nie musisz podejmować decyzji, dlatego przemyśl to dokładnie. A, no i pamiętaj. Ja zawsze dostaję to czego chcę, a chcę ciebie.
I mnie pocałował. To było na tyle niespodziewane, co dziwne, nie na miejscu. Nogi wrosły mi w ziemię, cała zesztywniałam, czekając aż skończy. Ale jemu rzeczywiście się nie spieszyło. Delikatnie muskał moje wargi swoimi, jakby czekając na moje przyzwolenie. A wargi miał niesamowite! Ciepłe i miękkie, takie jakich się spodziewałam. Zanim zdałam sobie sprawę, zaczęłam oddawać pocałunki, nie kontrolowałam siebie, a on mamił mnie. Mamił mnie sobą.
Gdy skończył ledwo stałam na nogach o własnych siłach, a on tylko uśmiechnął się tym swoim diabelskim uśmieszkiem i wyszedł, zostawiając mnie samą.
~~!~~
Jeszcze tego samego dnia zadzwoniłam po Ino i Hinatę. Nie chciałam być sama i musiałam komuś opowiedzieć wydarzenia z kilku wcześniejszych godzin. A kto nadawałby się lepiej na ploteczki, od oddanych przyjaciółek? Otóż nikt!
Umówiłyśmy się dopiero na dziewiętnastą, więc miałam całe trzy godziny tylko dla siebie. Jako, że Sarada smacznie spała, nakarmiona i wybawiona, mogłam na spokojnie udać się do łazienki, by wziąć odprężającą kąpiel. Jeśli nie wiesz co ze sobą zrobić, targają tobą nerwy, lub może masz gorszy dzień, najlepsza jest gorąca kąpiel i chwilowe zapomnienie.
Naszykowałam wannę i wskoczyłam czym prędzej nie chcąc marnować ani jednej sekundy więcej. Woda opływała moje ciało, które wdzięczne za łaskawe traktowanie, rozpuszczało się. Zdecydowanie przyjemna sprawa, mogłabym taplać się godzinami. Równie długo mogłabym rozmyślać o Sasuke, zafajdany dupek! Wiedział, że jeśli mnie pocałuje, nie wyleci z mej głowy do końca tego roku. Wszystko sobie pewnie zaplanował. I jeszcze ta gadka szmatka, że zawsze zdobywa to co chce... Gdyby nie był takim przystojniakiem, obiłabym mu tą jego buźkę, a tak to nie mam sumienia. Moje uwielbienie do męskiego piękna powinno się w diabły wynieść! Żadnego ze mnie pożytku jak się zauroczę! Nie zamierzałam odpuszczać, teraz moim priorytetem była Sarada, nie mężczyźni.
Z mocnym postanowieniem, że nie ugnę się przed tym mężczyzną, wyszłam z wanny i opatuliłam ręcznikiem. Nie byłam zbytnio zaskoczona, gdy zobaczyłam iż w wannie spędziłam co najmniej godzinę. Czułam zresztą dookoła siebie zimną wodę, nic nowego, za każdym razem to samo.
Ubrałam się w zwykłe dresy, zarezerwowane wyłącznie na leniuchowanie w domu i przyrządziłam sobie kanapki z herbatą, po czym zasiadłam w salonie. Myśli błądziły swobodnie, a ja w spokoju zjadłam co miałam.
Czas leciał powoli, więc włączyłam po cichu muzykę i poszłam po malutką, która dała mi znać, że się obudziła.
~~!~~
- Czekaj, czekaj, bo coś tu do mnie nie dociera. Jak to oświadczył ci się?!
Szczerze zaczęłam żałować, że po nie zadzwoniłam. Zachciało im się babskiego wieczoru, a w sumie to zachciało się Ino, która pokłócona z Sai'em, popadła w stan depresyjny i leczyła go alkoholem. Ja z Hinatą nie mogłyśmy umoczyć dzioba, obie z wiadomych względów, a ta wyżywała się na nas. To nie tak, że jestem alkoholiczką, ale kiedy spotykasz się z koleżankami i siedzisz o suchym pysku... Szkoda gadać. Dużym plusem była Hinata, oczywiście dla mnie.
- Sakura! Odpowiedz! A nie błądzisz myślami...
- Czekałam aż zamkniesz jadaczkę. Poza tym już powiedziałam, co miałam. Nic poza tym się nie wydarzyło.
- To po co on ci się oświadczył, skoro nic pomiędzy wami nie było?
- Żebym tylko ja wiedziała...- wyszeptałam.
- Cooo?!!!
- Gówno! Nie drzyj mi się do ucha, bo ogłuchnę!!!
Poważnie zdenerwowana odsunęłam się od niej na bezpieczną dla moich bębenków odległość. Trochę tego pożałowałam, jak blondyna zrobiła smutną minkę i zaczęła pociągać nosem.
- Ino, nie chciałam cię zranić, ale poważnie strasznie krzyczysz, jak się upijesz, zwłaszcza na smutno.
- Chciałam tylko, żeby ktoś mnie przytulił, a w sumie, żeby to on mnie przytulił, ale on wyszedł. Bez słowa i ja, i ja nie wiem co robić...
Tu rozpłakała się na dobre i oczywiście obie z Hiną rzuciłyśmy się jej na ratunek. Odwaliwszy zbiorowego przytulaska, powiedziałyśmy sobie wiele słów, prosto z serca. Następnie Ino zasnęła, srogo upojona alkoholem.
- Sakura, co masz zamiar z tym zrobić?
Nie sądziłam, że to Hinata będzie ciągnęła rozmowę na ten temat, ale nie chciałam go również unikać, więc wolałam porozmawiać o tym właśnie z nią.
- On traktuje to wszystko jak dobrą zabawę, idealne wyjście z sytuacji. Ale ja nie mam takiego podejścia do małżeństwa. Chcę kiedyś znaleźć osobę, którą obdarzę miłością i dopiero wtedy, gdy odwzajemni moje uczucia, będziemy mogli mówić o małżeństwie.
- Zawsze możesz spróbować go uwieść. W końcu już cię wybrał, moim zdaniem to coś znaczy.
- A moim, po prostu ma ochotę się zabawić, szkoda tylko, że moim kosztem.
- Nie bądź taka zgryźliwa. Tak na prawdę to nic nie wiesz, bo nie siedzisz mu w głowie.
- Ty także nie.
- Fakt. No cóż, nie będę cię namawiać, ja sama też pewnie bym się nie zgodziła. Chociaż byłam prawie pewna, że on ci się podoba.
- To, że mi się podoba, nie oznacza od razu iż chcę zaciągnąć go do ołtarza. Zwłaszcza, że mam z kimś dziecko. Słowo kimś jest tutaj kluczowe, bo ja nie mam pierdolonego pojęcia z kim, a to, musisz przyznać, jest już dużym problemem.
Mała Sarada, jakby wyczuwając, że o niej mówimy obudziła się, więc od razu do niej poszłam. Była rozbudzona i chętna do wspólnego spędzania czasu, a ja nie mogąc odmówić jej żywym oczkom, wzięłam ją ze sobą.
- Dzwonił Naruto, zaraz po mnie będzie.
- Więc już nas opuszczasz?
- Nie udawaj, że się smucisz, widać, że to fałsz!
Ale jej usta rozciągnęły się w szczerym uśmiechu. Uwielbiałam ją za ten właśnie uśmiech. Była moją przyjaciółką, nawet jeśli działo się źle, była przy mnie.
-Kocham cię Hinata!!!
Podeszłam do niej i wtuliłam twarz w jej włosy, Sarada uwięziona między nami wydawała śmieszne dźwięki, a my tylko stałyśmy. Moje oczy się zaszkliły, gdy Hina pogłaskała mnie po głowie, co robiła, kiedy chciała dodać mi otuchy, pocieszyć lub po prostu okazać trochę czułości. Ale to jej słowa poruszyły moim małym serduszkiem.
- Ja ciebie też głuptasie. Ja ciebie też.
poniedziałek, 7 grudnia 2015
[7]
Moje
postanowienie spaliło na panewce. Mój czas był
tak obładowany zajmowaniem się małą, że Sasuke wypadł mi z głowy i
dopiero po kilku dniach przypomniałam sobie, co takiego miałam zrobić.
Powstrzymałam chęć głośnego klapnięcia się otwartą ręką w czoło i od razu
poszłam po telefon. Im dużej coś odkładam tym większe prawdopodobieństwo, że
tego nie zrobię. Taka już byłam.
Gdy w słuchawce rozległ się odgłos dzwonienia troszkę się zdenerwowałam. Co powiedzieć? Przywitać się normalnie? Może od razu podziękować? Moje gorączkowe rozmyślania przerwało nagranie mówiące, że w tym momencie nie może odebrać. Zeszło ze mnie całe powietrze i zamiast nagrać się na pocztę, by dowiedział się, kto dzwonił, od razu wcisnęłam przycisk rozłącz. Drapiąc się po głowie wlepiałam oczy w ekran telefonu, nie do końca wiedząc, co też począć. Dlatego też o mało nie wypadł mi on z rąk, gdy na wyświetlaczu pojawiło się imię Uchihy, a telefon zaczął wygrywać melodię.
Dłonie mi zwilgotniały, postanowiłam się jednak zbytnio nie podniecać, jak najszybciej opanowałam swoje nerwy i odebrałam telefon.
- Słucham?
- Z tej strony Sasuke Uchiha. Mogę wiedzieć z kim mam przyjemność?
Miałam ochotę zaśmiać się w głos na ten jego biznesowy ton, ale zachowałam resztki rozsądku i normalnie się przedstawiłam.
- Sasuke, to ja, Sakura.
Chwila ciszy po drugiej stronie, potem ciche chrząknięcie i znowu cisza. Nie wiedziałam co dalej zrobić, więc zadałam najbardziej banalne pytanie na świecie.
- Ym, nie przeszkadzam ci, prawda?
- Przecież oddzwoniłem, to chyba oczywiste, że nie?
- No tak, ten, przepraszam?
- Czy jest coś co byś ode mnie chciała?
- Zasadniczo to powiedzieć dziękuję za tamten dzień. I pomyślałam, że to ty coś chciałeś, dlatego też zadzwoniłam, żeby się dowiedzieć.
I znowu nastała cisza, zaczynała mnie denerwować jego małomówność, zwłaszcza, że nie miałam możliwości zobaczyć jego twarzy, dlatego też nie wiedziałam, czemu milczy.
- Sasuke?
- Czekaj, myślę.
- To myśl szybciej...
Mój skarb zakwilił raz cichutko, a ja niesamowicie wyczulona, od razu pobiegłam do niej, wiedząc, że więcej razy nie da mi znać, że mnie potrzebuje. Trzymając ją na rękach miałam nikłe możliwości, by dalej dzierżyć telefon, który w niewygodnej dla mnie pozycji, wylądował między moją głową, a ramieniem.
- Tak, było wtedy coś co chciałem od ciebie. Ale to chyba nieaktualne.
- Yyy, okej...
- Jakby co mam twój numer, więc po prostu zadzwonię. Czy tak może być?
- Tak jasne, dzwoń kiedy chcesz. Jestem twoją dłużniczką.
- Dłużniczką, mówisz...
I to wszystko. Myślałam, że się pożegna czy coś w tym stylu, ale chyba zbyt wiele po nim oczekiwałam, po drugiej stronie zaległa cisza, przerywana dźwiękiem zakończonego połączenia. Sasuke był gburem.
~~!~~
Zamiast zadzwonić, jak zrobiłby każdy normalny człowiek, on wolał po prostu przyjść, niesamowicie mnie przy okazji zaskakując. Miłym gestem z jego strony był przesłodki miś, którego zakupił specjalnie dla mnie, znaczy, dla mojej córeczki (tak... imienia ciągle brak, jestem taką okropną matką...).
Jego wygląd jak zwykle nienaganny zachwycał, dobrze skrojony garnitur, oczywiście szyty na zamówienie, no bo jakby to inaczej... Nawet bez krawatu wyglądał idealnie, niczym wyciągnięty z okładki. Jego twarz, która już zdążyła zapisać się w mojej głowie, była chyba jeszcze przystojniejsza, a ja zachodziłam w głowę, co takiego ten człowiek robi, żeby wyglądać jeszcze lepiej. Przecież to niemożliwe!!! Nikt nie może być idealny!!! Prawda? Czy tylko ja wychodzę z tego założenia?
Mniejsza z resztą o to, śmiać mi się chciało, gdy usiadł na mojej starej kanapie, wyglądał przekomicznie. Starał się chyba wyluzować, ale nijak mu to nie wychodziło, dlatego też wyglądał, jakby zupełnie tu nie pasował. I tak właśnie było. On nie należał do mojego świata, a ja nie należałam do jego. Więc czego on ode mnie chciał? Ewidentnie nie wiedział co ma powiedzieć, od czego zacząć, rozglądał się tylko od czasu do czasu dziwnym wzrokiem i milczał.
Mając dosyć ciszy, która panowała, zaproponowałam mu coś do picia i poszłam nam zrobić herbaty, kiedy tylko wyraził na nią chęć. Stojąc w kuchni i czekając, aż woda się zagotuje, miałam chwilę na ogarnięcie wszystkiego. Idealny facet jest w moim salonie, nie lubi mnie, ale jest tu i czegoś chce. Tylko czego do jasnej cholery może chcieć ode mnie facet, który nie darzy mnie nawet gramem sympatii? To było dziwne, stanowczo zbyt dziwne. Ale chciałam poczekać na rozwój wydarzeń, by móc wydać jakiś konkretny osąd.
Od razu, gdy dostał swój kubek przyssał się do niego i widać było, że niespecjalnie chce się z nim rozstawać. Dając mu chwilkę strasznie się niecierpliwiłam, poważnie, nie mogłam wytrzymać.
- Sasuke- tu zwrócił na mnie swoje czarne oczy- może powiesz mi o co chodzi?
Popatrzył na mnie, jakby do końca nie rozumiejąc słów, wychodzących z moich ust. Delikatnie potrząsnął głową i znów się rozejrzał.
- Szukasz kogoś?
- A mam kogo?
- Nie ma tu nikogo innego oprócz naszej dwójki, no i oczywiście małej.
- Ale zaraz pewnie ktoś przyjdzie?
Zastanowiłam się przez chwilę, czy pytał, czy może też stwierdzał, po chwili doszłam do wniosku iż pewnie oba.
- Jeżeli chodzi o Hinatę lub Ino, to nie.
Wzięłam malutką na ręce, by móc się zająć czymś produktywnym, skoro rozmowa jakoś niespecjalnie mi szła. Przytulając ją do piersi byłam bardziej pewna siebie, spokojniejsza. Bez obaw patrzyłam Sasuke w oczy i czekałam.
- Przecież nie o twoje koleżanki mi chodzi!- parsknął- Tylko o ojca.
- Ojca?- odpowiedziałam zaskoczona.
- No tak, ojca.
- Ale, czyjego ojca?
Spojrzał na mnie jak na idiotkę, którą oczywiście z siebie zrobiłam w tym momencie. Ale ja poważnie nie rozumiałam, a na wszystkich bogów, starałam się.
- Ojca twojego dziecka, Sakura.
I tutaj nie wytrzymałam, zaczęłam się śmiać. On był pewny, że mam kogoś! A to ci dopiero heca! Śmiałam się i śmiałam, aż się popłakałam. Moja dziewczynka patrzyła na mnie z jawnym zainteresowaniem, a ja nie mogłam się powstrzymać. Gdy tylko spojrzałam na jego twarz, musiałam śmiać się dalej, nie miałam innego wyboru. Jak już mi przeszło zrobiłam się smutna, no bo jak wyjaśnić obcej osobie, tę jakże zawiłą historię? Nie chciałam by wiedział. Nie chciałam by mnie osądzał.
- Widzisz Sasuke, to długa historia i jestem pewna, że nie chcesz jej słuchać, a nawet jeśli jakimś cudem, miałbyś ochotę i tak bym ci jej nie opowiedziała. A więc od razu przejdźmy do twojej sprawy. Jeśli można oczywiście?
Przeciągłe, zimne spojrzenie jakie mi posłał przyodziało mnie w gęsią skórkę, ale postanowiłam być twarda, on nie miał nic wspólnego z tą historią.
- Tak, możemy. Ale myślę Sakuro, że jeśli wszystko pójdzie po mojej myśli i tak opowiesz mi tą historię. Czekam na to z niecierpliwością.
Uśmiechnęłam się tylko krzywo, następnie kiwając głową, nie sądziłam bowiem, żeby było cokolwiek, co zmusiłoby mnie do spowiedzi temu człowiekowi. Ale przecież cuda się zdarzają prawda?
- Widzisz, jest pewna sprawa, która ma dla mnie ogromne znaczenie. Chcę coś osiągnąć, niestety, nie mogę zrobić tego sam.
Wytężyłam umysł, by przyswoić więcej nowych wiadomości, które wartkim potokiem wylały się z jego ust.
- Jak zapewne wiesz, mój ojciec jest właścicielem wielkiej korporacji, którą ja i mój brat mamy po nim odziedziczyć. Ma on dla nas wszystko podzielone, tak, by każdy był zadowolony i nikt nie czuł się pokrzywdzony. Jednakże, postawił nam pewne warunki, które musimy spełnić i to w określonym czasie. Są to warunki śmieszne, na które w żadnym wypadku bym nie przystał, gdyby nie firma. Dla niej jestem w stanie poświęcić wiele, nawet siebie.
Zlustrował mnie wzrokiem, sprawdzając czy wszystko do mnie dotarło i mówił dalej.
- Nigdy bym do ciebie nie przyszedł wiedząc, że masz dziecko, swoją drogą, jak jej tam?
Zarumieniłam się i spuściłam głowę.
- Ona nie ma imienia, nie mogłam żadnego wymyślić.
Nie miałam odwagi spojrzeć mu w oczy, bojąc się, że zacznie ze mnie szydzić. Nic takiego się nie wydarzyło.
- Dlaczego nie dasz jej jakiegoś zwykłego?
- Żadne do niej nie pasuje.
- No to nazwij ją jakkolwiek, może coś co jest bliskie twemu sercu? Może ulubione danie? Najlepsza przyjaciółka?
Nie wiedziałam po co drążył temat imienia dla mojej córeczki, ale było to niebywale miłe, dlatego też odwdzięczyłam się uśmiechem.
- Żeby tylko coś mi przychodziło do głowy...
Pomilczeliśmy chwilę, tym razem ciszę przerwał on.
- Wiem, nazwij ją Sałatka!
Myślałam, że padnę! Wielki Pan Sasuke Uchiha każe mi nadać dziecku imię na cześć warzyw? Do końca go pogięło? Ale nie, wyglądał na prawdę poważnie.
- Żartujesz?
- Nie, wcale nie.
- Ale, dlaczego tak?
- A dlaczego nie?
Pod naciskiem mojego wzroku, odwrócił głowę i chyba nawet delikatnie się zarumienił.
- No co, lubię sałatki, a skoro ty masz problem z wyborem imienia...
Ponownie tego dnia ryknęłam śmiechem, a on nie odezwał się do mnie, za to zrobił obrażoną minę. Więc nawet Pan Uchiha potrafi był słodki.
Popatrzyłam na dziecinkę, ułożoną w moich ramionach.
- Sałatka, co?- wyszeptałam- Salad? Salade? Sa-sa, hmm, może Sarada? Co ty na to? Sasuke?
Jego mina totalnie mnie zauroczyła, mieszanka szczęścia, dumy i czegoś jeszcze, czego nie byłam w stanie opisać. Niestety, wszystko to zniknęło jak za dotknięciem magicznej różdżki, a on wrócił do swojego zwykłego "ja". Trochę mnie to zasmuciło.
- Może być.- tylko tyle- A teraz wracając do sprawy, nie wiedziałem, że spodziewasz się dziecka, to trochę komplikuje sytuację, ale i z tym sobie poradzę, albo poradzimy. Zobaczymy.
Mętlik w mojej głowie był coraz większy, nie wiedziałam do czego zmierzamy.
- Zaraz, zaraz, czekaj. A jak tam Aya?
Jego szczęki zacisnęły się mocno, oczy zaczęły miotać piorunami. Oj, oj, ktoś tu nam się wkurzył.
- Ona miała odegrać pewną rolę w tych warunkach, ale na szczęście udało mi się od niej uwolnić, kiedy ukazałem rodzicom jej prawdziwą twarz. Okropna kobieta...
Szczerze wierzyłam w jego słowa, mówił o niej z taką nienawiścią, że zastanawiałam się, co takiego zrobiła, tak bardzo zachodząc mu za skórę. Wolałam to przemilczeć. Byłam taka ciekawa!
- I w ogóle czemu Sarada komplikuje sprawę?
Oj tak, ze szczęściem używałam jej imienia!
- W sumie to jeszcze nie wiem.
- Acha, więc nie wiesz...
- Może byś mi już nie przeszkadzała?
- No dobrze, przepraszam.
- W porządku. Mój ojciec przedstawił nam swój plan rok temu, dokładnie objaśniając same jego plusy, dla nas oczywiście. "Może i nie teraz, ale w przyszłości na pewno będziecie mi wdzięczni", trochę pozrzędził, lecz zdania nie zmienił. Mój brat miał pod niektórymi względami znacznie łatwiej niż ja, dlatego ojciec chciał mi pomóc. Niestety, pomoc się nie przydała, a tylko zwaliła na moją głowę więcej problemów.
Zaczęłam się domyślać, że problemy, o których mówił, to na przykład Aya. Niestety wszystko inne było dla mnie całkowicie niezrozumiałe.
- No dobrze, ale po co ci ja, Sasuke?
- Zaraz do tego dojdę. Widzisz, mój ojciec postawił mi warunek, by mieć firmę, muszę ożenić się, ustatkować, założyć rodzinę. Jakkolwiek tego nie nazwiesz, wychodzi na jedno. Dlatego proszę cię, byś za mnie wyszła Sakuro.
Szczęka mi opadła.
____________________________________________________________________________________
Nie spodziewałam się, że napiszę ten rozdział w tak szybkim tempie, ale pomysły się mnożą, a nie zapisując, nie zapamiętam.
Pozdrawiam
Anastazja ;)
Gdy w słuchawce rozległ się odgłos dzwonienia troszkę się zdenerwowałam. Co powiedzieć? Przywitać się normalnie? Może od razu podziękować? Moje gorączkowe rozmyślania przerwało nagranie mówiące, że w tym momencie nie może odebrać. Zeszło ze mnie całe powietrze i zamiast nagrać się na pocztę, by dowiedział się, kto dzwonił, od razu wcisnęłam przycisk rozłącz. Drapiąc się po głowie wlepiałam oczy w ekran telefonu, nie do końca wiedząc, co też począć. Dlatego też o mało nie wypadł mi on z rąk, gdy na wyświetlaczu pojawiło się imię Uchihy, a telefon zaczął wygrywać melodię.
Dłonie mi zwilgotniały, postanowiłam się jednak zbytnio nie podniecać, jak najszybciej opanowałam swoje nerwy i odebrałam telefon.
- Słucham?
- Z tej strony Sasuke Uchiha. Mogę wiedzieć z kim mam przyjemność?
Miałam ochotę zaśmiać się w głos na ten jego biznesowy ton, ale zachowałam resztki rozsądku i normalnie się przedstawiłam.
- Sasuke, to ja, Sakura.
Chwila ciszy po drugiej stronie, potem ciche chrząknięcie i znowu cisza. Nie wiedziałam co dalej zrobić, więc zadałam najbardziej banalne pytanie na świecie.
- Ym, nie przeszkadzam ci, prawda?
- Przecież oddzwoniłem, to chyba oczywiste, że nie?
- No tak, ten, przepraszam?
- Czy jest coś co byś ode mnie chciała?
- Zasadniczo to powiedzieć dziękuję za tamten dzień. I pomyślałam, że to ty coś chciałeś, dlatego też zadzwoniłam, żeby się dowiedzieć.
I znowu nastała cisza, zaczynała mnie denerwować jego małomówność, zwłaszcza, że nie miałam możliwości zobaczyć jego twarzy, dlatego też nie wiedziałam, czemu milczy.
- Sasuke?
- Czekaj, myślę.
- To myśl szybciej...
Mój skarb zakwilił raz cichutko, a ja niesamowicie wyczulona, od razu pobiegłam do niej, wiedząc, że więcej razy nie da mi znać, że mnie potrzebuje. Trzymając ją na rękach miałam nikłe możliwości, by dalej dzierżyć telefon, który w niewygodnej dla mnie pozycji, wylądował między moją głową, a ramieniem.
- Tak, było wtedy coś co chciałem od ciebie. Ale to chyba nieaktualne.
- Yyy, okej...
- Jakby co mam twój numer, więc po prostu zadzwonię. Czy tak może być?
- Tak jasne, dzwoń kiedy chcesz. Jestem twoją dłużniczką.
- Dłużniczką, mówisz...
I to wszystko. Myślałam, że się pożegna czy coś w tym stylu, ale chyba zbyt wiele po nim oczekiwałam, po drugiej stronie zaległa cisza, przerywana dźwiękiem zakończonego połączenia. Sasuke był gburem.
~~!~~
Zamiast zadzwonić, jak zrobiłby każdy normalny człowiek, on wolał po prostu przyjść, niesamowicie mnie przy okazji zaskakując. Miłym gestem z jego strony był przesłodki miś, którego zakupił specjalnie dla mnie, znaczy, dla mojej córeczki (tak... imienia ciągle brak, jestem taką okropną matką...).
Jego wygląd jak zwykle nienaganny zachwycał, dobrze skrojony garnitur, oczywiście szyty na zamówienie, no bo jakby to inaczej... Nawet bez krawatu wyglądał idealnie, niczym wyciągnięty z okładki. Jego twarz, która już zdążyła zapisać się w mojej głowie, była chyba jeszcze przystojniejsza, a ja zachodziłam w głowę, co takiego ten człowiek robi, żeby wyglądać jeszcze lepiej. Przecież to niemożliwe!!! Nikt nie może być idealny!!! Prawda? Czy tylko ja wychodzę z tego założenia?
Mniejsza z resztą o to, śmiać mi się chciało, gdy usiadł na mojej starej kanapie, wyglądał przekomicznie. Starał się chyba wyluzować, ale nijak mu to nie wychodziło, dlatego też wyglądał, jakby zupełnie tu nie pasował. I tak właśnie było. On nie należał do mojego świata, a ja nie należałam do jego. Więc czego on ode mnie chciał? Ewidentnie nie wiedział co ma powiedzieć, od czego zacząć, rozglądał się tylko od czasu do czasu dziwnym wzrokiem i milczał.
Mając dosyć ciszy, która panowała, zaproponowałam mu coś do picia i poszłam nam zrobić herbaty, kiedy tylko wyraził na nią chęć. Stojąc w kuchni i czekając, aż woda się zagotuje, miałam chwilę na ogarnięcie wszystkiego. Idealny facet jest w moim salonie, nie lubi mnie, ale jest tu i czegoś chce. Tylko czego do jasnej cholery może chcieć ode mnie facet, który nie darzy mnie nawet gramem sympatii? To było dziwne, stanowczo zbyt dziwne. Ale chciałam poczekać na rozwój wydarzeń, by móc wydać jakiś konkretny osąd.
Od razu, gdy dostał swój kubek przyssał się do niego i widać było, że niespecjalnie chce się z nim rozstawać. Dając mu chwilkę strasznie się niecierpliwiłam, poważnie, nie mogłam wytrzymać.
- Sasuke- tu zwrócił na mnie swoje czarne oczy- może powiesz mi o co chodzi?
Popatrzył na mnie, jakby do końca nie rozumiejąc słów, wychodzących z moich ust. Delikatnie potrząsnął głową i znów się rozejrzał.
- Szukasz kogoś?
- A mam kogo?
- Nie ma tu nikogo innego oprócz naszej dwójki, no i oczywiście małej.
- Ale zaraz pewnie ktoś przyjdzie?
Zastanowiłam się przez chwilę, czy pytał, czy może też stwierdzał, po chwili doszłam do wniosku iż pewnie oba.
- Jeżeli chodzi o Hinatę lub Ino, to nie.
Wzięłam malutką na ręce, by móc się zająć czymś produktywnym, skoro rozmowa jakoś niespecjalnie mi szła. Przytulając ją do piersi byłam bardziej pewna siebie, spokojniejsza. Bez obaw patrzyłam Sasuke w oczy i czekałam.
- Przecież nie o twoje koleżanki mi chodzi!- parsknął- Tylko o ojca.
- Ojca?- odpowiedziałam zaskoczona.
- No tak, ojca.
- Ale, czyjego ojca?
Spojrzał na mnie jak na idiotkę, którą oczywiście z siebie zrobiłam w tym momencie. Ale ja poważnie nie rozumiałam, a na wszystkich bogów, starałam się.
- Ojca twojego dziecka, Sakura.
I tutaj nie wytrzymałam, zaczęłam się śmiać. On był pewny, że mam kogoś! A to ci dopiero heca! Śmiałam się i śmiałam, aż się popłakałam. Moja dziewczynka patrzyła na mnie z jawnym zainteresowaniem, a ja nie mogłam się powstrzymać. Gdy tylko spojrzałam na jego twarz, musiałam śmiać się dalej, nie miałam innego wyboru. Jak już mi przeszło zrobiłam się smutna, no bo jak wyjaśnić obcej osobie, tę jakże zawiłą historię? Nie chciałam by wiedział. Nie chciałam by mnie osądzał.
- Widzisz Sasuke, to długa historia i jestem pewna, że nie chcesz jej słuchać, a nawet jeśli jakimś cudem, miałbyś ochotę i tak bym ci jej nie opowiedziała. A więc od razu przejdźmy do twojej sprawy. Jeśli można oczywiście?
Przeciągłe, zimne spojrzenie jakie mi posłał przyodziało mnie w gęsią skórkę, ale postanowiłam być twarda, on nie miał nic wspólnego z tą historią.
- Tak, możemy. Ale myślę Sakuro, że jeśli wszystko pójdzie po mojej myśli i tak opowiesz mi tą historię. Czekam na to z niecierpliwością.
Uśmiechnęłam się tylko krzywo, następnie kiwając głową, nie sądziłam bowiem, żeby było cokolwiek, co zmusiłoby mnie do spowiedzi temu człowiekowi. Ale przecież cuda się zdarzają prawda?
- Widzisz, jest pewna sprawa, która ma dla mnie ogromne znaczenie. Chcę coś osiągnąć, niestety, nie mogę zrobić tego sam.
Wytężyłam umysł, by przyswoić więcej nowych wiadomości, które wartkim potokiem wylały się z jego ust.
- Jak zapewne wiesz, mój ojciec jest właścicielem wielkiej korporacji, którą ja i mój brat mamy po nim odziedziczyć. Ma on dla nas wszystko podzielone, tak, by każdy był zadowolony i nikt nie czuł się pokrzywdzony. Jednakże, postawił nam pewne warunki, które musimy spełnić i to w określonym czasie. Są to warunki śmieszne, na które w żadnym wypadku bym nie przystał, gdyby nie firma. Dla niej jestem w stanie poświęcić wiele, nawet siebie.
Zlustrował mnie wzrokiem, sprawdzając czy wszystko do mnie dotarło i mówił dalej.
- Nigdy bym do ciebie nie przyszedł wiedząc, że masz dziecko, swoją drogą, jak jej tam?
Zarumieniłam się i spuściłam głowę.
- Ona nie ma imienia, nie mogłam żadnego wymyślić.
Nie miałam odwagi spojrzeć mu w oczy, bojąc się, że zacznie ze mnie szydzić. Nic takiego się nie wydarzyło.
- Dlaczego nie dasz jej jakiegoś zwykłego?
- Żadne do niej nie pasuje.
- No to nazwij ją jakkolwiek, może coś co jest bliskie twemu sercu? Może ulubione danie? Najlepsza przyjaciółka?
Nie wiedziałam po co drążył temat imienia dla mojej córeczki, ale było to niebywale miłe, dlatego też odwdzięczyłam się uśmiechem.
- Żeby tylko coś mi przychodziło do głowy...
Pomilczeliśmy chwilę, tym razem ciszę przerwał on.
- Wiem, nazwij ją Sałatka!
Myślałam, że padnę! Wielki Pan Sasuke Uchiha każe mi nadać dziecku imię na cześć warzyw? Do końca go pogięło? Ale nie, wyglądał na prawdę poważnie.
- Żartujesz?
- Nie, wcale nie.
- Ale, dlaczego tak?
- A dlaczego nie?
Pod naciskiem mojego wzroku, odwrócił głowę i chyba nawet delikatnie się zarumienił.
- No co, lubię sałatki, a skoro ty masz problem z wyborem imienia...
Ponownie tego dnia ryknęłam śmiechem, a on nie odezwał się do mnie, za to zrobił obrażoną minę. Więc nawet Pan Uchiha potrafi był słodki.
Popatrzyłam na dziecinkę, ułożoną w moich ramionach.
- Sałatka, co?- wyszeptałam- Salad? Salade? Sa-sa, hmm, może Sarada? Co ty na to? Sasuke?
Jego mina totalnie mnie zauroczyła, mieszanka szczęścia, dumy i czegoś jeszcze, czego nie byłam w stanie opisać. Niestety, wszystko to zniknęło jak za dotknięciem magicznej różdżki, a on wrócił do swojego zwykłego "ja". Trochę mnie to zasmuciło.
- Może być.- tylko tyle- A teraz wracając do sprawy, nie wiedziałem, że spodziewasz się dziecka, to trochę komplikuje sytuację, ale i z tym sobie poradzę, albo poradzimy. Zobaczymy.
Mętlik w mojej głowie był coraz większy, nie wiedziałam do czego zmierzamy.
- Zaraz, zaraz, czekaj. A jak tam Aya?
Jego szczęki zacisnęły się mocno, oczy zaczęły miotać piorunami. Oj, oj, ktoś tu nam się wkurzył.
- Ona miała odegrać pewną rolę w tych warunkach, ale na szczęście udało mi się od niej uwolnić, kiedy ukazałem rodzicom jej prawdziwą twarz. Okropna kobieta...
Szczerze wierzyłam w jego słowa, mówił o niej z taką nienawiścią, że zastanawiałam się, co takiego zrobiła, tak bardzo zachodząc mu za skórę. Wolałam to przemilczeć. Byłam taka ciekawa!
- I w ogóle czemu Sarada komplikuje sprawę?
Oj tak, ze szczęściem używałam jej imienia!
- W sumie to jeszcze nie wiem.
- Acha, więc nie wiesz...
- Może byś mi już nie przeszkadzała?
- No dobrze, przepraszam.
- W porządku. Mój ojciec przedstawił nam swój plan rok temu, dokładnie objaśniając same jego plusy, dla nas oczywiście. "Może i nie teraz, ale w przyszłości na pewno będziecie mi wdzięczni", trochę pozrzędził, lecz zdania nie zmienił. Mój brat miał pod niektórymi względami znacznie łatwiej niż ja, dlatego ojciec chciał mi pomóc. Niestety, pomoc się nie przydała, a tylko zwaliła na moją głowę więcej problemów.
Zaczęłam się domyślać, że problemy, o których mówił, to na przykład Aya. Niestety wszystko inne było dla mnie całkowicie niezrozumiałe.
- No dobrze, ale po co ci ja, Sasuke?
- Zaraz do tego dojdę. Widzisz, mój ojciec postawił mi warunek, by mieć firmę, muszę ożenić się, ustatkować, założyć rodzinę. Jakkolwiek tego nie nazwiesz, wychodzi na jedno. Dlatego proszę cię, byś za mnie wyszła Sakuro.
Szczęka mi opadła.
____________________________________________________________________________________
Nie spodziewałam się, że napiszę ten rozdział w tak szybkim tempie, ale pomysły się mnożą, a nie zapisując, nie zapamiętam.
Pozdrawiam
Anastazja ;)
poniedziałek, 30 listopada 2015
[6]
W
ciągu następnych dwóch miesięcy czas tak szybko mi leciał, że zupełnie
zapomniałam o Sasuke i jego narzeczonej. Aż do tej chwili.
Jak co dzień szłam sobie spokojnie spacerkiem do domu z parku, wchodząc do sklepu po coś słodkiego do domu. Tak to już jest jak jesteś żarłokiem, w dodatku w ciąży...
Wychodząc z paczką moich ukochanych czekoladowych pierniczków oraz gorącą czekoladą w proszku zamarłam widząc Sasuke tuż przed moimi oczyma. No dobra... może nie aż tak tuż, bo po drugiej stronie tej jakże ruchliwej ulicy, ale zawsze.
To był on, jak zwykle przystojny, no bo przecież nie mógł zbrzydnąć chociaż troszkę. Wyłysiej Uchiha!
Albo nie, nie łysiej, te piękne czarne włosy, które chciałam dotknąć od naszego pierwszego spotkania niech zostaną. Stał bokiem do mnie więc mogłam do woli mu się przyglądać, a on nawet o tym nie wiedział. Przez chwilkę nie widziałam nic poza nim więc nie zwróciłam uwagi, że rozmawia, albo raczej wykłóca się o coś z mniejszą od siebie kobietą. Jej włosy równie czarne jak Sasuke były jedyną rzeczą jaką widziałam. Ciekawość mnie zżerała, ale kto jest zbyt ciekawy, często źle kończy. Posłałam więc Sasuke ostatnie tęskne spojrzenie i poszłam w swoją stronę. Oczywiście musiałam zastanawiać się kim była ta kobieta. Takie jest życie...
Do domu dotarłam w ciągu następnych pięciu minut i zamiast jak zwykle o tej godzinie, a była trzynasta, oj późno już, późno, położyć się do wyrka chociaż na pół godzinki, wzięłam się za gotowanie obiadu. Ktoś tu w końcu je za dwóch! No... albo za czterech. Ale czy to ma jakieś znaczenie? NIE! Czy ktoś się tym przejmuje? NIE!
Gdy już wystarczająco się podbudowałam i utwierdziłam w przekonaniu, że mogę jeść bo od tego jest jedzenie i tego wymaga mój stan, postanowiłam zrobić lasagne. Jak już coś szamać, to niech to będzie kaloryczne!!! Nikt nie zwraca uwagi na dodatkowe kilogramy, których de facto miałam w nadprogramie. Zdarza się, tak przynajmniej mówią.
Włączyłam sobie Vivaldiego i nucąc głośno przeżywałam wszystkie cztery pory roku. Uwielbiam muzykę podczas gotowania, a zwłaszcza Vivaldiego. Kto jest bez winy niech pierwszy rzuci kamień, a kto nigdy nie próbował gotować przy takiej muzyce, niech kiedyś spróbuje. Mnie dodaje to sił i chęci do działania, czuję się lekka i swobodna, co w kuchni nie często mi się zdarza.
Mięso znajdowało się na patelni, a ja w jednej dłoni trzymając łopatkę i co jakiś czas je szturchając z telefonem w drugiej, zadzwoniłam do Hinaty, a także do Ino, by przyszły jeśli mają czas, bo robię coś pysznego. Ostatnio często zdarzało mi się zapraszać je na obiad. Zwłaszcza od kiedy Ino wynajęła własne mieszkanie i mnie porzuciła. Może źle to ujęłam, ale przez jakiś czas człowiekowi poważnie trudno jest się przestawić do mieszkania w pojedynkę, gdy od dłuższego czasu dzielił przestrzeń z inną osobą. I tak było w moim przypadku, więc dzwoniłam w każdej możliwej, najsamotniejszej chwili po odrobinę towarzystwa.
Dolałam sosu do mięsa i co jakiś czas mieszając podskakiwałam w rytm muzyki. Owszem, da się podskakiwać do Vivaldiego, trzeba mieć tylko talent. Jestem taka skromna! Miałam tak dobry humor, że nawet zaczęłam wywijać, ale powstrzymałam się, gdy sos z łopatki skapnął mi na podłogę. Złorzecząc na wszystko znajdujące się na tym świecie, a najbardziej na Uchihę, z dużą trudnością wytarłam go. Mój wielgachny brzuch przeszkadzał mi w tej czynności. Do zapamiętania: "Nigdy, przenigdy nie brudź podłogi, gdy jesteś sama, dodatkowo w ciąży".
Już dużo spokojniej zajęłam się dodawaniem groszku do mięsa, ciągle mieszając. Następnie starłam ser i wrzuciłam troszkę na patelnię, by zagęścić jeszcze bardziej sos. Całość coraz lepiej pachniała i tylko cudem udało mi się nie podjadać. Gdy stwierdziłam, że wszystko jest już gotowe, przyszykowałam naczynie żaroodporne i szczęśliwa, że już niedługo koniec zaczęłam układać płaty makaronu i polewać tym co miałam na patelni. Na koniec wpakowałam to wszystko do piekarnika i ustawiłam na czterdzieści minut.
Tyle czasu! Wzięłam pierwsze lepsze romansidło z regału i zaczęłam czytać.
Tak się zaczytałam, że w ogóle straciłam poczucie czasu. Totalnie przestraszona, przebudzona z letargu piskiem piekarnika, zerwałam się na równe nogi i pobiegłam do kuchni wyjąć swoje "dzieło".
Zastanawiałam się gdzie też są moje przyjaciółki i akurat wtedy zadzwonił dzwonek.
- Otwarte!!!- krzyknęłam głośno i wzięłam się za wyciąganie talerzy.
Usłyszałam kroki więc postanowiłam się odezwać.
- Jeszcze trochę a byście się spóźniły! Mogłyście przyjść wcześniej. Eh, co ja z wami mam? Czemu nic nie mó...
Talerze potłukły się z głuchym łoskotem, a moje oczy przypominały pewnie spodki. Stałam jak głupia z rozdziawioną buzią nie wiedząc co powiedzieć. No bo w sumie od czego zacząć rozmowę z osobą, której się nie spodziewałeś? Kilka razy poruszyłam ustami i wtedy się zaczęło. Odeszły mi wody.
Zdziwiona spojrzałam na dół, nie dowierzając swojemu "szczęściu" i rzeczywiście nadszedł ten czas.
Zaczęłam rodzić!!! Jasna cholera.
- Sakura?
- Ja, ja rodzę. Ja rodzę Sasuke!!!
~~!~~
Podróż do szpitala minęła szybko i nie wiadomo kiedy, wszystko było zlane w jedną plamę, pamiętam tylko, że zaczęły się skurcze i, że bardzo mocno ściskałam rękę Uchihy. Szpital, a nawet sam poród, który trwał tylko pół godziny, nie zrobiły na mnie żadnego wrażenia, może dlatego tak mało pamiętałam. Moment, w którym dostałam swoje maleństwo do rąk, był najpiękniejszym momentem w całym moim dotychczasowym życiu i nie zamieniłabym go na żadne inne. Najdziwniejsze jednak było to, że Uchiha cały czas był ze mną, na krok się nie oddalił, więc i on miał szansę popatrzeć na moją małą. Tak, to dziewczynka! Dostał ode mnie nawet wielki, szczery uśmiech pełen szczęścia, które mnie spotkało, którym chciałam się dzielić. Nawet, co dziwniejsze, delikatnie go odwzajemnił. To było dopiero zaskoczenie. Nie poświęciłam mu więcej uwagi, ponieważ całą skierowałam na słodycz w moich rękach. Drobniutkie ciałko dziecka było takie delikatne, a maleńkie rączki, zaciśnięte w piąstki wyglądały tak cudownie. Spokojnie sobie spała, więc do woli mogłam się jej przyglądać i pewnie do końca życia nie starczyłoby mi czasu, by się napatrzeć. Była taka piękna! Tak, tak, wiem, że każda matka myśli tak o swoim dziecku. Ale to najszczersza prawda! Jej główkę okalała masa krótkich czarnych włosków, które niestety, nie były po mnie, a jej duże oczka były koloru błękitnego nieba. Miałam pewność, że wkrótce pewnie zmienią barwę, ale nie mogłam się na nie napatrzeć, były przecudowne i takie bardziej moje, no, przynajmniej jeśli chodzi o kształt.
Gdy już można było mnie odwiedzać, do sali wtoczyła się Hinata, a zaraz za nią Naruto i oczywiście Ino, a także Sai. Dowiedziałam się, że reszta wpadnie tutaj i tyle było zainteresowania moją osobą, wszyscy zaczęli skakać nad dzieckiem. Nikt nie zwrócił uwagi na Sasuke, który ostatni raz spojrzał na malutką, z zastanawiającym mnie wyrazem twarzy i cichcem uciekł.
~~!~~
Po kilku dniach wyszłam ze szpitala z całym tobołkiem rzeczy "potrzebnych" i dzieckiem pod pachą. Zdecydowanie zadowolona, że wrócę do domu i będę miała chwilę dla siebie i dla małej. Ciągle zwracałam się do niej jakimiś słodkimi słówkami, ponieważ miałam poważny problem z doborem imienia. Byłam pewna, że jak przyjdzie czas dam radę coś wymyślić, no ale niestety nic mi do niej nie pasowało.
Na szczęście niczym innym nie musiałam się martwić, bo pod moją nieobecność Naruto skręcił mi łóżeczko dla małej, chociaż nie wiedziałam czy będę go na razie używać. Chciałam żeby spała ze mną, a że moje łóżko było duże, nie byłby to problem. Zastanawiając się jak je zabezpieczyć przewijałam małą, nucąc pod nosem jakąś piosenkę z dzieciństwa.
Dziecko bacznie obserwowało moje poczynania, nie wydając z siebie żadnego dźwięku. Była zadziwiająco cicha, nie płakała za dużo, czasem zdarzyło jej się pokwilić, gdy była głodna. Bardzo mnie to martwiło, ale zapewniona przez lekarza, że moja córeczka jest zdrowa, postanowiłam nie zwracać na to aż takiej uwagi, a ciesząc się, że mi bębenki nie pękają.
Gdy skończyłam ubierać maleństwo, wzięłam je na ręce i udałam się na poszukiwanie telefonu, gdyż przypomniał mi się ten nieszczęsny Sasuke i jego pomoc. Jako, że nie miałam do niego numeru, zmuszona byłam zadzwonić do Naruto i go o niego poprosić. Co wywoła pewnie zamieszanie. No bo po co mi jego numer. Znałam moich przyjaciół nie od dziś i byłam pewna, że od razu zasypią mnie gradem pytań. No ale niestety, mus to mus, a on czegoś chciał, inaczej w ogóle nie pojawił by się u mnie w domu.
Tak więc zdobyłam to co mi potrzebne, unikając zręcznie niepotrzebnych, natrętnych pytań. Z czystym sumieniem postanowiłam iż zadzwonię do niego następnego dnia.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Notka ode mnie:
Dziękuję wszystkim czytającym za to, że są.
Bardzo mi miło wiedzieć iż ktoś tu jest i czyta.
Pozdrawiam serdecznie.
Jak co dzień szłam sobie spokojnie spacerkiem do domu z parku, wchodząc do sklepu po coś słodkiego do domu. Tak to już jest jak jesteś żarłokiem, w dodatku w ciąży...
Wychodząc z paczką moich ukochanych czekoladowych pierniczków oraz gorącą czekoladą w proszku zamarłam widząc Sasuke tuż przed moimi oczyma. No dobra... może nie aż tak tuż, bo po drugiej stronie tej jakże ruchliwej ulicy, ale zawsze.
To był on, jak zwykle przystojny, no bo przecież nie mógł zbrzydnąć chociaż troszkę. Wyłysiej Uchiha!
Albo nie, nie łysiej, te piękne czarne włosy, które chciałam dotknąć od naszego pierwszego spotkania niech zostaną. Stał bokiem do mnie więc mogłam do woli mu się przyglądać, a on nawet o tym nie wiedział. Przez chwilkę nie widziałam nic poza nim więc nie zwróciłam uwagi, że rozmawia, albo raczej wykłóca się o coś z mniejszą od siebie kobietą. Jej włosy równie czarne jak Sasuke były jedyną rzeczą jaką widziałam. Ciekawość mnie zżerała, ale kto jest zbyt ciekawy, często źle kończy. Posłałam więc Sasuke ostatnie tęskne spojrzenie i poszłam w swoją stronę. Oczywiście musiałam zastanawiać się kim była ta kobieta. Takie jest życie...
Do domu dotarłam w ciągu następnych pięciu minut i zamiast jak zwykle o tej godzinie, a była trzynasta, oj późno już, późno, położyć się do wyrka chociaż na pół godzinki, wzięłam się za gotowanie obiadu. Ktoś tu w końcu je za dwóch! No... albo za czterech. Ale czy to ma jakieś znaczenie? NIE! Czy ktoś się tym przejmuje? NIE!
Gdy już wystarczająco się podbudowałam i utwierdziłam w przekonaniu, że mogę jeść bo od tego jest jedzenie i tego wymaga mój stan, postanowiłam zrobić lasagne. Jak już coś szamać, to niech to będzie kaloryczne!!! Nikt nie zwraca uwagi na dodatkowe kilogramy, których de facto miałam w nadprogramie. Zdarza się, tak przynajmniej mówią.
Włączyłam sobie Vivaldiego i nucąc głośno przeżywałam wszystkie cztery pory roku. Uwielbiam muzykę podczas gotowania, a zwłaszcza Vivaldiego. Kto jest bez winy niech pierwszy rzuci kamień, a kto nigdy nie próbował gotować przy takiej muzyce, niech kiedyś spróbuje. Mnie dodaje to sił i chęci do działania, czuję się lekka i swobodna, co w kuchni nie często mi się zdarza.
Mięso znajdowało się na patelni, a ja w jednej dłoni trzymając łopatkę i co jakiś czas je szturchając z telefonem w drugiej, zadzwoniłam do Hinaty, a także do Ino, by przyszły jeśli mają czas, bo robię coś pysznego. Ostatnio często zdarzało mi się zapraszać je na obiad. Zwłaszcza od kiedy Ino wynajęła własne mieszkanie i mnie porzuciła. Może źle to ujęłam, ale przez jakiś czas człowiekowi poważnie trudno jest się przestawić do mieszkania w pojedynkę, gdy od dłuższego czasu dzielił przestrzeń z inną osobą. I tak było w moim przypadku, więc dzwoniłam w każdej możliwej, najsamotniejszej chwili po odrobinę towarzystwa.
Dolałam sosu do mięsa i co jakiś czas mieszając podskakiwałam w rytm muzyki. Owszem, da się podskakiwać do Vivaldiego, trzeba mieć tylko talent. Jestem taka skromna! Miałam tak dobry humor, że nawet zaczęłam wywijać, ale powstrzymałam się, gdy sos z łopatki skapnął mi na podłogę. Złorzecząc na wszystko znajdujące się na tym świecie, a najbardziej na Uchihę, z dużą trudnością wytarłam go. Mój wielgachny brzuch przeszkadzał mi w tej czynności. Do zapamiętania: "Nigdy, przenigdy nie brudź podłogi, gdy jesteś sama, dodatkowo w ciąży".
Już dużo spokojniej zajęłam się dodawaniem groszku do mięsa, ciągle mieszając. Następnie starłam ser i wrzuciłam troszkę na patelnię, by zagęścić jeszcze bardziej sos. Całość coraz lepiej pachniała i tylko cudem udało mi się nie podjadać. Gdy stwierdziłam, że wszystko jest już gotowe, przyszykowałam naczynie żaroodporne i szczęśliwa, że już niedługo koniec zaczęłam układać płaty makaronu i polewać tym co miałam na patelni. Na koniec wpakowałam to wszystko do piekarnika i ustawiłam na czterdzieści minut.
Tyle czasu! Wzięłam pierwsze lepsze romansidło z regału i zaczęłam czytać.
Tak się zaczytałam, że w ogóle straciłam poczucie czasu. Totalnie przestraszona, przebudzona z letargu piskiem piekarnika, zerwałam się na równe nogi i pobiegłam do kuchni wyjąć swoje "dzieło".
Zastanawiałam się gdzie też są moje przyjaciółki i akurat wtedy zadzwonił dzwonek.
- Otwarte!!!- krzyknęłam głośno i wzięłam się za wyciąganie talerzy.
Usłyszałam kroki więc postanowiłam się odezwać.
- Jeszcze trochę a byście się spóźniły! Mogłyście przyjść wcześniej. Eh, co ja z wami mam? Czemu nic nie mó...
Talerze potłukły się z głuchym łoskotem, a moje oczy przypominały pewnie spodki. Stałam jak głupia z rozdziawioną buzią nie wiedząc co powiedzieć. No bo w sumie od czego zacząć rozmowę z osobą, której się nie spodziewałeś? Kilka razy poruszyłam ustami i wtedy się zaczęło. Odeszły mi wody.
Zdziwiona spojrzałam na dół, nie dowierzając swojemu "szczęściu" i rzeczywiście nadszedł ten czas.
Zaczęłam rodzić!!! Jasna cholera.
- Sakura?
- Ja, ja rodzę. Ja rodzę Sasuke!!!
~~!~~
Podróż do szpitala minęła szybko i nie wiadomo kiedy, wszystko było zlane w jedną plamę, pamiętam tylko, że zaczęły się skurcze i, że bardzo mocno ściskałam rękę Uchihy. Szpital, a nawet sam poród, który trwał tylko pół godziny, nie zrobiły na mnie żadnego wrażenia, może dlatego tak mało pamiętałam. Moment, w którym dostałam swoje maleństwo do rąk, był najpiękniejszym momentem w całym moim dotychczasowym życiu i nie zamieniłabym go na żadne inne. Najdziwniejsze jednak było to, że Uchiha cały czas był ze mną, na krok się nie oddalił, więc i on miał szansę popatrzeć na moją małą. Tak, to dziewczynka! Dostał ode mnie nawet wielki, szczery uśmiech pełen szczęścia, które mnie spotkało, którym chciałam się dzielić. Nawet, co dziwniejsze, delikatnie go odwzajemnił. To było dopiero zaskoczenie. Nie poświęciłam mu więcej uwagi, ponieważ całą skierowałam na słodycz w moich rękach. Drobniutkie ciałko dziecka było takie delikatne, a maleńkie rączki, zaciśnięte w piąstki wyglądały tak cudownie. Spokojnie sobie spała, więc do woli mogłam się jej przyglądać i pewnie do końca życia nie starczyłoby mi czasu, by się napatrzeć. Była taka piękna! Tak, tak, wiem, że każda matka myśli tak o swoim dziecku. Ale to najszczersza prawda! Jej główkę okalała masa krótkich czarnych włosków, które niestety, nie były po mnie, a jej duże oczka były koloru błękitnego nieba. Miałam pewność, że wkrótce pewnie zmienią barwę, ale nie mogłam się na nie napatrzeć, były przecudowne i takie bardziej moje, no, przynajmniej jeśli chodzi o kształt.
Gdy już można było mnie odwiedzać, do sali wtoczyła się Hinata, a zaraz za nią Naruto i oczywiście Ino, a także Sai. Dowiedziałam się, że reszta wpadnie tutaj i tyle było zainteresowania moją osobą, wszyscy zaczęli skakać nad dzieckiem. Nikt nie zwrócił uwagi na Sasuke, który ostatni raz spojrzał na malutką, z zastanawiającym mnie wyrazem twarzy i cichcem uciekł.
~~!~~
Po kilku dniach wyszłam ze szpitala z całym tobołkiem rzeczy "potrzebnych" i dzieckiem pod pachą. Zdecydowanie zadowolona, że wrócę do domu i będę miała chwilę dla siebie i dla małej. Ciągle zwracałam się do niej jakimiś słodkimi słówkami, ponieważ miałam poważny problem z doborem imienia. Byłam pewna, że jak przyjdzie czas dam radę coś wymyślić, no ale niestety nic mi do niej nie pasowało.
Na szczęście niczym innym nie musiałam się martwić, bo pod moją nieobecność Naruto skręcił mi łóżeczko dla małej, chociaż nie wiedziałam czy będę go na razie używać. Chciałam żeby spała ze mną, a że moje łóżko było duże, nie byłby to problem. Zastanawiając się jak je zabezpieczyć przewijałam małą, nucąc pod nosem jakąś piosenkę z dzieciństwa.
Dziecko bacznie obserwowało moje poczynania, nie wydając z siebie żadnego dźwięku. Była zadziwiająco cicha, nie płakała za dużo, czasem zdarzyło jej się pokwilić, gdy była głodna. Bardzo mnie to martwiło, ale zapewniona przez lekarza, że moja córeczka jest zdrowa, postanowiłam nie zwracać na to aż takiej uwagi, a ciesząc się, że mi bębenki nie pękają.
Gdy skończyłam ubierać maleństwo, wzięłam je na ręce i udałam się na poszukiwanie telefonu, gdyż przypomniał mi się ten nieszczęsny Sasuke i jego pomoc. Jako, że nie miałam do niego numeru, zmuszona byłam zadzwonić do Naruto i go o niego poprosić. Co wywoła pewnie zamieszanie. No bo po co mi jego numer. Znałam moich przyjaciół nie od dziś i byłam pewna, że od razu zasypią mnie gradem pytań. No ale niestety, mus to mus, a on czegoś chciał, inaczej w ogóle nie pojawił by się u mnie w domu.
Tak więc zdobyłam to co mi potrzebne, unikając zręcznie niepotrzebnych, natrętnych pytań. Z czystym sumieniem postanowiłam iż zadzwonię do niego następnego dnia.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Notka ode mnie:
Dziękuję wszystkim czytającym za to, że są.
Bardzo mi miło wiedzieć iż ktoś tu jest i czyta.
Pozdrawiam serdecznie.
wtorek, 13 października 2015
[5]
- Matko kochana, Sakura!!! Zaczynasz coraz
bardziej przypominać te pączki, które ostatnio z takim zamiłowaniem w siebie
wciskasz!
- Masz jakiś problem Ino?- popatrzyłam na nią ze złością w oczach.
- Nie no skądże! Haha, ale poważnie, jeszcze trzy miesiące temu nikt by cię nie oskarżył o ciążę. A teraz? Chyba starałaś się to nadrobić, co?
Mimo iż wiedziałam, że sobie ze mnie żartuje, zakuły mnie jej słowa i chciałam bronić swego honoru.
- Mam tak genetycznie!
- Jasne, jasne. Tak genetycznie, jak genetycznie duże piersi Pameli!
Odwróciłam się przodem, a następnie bokiem do lustra, by upewnić się, że nie jest aż tak źle. Ale niestety ostatnio rzeczywiście troszkę mi się przytyło, chociaż miałam nikłą nadzieję iż się tak nie stanie.
- Nadzieja matką głupich- szepnęłam cicho, co niestety usłyszała moja przyjaciółka.
- Ale Saki, każda matka kocha swoje dzieci.
Podeszła i przytuliła się do mnie delikatnie z uśmiechem na twarzy, który pewnie miał mi poprawić humor. Odwzajemniłam go, by następnie wyswobodzić się z uścisku Yamanaki, która mieszkała u mnie od swojego przyjazdu i raczej nie zamierzała się wyprowadzić. Trzy miesiące. Siedem miesięcy. Już za dwa miesiące. Delikatnie pogłaskałam swój wypukły brzuch. Dziewczynka. Byłam zachwycona! Jedyne co zaburzało mój dobry humor, to sny, w których nawiedzały mnie czarne, piękne oczy, mężczyzny, który nigdy nie był mój, a także nigdy moim nie zostanie.
Pomachałam ręką nad głową, mając nadzieję, że zbędne myśli wyniosą się z mojej głowy, ale one wredne małe skurczybyki, zakotwiczyły się chyba na stałe. A ten koleś nawet nigdy nie był dla mnie miły! Kobiety, nie no dobra, JA, miałam chyba coś z głową, skoro podobał mi się mężczyzna, zasadniczo w ogóle do mnie nie pasujący. A po świecie chodziło wielu lepszych.
- Ziemia do Sakury!!! Znowu błądzisz po innej galaktyce?!
- Nie Ino, ciągle tu jestem.
- Nie widać, serio.
- Nic nie szkodzi- wstałam słysząc dzwonek do drzwi- IDĘ!!!
Ino poszła za mną niczym cień, co w sumie trochę mnie wkurzało...
- Przecież doskonale wiesz, że to Hinata... Po co za mną leziesz?
- Już się tak nie bulwersuj, bo ci ciśnienie skoczy. Miałyśmy iść na spacer zapomniałaś?
Zapomniałam. Ale nie musiała tego wiedzieć.
- A może Hina będzie chciała wejść na herbatę? Albo nawet na szklankę wody?
- Daj spokój, napijemy się na mieście jak wyjdziemy. Cześć Hinatko!!!
Hinata weszła, chociaż może to za duże słowo, raczej się wtoczyła. Była większa ode mnie, co było zaskakujące, gdyż również była w miarę drobna. Ciąża jednak jej służyła, albo miłość jej męża. Chociaż, może i jedno i drugie?
Delikatnie ucałowałam jej policzek i zaprosiłam na coś do picia, ale jak zwykle przesadnie grzecznie odmówiła, pewnie przez Ino, która od dłuższej chwili mówiła o wyjściu. Westchnęłam przeciągle i zaczęłam nakładać buty, moje myśli błądziły od jednej do drugiej. Wyłapywałam strzępki rozmowy dziewczyn.
- Wychodzisz wieczorem?- zapytałam zaskoczona.
- No, wychodzę.
- Z kim?
- Jakbyś słuchała trochę bardziej uważnie to byś wiedziała... Poza tym co to za przesłuchanie?
- Ej, ej! Ja tu zadaję pytania- spojrzałam na jej zarumienione lico- Czekaj, niech zgadnę... Z Saiem?
Jej policzki nabrały barwy buraczków, a ja wiedziałam, że trafiłam. Spojrzałam na nią uważniej, a w mojej głowie zaświtała myśl.
- To coś poważnego?
- Nie wiem. Może? No wiesz... Chciałabym. W końcu nie jestem najmłodsza, a Sai, to Sai.
~~!~~
Po raz kolejny siedziałam wieczorem w domu, nie wiedząc co ze sobą zrobić. Telewizja nie była interesująca, na książki nie miałam ochoty. Niedawno jadłam, więc nie chciałam wpychać w siebie kolejnej ogromnej dawki jedzenia, ponieważ w niedługim czasie z pączka zrobiłby się ze mnie pączur. Miałam ochotę coś zrobić, nie siedzieć tak bezczynnie. Wstałam więc, ubrałam się i wyszłam na zewnątrz.
Przyjemne chłodne powietrze, delikatnie muskało moją twarz. Powolnym krokiem przemierzałam dzielnice wokół mojego osiedla. To było coś! Ruch był zdecydowanie potrzebny, brakowało mi tylko słuchawek, żeby móc posłuchać muzyki.
Błądziłam tak godzinę, lub dwie, aż dotarłam do małego, lecz malowniczego parku. Wyszukanie wolnej ławki było trudnym zadaniem, które zajęło mi dobre dziesięć minut... Kto by pomyślał, że nagle wszystkim zachce się pod wieczór wybrać do parku! Gdy już w końcu znalazłam jedną wolną, osunęłam się na nią niczym wieloryb, totalnie pozbawiony gracji wieloryb, chciałabym dodać, i zajęłam się obserwacją. Uwielbiałam patrzeć na innych! Zawsze starałam się usadowić tak, by widzieć wszystko jak najlepiej, a później obserwowałam. Mnóstwo par, kilka matek z dziećmi, kolejne pary... Ah, te romantyczne schadzki! Uśmiech cisnął mi się na usta. Ludzie, mimo, że tacy inni, tak bardzo do siebie podobni. Szukają miłości, znajdują ją, zakochują się, są razem, biorą ślub, mają dzieci i albo żyją długo i szczęśliwie (najczęściej w bajkach), albo coś się po drodze pierdoli i tyle. Ci na których ja patrzyłam wydawali się szczęśliwi, zwłaszcza ci posiadający dziecko, bądź też dzieci.
Delikatnie dotknęłam mojego brzucha. Czy to maleństwo przyniesie mi tyle szczęścia? Czy ja będę w stanie zagwarantować mu bezwarunkową miłość, na którą zasługuje?
Tyle pytań, które potrzebują odpowiedzi, których ja nie posiadam.
Potrząsając głową podniosłam się i znów powoli poczłapałam do domu.
Jak zwykle sama...
~~!~~
Ten wieczór, dziewczyny postanowiły spędzić tylko w kobiecym gronie. Poszłyśmy więc do restauracji, na kolację. Czas spędzony z Hinatą i Ino nigdy nie należał do zmarnowanych, dlatego cieszyłam się na to wyjście niesamowicie. A teraz siedziałam i z niedowierzaniem obserwowałam toczącą się na moich oczach scenę.
- Czy to nie jest Aya?- szepnęłam gorączkowo.
- Co?
Obie dziewczyny podniosły na mnie wzrok znad talerzy.
- Hinata, ta Aya, pamiętasz? Narzeczona Uchihy...
Obejrzała się przez ramię i zamarła tak samo jak ja chwilę temu. Później odwróciła się przodem do mnie i niepewnie kiwnęła głową.
- Przepraszam bardzo! Może mnie wtajemniczycie o kim wy, cholera, mówicie?
Tym razem to Hinata przystąpiła do wyjaśnień, widząc iż ja nie za bardzo się do tego garnę, ciągle bardzo zaabsorbowana Ayą.
- Kilka miesięcy temu Naruto przedstawił nam swojego przyjaciela z lat młodości.
- No i???
- Nie przerywaj mi Ino, to się dowiesz. Wracając do sprawy, Sasuke to raczej całkiem miły facet...
Tu ja prychnęłam, on wcale nie był miły, tylko bardzo dobrze się maskował. Dostałam za to prychnięcie bardzo karcące spojrzenie. Wybąkałam ciche przepraszam i wsłuchałam się w opowiadanie o przyjacielu Naruto, dalej przyglądając się jego narzeczonej.
"Albo już nie?", w głowie kołatała mi się myśl. W sumie, nikt oprócz Naruto (i mnie), nie interesował się Sasuke, więc też brak wiadomości na jego temat był całkowicie naturalny. A po zachowaniu kobiety, miałam głębokie wątpliwości by nadal coś ich łączyło. Na te zdradzieckie myśli moje serce podskoczyło kilka razy szczęśliwie, za co oczywiście szybko skarciłam się w duchu.
- No więc ta lalunia, która teraz mizdrzy się do jakiegoś kolesia, który de facto nie jest Sasuke, to jego narzeczona, tak? Dobrze zrozumiałam?
- Tak, ogólnie to tak.
- Ookej, tylko co on w niej widzi?
- Pieniądze?
- A sam ich nie ma?
Tu wtrąciłam się ja.
- To aranżowane małżeństwo. Miało być na papierku, niekoniecznie w łóżku.
- Więc nie widzę problemu... On pewnie też skacze na prawo i lewo.
- No niby tak, ale nie widziałaś jak ona się do niego kleiła. Było jasne, że jest w nim po uszy zakochana, po co miałaby lepić się do innego? Nie rozumiem...
Zamilkłam, gdyż obie zaczęły mi się badawczo przyglądać, na co ja oblałam się rumieńcem.
- No co?
- Nic, nic Saki. Mówiłaś to tylko takim głosem, że
- Doszłyśmy do wniosku
- Iż
- Ktoś tu ci się podoba- dokończyły wspólnie.
- Chyba oszalałyście!
Te ich wiele znaczące spojrzenia, które sobie posyłały patrząc również na mnie szczerze mnie zdenerwowały.
- Niby co miałoby mi się w nim podobać? Jego aroganckie ciemne spojrzenie? A może ta przystojna twarz, o ironicznym wyrazie? Albo to jak się porusza, niczym jakiś tajny morderca? No właśnie! Morderca! Oto, kogo przypomina mi Sasuke Uchiha!
Wymowne spojrzenia i wybuch śmiechu, tak właśnie skwitowały moją wypowiedź.
- Z czego rżycie?!
- Może z tego ciemnego spojrzenia?- tu Ino.
- Albo przystojnej twarzy- Hinata komicznie zaczęła poruszać brwiami.
Jeżeli byłoby możliwe, rumienić się bardziej, pewnie pobiłabym jakiś rekord. Wydałam się.
- Bardzo śmieszne, serio.
- Słuchaj Sakura, zawsze możesz coś z tym zrobić.
- Z czym?
- No z Sasuke! Wydaje mi się, że i tak związek tej paniusi i jego wisi na włosku, albo jest skończony. Więc...
- O NIE, NIE, NIE! Nie będę się nikomu w związek wpieprzać. Przykro mi bardzo to nie moja broszka! Poza tym on mnie nawet nie lubi, z wzajemnością!!!
- Jasne jak słońce Saki, jak słońce.
Przez pół nocy prześladowała mnie drwiąca mina Ino, gdy to mówiła.
- Masz jakiś problem Ino?- popatrzyłam na nią ze złością w oczach.
- Nie no skądże! Haha, ale poważnie, jeszcze trzy miesiące temu nikt by cię nie oskarżył o ciążę. A teraz? Chyba starałaś się to nadrobić, co?
Mimo iż wiedziałam, że sobie ze mnie żartuje, zakuły mnie jej słowa i chciałam bronić swego honoru.
- Mam tak genetycznie!
- Jasne, jasne. Tak genetycznie, jak genetycznie duże piersi Pameli!
Odwróciłam się przodem, a następnie bokiem do lustra, by upewnić się, że nie jest aż tak źle. Ale niestety ostatnio rzeczywiście troszkę mi się przytyło, chociaż miałam nikłą nadzieję iż się tak nie stanie.
- Nadzieja matką głupich- szepnęłam cicho, co niestety usłyszała moja przyjaciółka.
- Ale Saki, każda matka kocha swoje dzieci.
Podeszła i przytuliła się do mnie delikatnie z uśmiechem na twarzy, który pewnie miał mi poprawić humor. Odwzajemniłam go, by następnie wyswobodzić się z uścisku Yamanaki, która mieszkała u mnie od swojego przyjazdu i raczej nie zamierzała się wyprowadzić. Trzy miesiące. Siedem miesięcy. Już za dwa miesiące. Delikatnie pogłaskałam swój wypukły brzuch. Dziewczynka. Byłam zachwycona! Jedyne co zaburzało mój dobry humor, to sny, w których nawiedzały mnie czarne, piękne oczy, mężczyzny, który nigdy nie był mój, a także nigdy moim nie zostanie.
Pomachałam ręką nad głową, mając nadzieję, że zbędne myśli wyniosą się z mojej głowy, ale one wredne małe skurczybyki, zakotwiczyły się chyba na stałe. A ten koleś nawet nigdy nie był dla mnie miły! Kobiety, nie no dobra, JA, miałam chyba coś z głową, skoro podobał mi się mężczyzna, zasadniczo w ogóle do mnie nie pasujący. A po świecie chodziło wielu lepszych.
- Ziemia do Sakury!!! Znowu błądzisz po innej galaktyce?!
- Nie Ino, ciągle tu jestem.
- Nie widać, serio.
- Nic nie szkodzi- wstałam słysząc dzwonek do drzwi- IDĘ!!!
Ino poszła za mną niczym cień, co w sumie trochę mnie wkurzało...
- Przecież doskonale wiesz, że to Hinata... Po co za mną leziesz?
- Już się tak nie bulwersuj, bo ci ciśnienie skoczy. Miałyśmy iść na spacer zapomniałaś?
Zapomniałam. Ale nie musiała tego wiedzieć.
- A może Hina będzie chciała wejść na herbatę? Albo nawet na szklankę wody?
- Daj spokój, napijemy się na mieście jak wyjdziemy. Cześć Hinatko!!!
Hinata weszła, chociaż może to za duże słowo, raczej się wtoczyła. Była większa ode mnie, co było zaskakujące, gdyż również była w miarę drobna. Ciąża jednak jej służyła, albo miłość jej męża. Chociaż, może i jedno i drugie?
Delikatnie ucałowałam jej policzek i zaprosiłam na coś do picia, ale jak zwykle przesadnie grzecznie odmówiła, pewnie przez Ino, która od dłuższej chwili mówiła o wyjściu. Westchnęłam przeciągle i zaczęłam nakładać buty, moje myśli błądziły od jednej do drugiej. Wyłapywałam strzępki rozmowy dziewczyn.
- Wychodzisz wieczorem?- zapytałam zaskoczona.
- No, wychodzę.
- Z kim?
- Jakbyś słuchała trochę bardziej uważnie to byś wiedziała... Poza tym co to za przesłuchanie?
- Ej, ej! Ja tu zadaję pytania- spojrzałam na jej zarumienione lico- Czekaj, niech zgadnę... Z Saiem?
Jej policzki nabrały barwy buraczków, a ja wiedziałam, że trafiłam. Spojrzałam na nią uważniej, a w mojej głowie zaświtała myśl.
- To coś poważnego?
- Nie wiem. Może? No wiesz... Chciałabym. W końcu nie jestem najmłodsza, a Sai, to Sai.
~~!~~
Po raz kolejny siedziałam wieczorem w domu, nie wiedząc co ze sobą zrobić. Telewizja nie była interesująca, na książki nie miałam ochoty. Niedawno jadłam, więc nie chciałam wpychać w siebie kolejnej ogromnej dawki jedzenia, ponieważ w niedługim czasie z pączka zrobiłby się ze mnie pączur. Miałam ochotę coś zrobić, nie siedzieć tak bezczynnie. Wstałam więc, ubrałam się i wyszłam na zewnątrz.
Przyjemne chłodne powietrze, delikatnie muskało moją twarz. Powolnym krokiem przemierzałam dzielnice wokół mojego osiedla. To było coś! Ruch był zdecydowanie potrzebny, brakowało mi tylko słuchawek, żeby móc posłuchać muzyki.
Błądziłam tak godzinę, lub dwie, aż dotarłam do małego, lecz malowniczego parku. Wyszukanie wolnej ławki było trudnym zadaniem, które zajęło mi dobre dziesięć minut... Kto by pomyślał, że nagle wszystkim zachce się pod wieczór wybrać do parku! Gdy już w końcu znalazłam jedną wolną, osunęłam się na nią niczym wieloryb, totalnie pozbawiony gracji wieloryb, chciałabym dodać, i zajęłam się obserwacją. Uwielbiałam patrzeć na innych! Zawsze starałam się usadowić tak, by widzieć wszystko jak najlepiej, a później obserwowałam. Mnóstwo par, kilka matek z dziećmi, kolejne pary... Ah, te romantyczne schadzki! Uśmiech cisnął mi się na usta. Ludzie, mimo, że tacy inni, tak bardzo do siebie podobni. Szukają miłości, znajdują ją, zakochują się, są razem, biorą ślub, mają dzieci i albo żyją długo i szczęśliwie (najczęściej w bajkach), albo coś się po drodze pierdoli i tyle. Ci na których ja patrzyłam wydawali się szczęśliwi, zwłaszcza ci posiadający dziecko, bądź też dzieci.
Delikatnie dotknęłam mojego brzucha. Czy to maleństwo przyniesie mi tyle szczęścia? Czy ja będę w stanie zagwarantować mu bezwarunkową miłość, na którą zasługuje?
Tyle pytań, które potrzebują odpowiedzi, których ja nie posiadam.
Potrząsając głową podniosłam się i znów powoli poczłapałam do domu.
Jak zwykle sama...
~~!~~
Ten wieczór, dziewczyny postanowiły spędzić tylko w kobiecym gronie. Poszłyśmy więc do restauracji, na kolację. Czas spędzony z Hinatą i Ino nigdy nie należał do zmarnowanych, dlatego cieszyłam się na to wyjście niesamowicie. A teraz siedziałam i z niedowierzaniem obserwowałam toczącą się na moich oczach scenę.
- Czy to nie jest Aya?- szepnęłam gorączkowo.
- Co?
Obie dziewczyny podniosły na mnie wzrok znad talerzy.
- Hinata, ta Aya, pamiętasz? Narzeczona Uchihy...
Obejrzała się przez ramię i zamarła tak samo jak ja chwilę temu. Później odwróciła się przodem do mnie i niepewnie kiwnęła głową.
- Przepraszam bardzo! Może mnie wtajemniczycie o kim wy, cholera, mówicie?
Tym razem to Hinata przystąpiła do wyjaśnień, widząc iż ja nie za bardzo się do tego garnę, ciągle bardzo zaabsorbowana Ayą.
- Kilka miesięcy temu Naruto przedstawił nam swojego przyjaciela z lat młodości.
- No i???
- Nie przerywaj mi Ino, to się dowiesz. Wracając do sprawy, Sasuke to raczej całkiem miły facet...
Tu ja prychnęłam, on wcale nie był miły, tylko bardzo dobrze się maskował. Dostałam za to prychnięcie bardzo karcące spojrzenie. Wybąkałam ciche przepraszam i wsłuchałam się w opowiadanie o przyjacielu Naruto, dalej przyglądając się jego narzeczonej.
"Albo już nie?", w głowie kołatała mi się myśl. W sumie, nikt oprócz Naruto (i mnie), nie interesował się Sasuke, więc też brak wiadomości na jego temat był całkowicie naturalny. A po zachowaniu kobiety, miałam głębokie wątpliwości by nadal coś ich łączyło. Na te zdradzieckie myśli moje serce podskoczyło kilka razy szczęśliwie, za co oczywiście szybko skarciłam się w duchu.
- No więc ta lalunia, która teraz mizdrzy się do jakiegoś kolesia, który de facto nie jest Sasuke, to jego narzeczona, tak? Dobrze zrozumiałam?
- Tak, ogólnie to tak.
- Ookej, tylko co on w niej widzi?
- Pieniądze?
- A sam ich nie ma?
Tu wtrąciłam się ja.
- To aranżowane małżeństwo. Miało być na papierku, niekoniecznie w łóżku.
- Więc nie widzę problemu... On pewnie też skacze na prawo i lewo.
- No niby tak, ale nie widziałaś jak ona się do niego kleiła. Było jasne, że jest w nim po uszy zakochana, po co miałaby lepić się do innego? Nie rozumiem...
Zamilkłam, gdyż obie zaczęły mi się badawczo przyglądać, na co ja oblałam się rumieńcem.
- No co?
- Nic, nic Saki. Mówiłaś to tylko takim głosem, że
- Doszłyśmy do wniosku
- Iż
- Ktoś tu ci się podoba- dokończyły wspólnie.
- Chyba oszalałyście!
Te ich wiele znaczące spojrzenia, które sobie posyłały patrząc również na mnie szczerze mnie zdenerwowały.
- Niby co miałoby mi się w nim podobać? Jego aroganckie ciemne spojrzenie? A może ta przystojna twarz, o ironicznym wyrazie? Albo to jak się porusza, niczym jakiś tajny morderca? No właśnie! Morderca! Oto, kogo przypomina mi Sasuke Uchiha!
Wymowne spojrzenia i wybuch śmiechu, tak właśnie skwitowały moją wypowiedź.
- Z czego rżycie?!
- Może z tego ciemnego spojrzenia?- tu Ino.
- Albo przystojnej twarzy- Hinata komicznie zaczęła poruszać brwiami.
Jeżeli byłoby możliwe, rumienić się bardziej, pewnie pobiłabym jakiś rekord. Wydałam się.
- Bardzo śmieszne, serio.
- Słuchaj Sakura, zawsze możesz coś z tym zrobić.
- Z czym?
- No z Sasuke! Wydaje mi się, że i tak związek tej paniusi i jego wisi na włosku, albo jest skończony. Więc...
- O NIE, NIE, NIE! Nie będę się nikomu w związek wpieprzać. Przykro mi bardzo to nie moja broszka! Poza tym on mnie nawet nie lubi, z wzajemnością!!!
- Jasne jak słońce Saki, jak słońce.
Przez pół nocy prześladowała mnie drwiąca mina Ino, gdy to mówiła.
sobota, 6 czerwca 2015
[4]
Otworzyłam
drzwi i o mało nie wpadłam na biedną Hinatę, która właśnie miała zacząć pukać.
Oszołomiona przez chwilę nie mogłam wydusić ani słowa, nie spodziewałam się
wizyty, a zasadniczo sama miałam ją złożyć. Tak więc widok przyjaciółki, bądź
co bądź bardzo podnieconej i rozemocjonowanej, był zaskakujący. Ona również nie
spodziewała się, że wyjdę jej na przeciw i z komiczną miną przyglądała się
mojej postaci, jak gdyby widziała ją pierwszy raz w życiu. Nie mogłam wytrzymać
i buchnęłam gromkim śmiechem.
- Co jest Hina? Nie spodziewałaś się mnie tutaj?
- W twoich własnych drzwiach? A w życiu!- zironizowała.
Zapytałam ją czy wejdzie, ale szybko odmówiła i postanowiła, że będzie mi towarzyszyć gdziekolwiek teraz pójdę.
- W sumie Hinata, to wybierałam się do ciebie, ale skoro już tu jesteś...
- Chodźmy na spacer!
- Spacer?
Moje nastawienie do spacerów było co najmniej sceptyczne, łażenie bez ładu i składu, a także określonego celu działało mi na nerwy.
- No znaczy na lody! Chodźmy na lody! Ostatnio jadłam takie pyszne czekoladowe!
Brrr! Lodów czekoladowych też nie znosiłam, nie wiedziałam jak ktoś może zajadać się tym cholerstwem. Nie dość, że wyglądają jak kupa, to jeszcze są za słodkie.
- Wiesz były tam bardzo dobre lody cytrynowe...
I tym mnie urzekła, w kilka sekund wyrobiłam się z zamknięciem drzwi i pociągnięciem Hinaty na zewnątrz. Z uśmiechem na ustach poszłyśmy w długą.
Po lody zawitałyśmy do małej cukierni, umieszczonej niecałe trzydzieści minut drogi od mojego mieszkania. Szłyśmy powoli, praktycznie nie zamieniając ani jednego słowa. Widziałam, że coś chodzi mojej towarzyszce po głowie, ponieważ cały czas mrużyła oczy i marszczyła czoło, z czego ja się śmiałam, a ją wprowadzałam w konsternację. Kiedy w końcu odważyłam się spytać o co chodzi, odpowiedziała tylko, że dowiem się za chwilę i koniec kropka. Czekać także nie lubiłam, za grosz cierpliwości, ot co! Nic nie mogłam niestety zrobić, jeżeli Hinata się uparła, nie było mocnych by zmusić ją do zmiany zdania.
Kiedy już obie dzierżyłyśmy w dłoniach po lodzie, zaciągnęła mnie na jakąś ławkę.
- Sprawdzasz w ogóle pocztę?
- Co?
- No meila?
Tu mnie miała, od wieków nie podchodziłam do komputera, a co dopiero sprawdzać pocztę.
- Szczerze, to nie. Nie miałam czasu ostatnio, czemu pytasz?
- Bo jakbyś sprawdzała, to byłabyś równie podniecona jak ja.
- Nie rozumiem.
- Tak wiem, widać to po tobie... Bez fochów Sakura!
Nadęłam policzki niczym małe dziecko i nie miałam zamiaru odezwać się do niej, przynajmniej przez następne dwie minuty.
- Ino przyjeżdża.
Wybałuszyłam na nią swoje oczy, totalnie zaskoczona tą wiadomością.
- No i patrz jaka niespodzianka! Powtórzę jeszcze raz, częściej sprawdzaj pocztę! Biedna Ino nie mogła się do ciebie dobić, a gdzieś zgubiła swój telefon. A wiesz jaka jest... Nigdzie nie zapisuje numerów...
- Fakt, czasami zachowuje się jak idiotka... Kiedy będzie?
- Jutro z samego rana. Mogłabyś ją odebrać? Ja niestety muszę iść do pracy.
- Oczywiście, że po nią pojadę. A! No i obiecuję, że będę częściej interesować się pocztą!
- No i tak ma być. A tak w ogóle Saki?
- Hmm?
- Kiedy masz zamiar powiedzieć im o swojej ciąży? Niedługo będzie to widać wiesz?
Poruszyłam się niespokojnie, Hinata właśnie poruszyła niewygodną dla mnie kwestię, moim zdaniem nikt nie musiał wiedzieć, a ja mogłabym się ukrywać do samego końca. Niestety, nie da się w ten sposób przetrwać ciąży. Ostatnio sama zauważyłam, że nie mogę już tak dobrze maskować mojego powiększającego się brzuszka, a nawet zakupiłam kilka bardzo szerokich i za dużych dla mnie ciuchów.
- Nie wiem kiedy. Nie chcę im mówić.
- Przecież cię nie zabiją za to... Wiesz?
- Wiem, ale i tak mi wstyd.
- Wstydzisz się własnego dziecka?
- Dobrze wiesz, że nie! Raczej tego jak zostało poczęte...
- Zrozumieją. A jeżeli nie, to przynajmniej postarają się to zaakceptować. Uwielbiają cię!
Uśmiechnęłam się delikatnie, miała całkowitą rację. Byliśmy zgraną paczką i staliśmy za sobą murem. Naraz moje obawy stały się dla mnie idiotyczne, no bo w końcu, jak można zwątpić w swoich przyjaciół?
- Powiem im niedługo. Najpierw oznajmię to Ino.
Poczułam jak przyjaciółka delikatnie gładzi mnie po plecach, chcąc pocieszyć, uspokoić i dodać otuchy.
- Pamiętaj, jesteśmy w tym razem.
A mnie od razu było troszkę lepiej.
~~!~~
Po Ino byłam godzinę za wcześnie, więc siedziałam w kawiarence na lotnisku, popijając zieloną herbatę i topiąc się w myślach. W tym momencie byłam gotowa się przyznać, a później przyjąć reakcję przyjaciół i żyć dalej jak zawsze. Bez obaw, bez stresu, który swoją drogą nie wpływał za dobrze na dziecko. Dowiedziałam się także, że Uchiha wyjeżdża i nie będzie go kilka miesięcy. Byłam, co tu dużo mówić, bezgranicznie szczęśliwa. Nikt nie będzie zaprzątał moich myśli, a w nocy przestaną prześladować mnie te czarne oczy, a ja sama przestanę się nim zachwycać. Jedyne co delikatnie kuło mnie w serduszko, to fakt, że gdy wróci prawdopodobnie będzie już żonaty. Mimo wszystko nie zamierzałam się tym przejmować, chciałam być taka jak kiedyś, bardziej żywa, wesoła, upchnąć dziwnego mężczyznę, który zagościł w moim umyśle, w sam jego kąt. W końcu nic między nami nie było, parę spojrzeń, kilka wymienionych zdań i to wszystko. A ja myślałam o nim, jakby codziennie przynosił mi kwiaty, zabierał na randki, kochał mnie i był ze mną, a w końcu to nawet nie miało miejsca, no i nigdy mieć nie będzie... chyba, że w mojej wyobraźni.
Kiedy doleciał do mnie nosowy głos kobiety, oznajmiającej przylot samolotu, na który czekałam wstałam i niespiesznie udałam się w miejsce oczekiwania. Samo lotnisko było olbrzymie, więc byłam pewna, że zajmie mi to co najmniej 10 minut, może i więcej, a zanim Ino doczołga się ze wszystkimi bagażami minie jeszcze dwa razy tyle. Kiedy znalazłam się w odpowiednim miejscu oparłam się plecami o ścianę i czekałam. Zastanawiałam się jak przekazać swojej przyjaciółce fakt o dziecku, którego się spodziewam, w zasadzie nie wiadomo z kim. Westchnęłam cichutko, a gdzieś ponad tymi wszystkimi ludźmi, mignęły mi długie blond włosy zebrane w kucyka. Wygładziłam nieistniejące fałdki na moim ubraniu i ruszyłam ku posiadaczce tej jasnej czupryny.
- Ino!
Odwróciła się w moją stronę, a mnie jak zwykle zamurowało na chwilę, kiedy ją zobaczyłam. Jej cudowne morskie oczy, okalane długimi rzęsami, delikatnie podkreślone cieniami. Mały nosek, który idealnie wpasowywał się w jej twarz, równe modne brwi. I te usta! Słodziutkie, kuszące usta, które, gdybym była mężczyzną, miałabym ochotę całować, aż do utraty tchu. Była piękną kobietą, która wiedziała co ze sobą zrobić, by wyglądać jeszcze piękniej i bardziej przyciągać uwagę. Chociaż ona nawet bez starania się przyciągała uwagę. Naturalna piękność. Tak zawsze o niej myślałam ja i inni ludzie z jej otoczenia. Była także niebywale inteligenta, jak na wygląd panienki z okładki, które często mają pstro w głowach. Była moją przyjaciółką, ciągle dziwiłam się jak to się stało.
- SAKI!!!
Złapała mnie w swoje silne ręce i prawie, że dusząc, kręciła wokół własnej osi.
- Uspokój się! Zaraz mnie udusisz.-wysapałam- Poza tym, ludzie się na nas dziwnie patrzą.
- Niech patrzą! Tak dawno cię nie widziałam! Cudownie wyglądasz- tu spojrzała na mnie- I wypiękniałaś.
W końcu mnie puściła, a ja mogłam znowu normalnie oddychać, co od razu uczyniłam z wielką ulgą. W tym samym czasie Ino obeszła mnie dookoła i zawyrokowała:
- Chyba ci się trochę przytyło co?
Gdybym mogła, zakrztusiłabym się powietrzem, które właśnie wdychałam. Spojrzałam na nią morderczym wzrokiem. No bo kto by chciał usłyszeć takie słowa na dzień dobry?
Westchnęłam cichutko i pokiwałam głową.
- Muszę ci coś powiedzieć Ino, ale to nie w tym miejscu. Dobrze? Pojedziemy teraz na obiad, a wieczorem mamy grupowe spotkanie. Poznasz nowe twarze.
Zabrałam ją do małej restauracji z domowymi posiłkami, chciałam żeby atmosfera była luźna, a moja przyjaciółka czuła się bardziej jak w domu.
- Gdzie masz zamiar teraz mieszkać?
- W sumie to nie myślałam o tym. Może hotel?
- Możesz zatrzymać się u mnie, jeśli chcesz oczywiście.
- Mogę? Nie będę ci przeszkadzać?
- Głupie pytanie, Ino, głupie pytanie...
Wyszczerzyła się do mnie jak głupi do sera, a chwilę później wpychała sobie w usta pokaźną ilość ryżu. Na ten widok zaśmiałam się cicho i zostałam obdarowana nierozumiejącym wzrokiem.
- Jesz tak szybko, jakbyś przez co najmniej tydzień nie miała nic w ustach.
- No co?! Jestem taka głodna!
Odkąd sięgam pamięcią była niczym odkurzacz, jadła ile mogła, a było tego dużo i nigdy nie tyła. Cudowny metabolizm sprawiał, że miała niebywały spust.
Gdy skończyłyśmy, zamówiłyśmy po herbacie. W tej chwili miała zacząć się poważna część naszego spotkania, którą odwlekałam, jak najdłużej mogłam.
- A właśnie! Saki, miałaś mi coś powiedzieć?
- Tak.
Cisza jaka między nami zapadła była wiele mówiąca, Ino od razu przybrała poważną minę, a moja niechęć do mówienia trzasnęła i rozsypała się w drobny mak. Wszystko się ze mnie wylało, bez tajemnic. Kiedy skończyłam, czekałam na wyrok.
- Wiesz, muszę cię zasmucić, ale zbyt długo to ty tego nie poukrywasz... Jak cię przytulałam to wyczułam, ale pomyślałam, że może przytyłaś czy coś. Nigdy nie wiadomo nie?
Pokiwałam delikatnie głową, niezdolna do mówienia. Ciągle czekałam na wybuch.
- No nie milcz tak! I spójrz na mnie! Przecież cię nie zabiję... Który to miesiąc?
- Czwarty.
- No cóż, jak na czwarty, twój brzuch jest wyjątkowo nieduży, ale to pewnie dlatego, że jesteś taka drobna. Za jakiś miesiąc albo dwa nic nie ukryjesz, będzie to zbyt oczywiste... Dzisiaj mówisz wszystkim, jasne?!
- Tak!
- No i tak ma być! Moja dziewczynka! Pamiętaj, że jestem tu dla ciebie. Tak samo jak Hinata.
Wiedza, że mam dwie przyjaciółki, które nie mają zamiaru pozostawić mnie w tych najcięższych chwilach sprawiła, że chciałam latać. Moje serce było lżejsze, a ból głowy nie czaił się tuż za rogiem, zaczynałam normalnie funkcjonować. Uśmiechnęłam się promiennie do Ino i przypomniała mi się jeszcze jedna ważna rzecz.
- EJ, Ino! Hinatka też będzie miała dziecko!
Jej piękne duże oczy stały się jeszcze większe, a usta miała szeroko otwarte.
- Że co?!
- To co słyszysz.
- Ale z kim???
- No jak to z kim? Z Naruto oczywiście!
- Z Naruto? To on w ogóle wie jak? No wiesz?
Śmiałam się dobre kilka minut zanim Ino kazała mi się uspokoić, łzy szkliły się w kącikach oczu, a ja sama nie mogłam złapać oddechu. Każdy wątpił w umiejętności Uzumakiego, nierozgarniętego faceta, a to jemu najszybciej wyszło.
- Pewnie Hina mu pomagała- wystękałam.
- Ta jasne... A ona skąd miała by wiedzieć, co robić?
- No to zdali się na instynkt?
- Pewnie, już w to wierzę. Pewnie przedtem oboje pooglądali odpowiednie filmiki, żeby gafy nie strzelić.
Spojrzałyśmy na siebie i obie wybuchłyśmy śmiechem, a dobry nastrój nie opuszczał nas już do końca.
- Wy to z Hinatą zawsze razem.
- Hmm?
- No wiesz. Głodne? W tym samym momencie! Toaleta? W tym samym czasie! Ta sama szkoła, podobne zainteresowania, ta sama praca. Jesteście niczym bliźniaczki! A teraz jeszcze ciąża w tym samym momencie. Może ja też powinnam sobie jakieś strzelić, żeby się w was bardziej wpasować, hmm?
- Co jest Hina? Nie spodziewałaś się mnie tutaj?
- W twoich własnych drzwiach? A w życiu!- zironizowała.
Zapytałam ją czy wejdzie, ale szybko odmówiła i postanowiła, że będzie mi towarzyszyć gdziekolwiek teraz pójdę.
- W sumie Hinata, to wybierałam się do ciebie, ale skoro już tu jesteś...
- Chodźmy na spacer!
- Spacer?
Moje nastawienie do spacerów było co najmniej sceptyczne, łażenie bez ładu i składu, a także określonego celu działało mi na nerwy.
- No znaczy na lody! Chodźmy na lody! Ostatnio jadłam takie pyszne czekoladowe!
Brrr! Lodów czekoladowych też nie znosiłam, nie wiedziałam jak ktoś może zajadać się tym cholerstwem. Nie dość, że wyglądają jak kupa, to jeszcze są za słodkie.
- Wiesz były tam bardzo dobre lody cytrynowe...
I tym mnie urzekła, w kilka sekund wyrobiłam się z zamknięciem drzwi i pociągnięciem Hinaty na zewnątrz. Z uśmiechem na ustach poszłyśmy w długą.
Po lody zawitałyśmy do małej cukierni, umieszczonej niecałe trzydzieści minut drogi od mojego mieszkania. Szłyśmy powoli, praktycznie nie zamieniając ani jednego słowa. Widziałam, że coś chodzi mojej towarzyszce po głowie, ponieważ cały czas mrużyła oczy i marszczyła czoło, z czego ja się śmiałam, a ją wprowadzałam w konsternację. Kiedy w końcu odważyłam się spytać o co chodzi, odpowiedziała tylko, że dowiem się za chwilę i koniec kropka. Czekać także nie lubiłam, za grosz cierpliwości, ot co! Nic nie mogłam niestety zrobić, jeżeli Hinata się uparła, nie było mocnych by zmusić ją do zmiany zdania.
Kiedy już obie dzierżyłyśmy w dłoniach po lodzie, zaciągnęła mnie na jakąś ławkę.
- Sprawdzasz w ogóle pocztę?
- Co?
- No meila?
Tu mnie miała, od wieków nie podchodziłam do komputera, a co dopiero sprawdzać pocztę.
- Szczerze, to nie. Nie miałam czasu ostatnio, czemu pytasz?
- Bo jakbyś sprawdzała, to byłabyś równie podniecona jak ja.
- Nie rozumiem.
- Tak wiem, widać to po tobie... Bez fochów Sakura!
Nadęłam policzki niczym małe dziecko i nie miałam zamiaru odezwać się do niej, przynajmniej przez następne dwie minuty.
- Ino przyjeżdża.
Wybałuszyłam na nią swoje oczy, totalnie zaskoczona tą wiadomością.
- No i patrz jaka niespodzianka! Powtórzę jeszcze raz, częściej sprawdzaj pocztę! Biedna Ino nie mogła się do ciebie dobić, a gdzieś zgubiła swój telefon. A wiesz jaka jest... Nigdzie nie zapisuje numerów...
- Fakt, czasami zachowuje się jak idiotka... Kiedy będzie?
- Jutro z samego rana. Mogłabyś ją odebrać? Ja niestety muszę iść do pracy.
- Oczywiście, że po nią pojadę. A! No i obiecuję, że będę częściej interesować się pocztą!
- No i tak ma być. A tak w ogóle Saki?
- Hmm?
- Kiedy masz zamiar powiedzieć im o swojej ciąży? Niedługo będzie to widać wiesz?
Poruszyłam się niespokojnie, Hinata właśnie poruszyła niewygodną dla mnie kwestię, moim zdaniem nikt nie musiał wiedzieć, a ja mogłabym się ukrywać do samego końca. Niestety, nie da się w ten sposób przetrwać ciąży. Ostatnio sama zauważyłam, że nie mogę już tak dobrze maskować mojego powiększającego się brzuszka, a nawet zakupiłam kilka bardzo szerokich i za dużych dla mnie ciuchów.
- Nie wiem kiedy. Nie chcę im mówić.
- Przecież cię nie zabiją za to... Wiesz?
- Wiem, ale i tak mi wstyd.
- Wstydzisz się własnego dziecka?
- Dobrze wiesz, że nie! Raczej tego jak zostało poczęte...
- Zrozumieją. A jeżeli nie, to przynajmniej postarają się to zaakceptować. Uwielbiają cię!
Uśmiechnęłam się delikatnie, miała całkowitą rację. Byliśmy zgraną paczką i staliśmy za sobą murem. Naraz moje obawy stały się dla mnie idiotyczne, no bo w końcu, jak można zwątpić w swoich przyjaciół?
- Powiem im niedługo. Najpierw oznajmię to Ino.
Poczułam jak przyjaciółka delikatnie gładzi mnie po plecach, chcąc pocieszyć, uspokoić i dodać otuchy.
- Pamiętaj, jesteśmy w tym razem.
A mnie od razu było troszkę lepiej.
~~!~~
Po Ino byłam godzinę za wcześnie, więc siedziałam w kawiarence na lotnisku, popijając zieloną herbatę i topiąc się w myślach. W tym momencie byłam gotowa się przyznać, a później przyjąć reakcję przyjaciół i żyć dalej jak zawsze. Bez obaw, bez stresu, który swoją drogą nie wpływał za dobrze na dziecko. Dowiedziałam się także, że Uchiha wyjeżdża i nie będzie go kilka miesięcy. Byłam, co tu dużo mówić, bezgranicznie szczęśliwa. Nikt nie będzie zaprzątał moich myśli, a w nocy przestaną prześladować mnie te czarne oczy, a ja sama przestanę się nim zachwycać. Jedyne co delikatnie kuło mnie w serduszko, to fakt, że gdy wróci prawdopodobnie będzie już żonaty. Mimo wszystko nie zamierzałam się tym przejmować, chciałam być taka jak kiedyś, bardziej żywa, wesoła, upchnąć dziwnego mężczyznę, który zagościł w moim umyśle, w sam jego kąt. W końcu nic między nami nie było, parę spojrzeń, kilka wymienionych zdań i to wszystko. A ja myślałam o nim, jakby codziennie przynosił mi kwiaty, zabierał na randki, kochał mnie i był ze mną, a w końcu to nawet nie miało miejsca, no i nigdy mieć nie będzie... chyba, że w mojej wyobraźni.
Kiedy doleciał do mnie nosowy głos kobiety, oznajmiającej przylot samolotu, na który czekałam wstałam i niespiesznie udałam się w miejsce oczekiwania. Samo lotnisko było olbrzymie, więc byłam pewna, że zajmie mi to co najmniej 10 minut, może i więcej, a zanim Ino doczołga się ze wszystkimi bagażami minie jeszcze dwa razy tyle. Kiedy znalazłam się w odpowiednim miejscu oparłam się plecami o ścianę i czekałam. Zastanawiałam się jak przekazać swojej przyjaciółce fakt o dziecku, którego się spodziewam, w zasadzie nie wiadomo z kim. Westchnęłam cichutko, a gdzieś ponad tymi wszystkimi ludźmi, mignęły mi długie blond włosy zebrane w kucyka. Wygładziłam nieistniejące fałdki na moim ubraniu i ruszyłam ku posiadaczce tej jasnej czupryny.
- Ino!
Odwróciła się w moją stronę, a mnie jak zwykle zamurowało na chwilę, kiedy ją zobaczyłam. Jej cudowne morskie oczy, okalane długimi rzęsami, delikatnie podkreślone cieniami. Mały nosek, który idealnie wpasowywał się w jej twarz, równe modne brwi. I te usta! Słodziutkie, kuszące usta, które, gdybym była mężczyzną, miałabym ochotę całować, aż do utraty tchu. Była piękną kobietą, która wiedziała co ze sobą zrobić, by wyglądać jeszcze piękniej i bardziej przyciągać uwagę. Chociaż ona nawet bez starania się przyciągała uwagę. Naturalna piękność. Tak zawsze o niej myślałam ja i inni ludzie z jej otoczenia. Była także niebywale inteligenta, jak na wygląd panienki z okładki, które często mają pstro w głowach. Była moją przyjaciółką, ciągle dziwiłam się jak to się stało.
- SAKI!!!
Złapała mnie w swoje silne ręce i prawie, że dusząc, kręciła wokół własnej osi.
- Uspokój się! Zaraz mnie udusisz.-wysapałam- Poza tym, ludzie się na nas dziwnie patrzą.
- Niech patrzą! Tak dawno cię nie widziałam! Cudownie wyglądasz- tu spojrzała na mnie- I wypiękniałaś.
W końcu mnie puściła, a ja mogłam znowu normalnie oddychać, co od razu uczyniłam z wielką ulgą. W tym samym czasie Ino obeszła mnie dookoła i zawyrokowała:
- Chyba ci się trochę przytyło co?
Gdybym mogła, zakrztusiłabym się powietrzem, które właśnie wdychałam. Spojrzałam na nią morderczym wzrokiem. No bo kto by chciał usłyszeć takie słowa na dzień dobry?
Westchnęłam cichutko i pokiwałam głową.
- Muszę ci coś powiedzieć Ino, ale to nie w tym miejscu. Dobrze? Pojedziemy teraz na obiad, a wieczorem mamy grupowe spotkanie. Poznasz nowe twarze.
Zabrałam ją do małej restauracji z domowymi posiłkami, chciałam żeby atmosfera była luźna, a moja przyjaciółka czuła się bardziej jak w domu.
- Gdzie masz zamiar teraz mieszkać?
- W sumie to nie myślałam o tym. Może hotel?
- Możesz zatrzymać się u mnie, jeśli chcesz oczywiście.
- Mogę? Nie będę ci przeszkadzać?
- Głupie pytanie, Ino, głupie pytanie...
Wyszczerzyła się do mnie jak głupi do sera, a chwilę później wpychała sobie w usta pokaźną ilość ryżu. Na ten widok zaśmiałam się cicho i zostałam obdarowana nierozumiejącym wzrokiem.
- Jesz tak szybko, jakbyś przez co najmniej tydzień nie miała nic w ustach.
- No co?! Jestem taka głodna!
Odkąd sięgam pamięcią była niczym odkurzacz, jadła ile mogła, a było tego dużo i nigdy nie tyła. Cudowny metabolizm sprawiał, że miała niebywały spust.
Gdy skończyłyśmy, zamówiłyśmy po herbacie. W tej chwili miała zacząć się poważna część naszego spotkania, którą odwlekałam, jak najdłużej mogłam.
- A właśnie! Saki, miałaś mi coś powiedzieć?
- Tak.
Cisza jaka między nami zapadła była wiele mówiąca, Ino od razu przybrała poważną minę, a moja niechęć do mówienia trzasnęła i rozsypała się w drobny mak. Wszystko się ze mnie wylało, bez tajemnic. Kiedy skończyłam, czekałam na wyrok.
- Wiesz, muszę cię zasmucić, ale zbyt długo to ty tego nie poukrywasz... Jak cię przytulałam to wyczułam, ale pomyślałam, że może przytyłaś czy coś. Nigdy nie wiadomo nie?
Pokiwałam delikatnie głową, niezdolna do mówienia. Ciągle czekałam na wybuch.
- No nie milcz tak! I spójrz na mnie! Przecież cię nie zabiję... Który to miesiąc?
- Czwarty.
- No cóż, jak na czwarty, twój brzuch jest wyjątkowo nieduży, ale to pewnie dlatego, że jesteś taka drobna. Za jakiś miesiąc albo dwa nic nie ukryjesz, będzie to zbyt oczywiste... Dzisiaj mówisz wszystkim, jasne?!
- Tak!
- No i tak ma być! Moja dziewczynka! Pamiętaj, że jestem tu dla ciebie. Tak samo jak Hinata.
Wiedza, że mam dwie przyjaciółki, które nie mają zamiaru pozostawić mnie w tych najcięższych chwilach sprawiła, że chciałam latać. Moje serce było lżejsze, a ból głowy nie czaił się tuż za rogiem, zaczynałam normalnie funkcjonować. Uśmiechnęłam się promiennie do Ino i przypomniała mi się jeszcze jedna ważna rzecz.
- EJ, Ino! Hinatka też będzie miała dziecko!
Jej piękne duże oczy stały się jeszcze większe, a usta miała szeroko otwarte.
- Że co?!
- To co słyszysz.
- Ale z kim???
- No jak to z kim? Z Naruto oczywiście!
- Z Naruto? To on w ogóle wie jak? No wiesz?
Śmiałam się dobre kilka minut zanim Ino kazała mi się uspokoić, łzy szkliły się w kącikach oczu, a ja sama nie mogłam złapać oddechu. Każdy wątpił w umiejętności Uzumakiego, nierozgarniętego faceta, a to jemu najszybciej wyszło.
- Pewnie Hina mu pomagała- wystękałam.
- Ta jasne... A ona skąd miała by wiedzieć, co robić?
- No to zdali się na instynkt?
- Pewnie, już w to wierzę. Pewnie przedtem oboje pooglądali odpowiednie filmiki, żeby gafy nie strzelić.
Spojrzałyśmy na siebie i obie wybuchłyśmy śmiechem, a dobry nastrój nie opuszczał nas już do końca.
- Wy to z Hinatą zawsze razem.
- Hmm?
- No wiesz. Głodne? W tym samym momencie! Toaleta? W tym samym czasie! Ta sama szkoła, podobne zainteresowania, ta sama praca. Jesteście niczym bliźniaczki! A teraz jeszcze ciąża w tym samym momencie. Może ja też powinnam sobie jakieś strzelić, żeby się w was bardziej wpasować, hmm?
niedziela, 17 maja 2015
[3]
Od
wczoraj nie myślałam jasno, ciągle gdzieś się gubiłam, zamyślałam, przypadkiem
na coś wpadałam, a wszystko za sprawą czyichś ciemnych oczu. Za każdym razem
gdy przymykałam powieki widziałam jego przystojną twarz, z szlachetnymi rysami,
zarysowanymi kośćmi policzkowymi i tak cudownie wykrojonymi ustami. Chodzący
ideał! Kobiety ciągle się za nim odwracały, zaczepiały go i robiły wszystko,
żeby zwrócił na nie swoją uwagę. On jednak zachowywał się jakby ich wcale nie
było, był ciągle taki sam, trochę zimny, trochę obojętny, a zarazem całkiem
miły, przynajmniej dla nas. Zastanawiało mnie jaki jest naprawdę, gdyż,
wydawało mi się, że cały czas gra, że udaje, że tak ogólnie to chciałby być
wszędzie, tylko nie z nami, ale skoro już tu jest, to zachowuje się tak jak
inni tego oczekują. Wpatrywałam się w niego jak urzeczona co i rusz spotykając
się z nim wzrokiem, wtedy właśnie zdałam sobie sprawę, że za tą miłą na pozór
maską kryje się coś innego. Ponieważ patrzył na mnie jak na idiotkę, z irytacją
przemieszaną z politowaniem, a ja nie mogłam zrozumieć dlaczego. Sasuke Uchiha
był dla mnie jedną wielką zagadką. Zgubne dla mnie było to, że bardzo chciałam
ją rozwiązać.
- Za dużo myślisz Sakura, zdecydowanie za dużo.
Mówienie do siebie pomagało w ucieczce od tych dziwnych uczuć, którymi od początku obdarzyłam nowego znajomego. W tym momencie pomogło się skupić na zmywaniu naczyń, bez uciekania myślami do jego osoby. Gdy skończyłam postanowiłam pooglądać telewizję, było na tyle wcześnie, że jeszcze mogłam sobie na to pozwolić. Jak zwykle usadowiłam się na swojej ukochanej, podniszczonej kanapie w pozycji prawie embrionalnej, włączyłam TV i zaczęłam głaskać się bo brzuchu. Przez swoje zauroczenie prawie udało mi się zapomnieć, że noszę pod sercem dziecko, a to było bardzo dziwne i pokazywało jaką okropną osobą jestem. Śmiać mi się zachciało z tego wszystkiego, a na domiar złego leciał jakiś durny program, o ludziach z wymyślonymi problemami, które uważali za największe na świecie. "Jacy ludzie są głupi...", pojawiało się w mojej głowie, nie mogłam sobie nie przyznać racji, czasem głupota ludzka zadziwiała mnie tak bardzo, że wydawałoby się to niemożliwe. A jednak...
Ziewnęłam szeroko rozdziawiając paszczę, znudziło mnie to, dużo bardziej lubiłam książki, przy których umiałam spędzić więcej czasu, a już na pewno były bardziej interesujące od tej telewizyjnej szmiry. Moje rozmyślania na temat programów telewizyjnych przerwał dzwonek telefonu. Spojrzałam na wyświetlacz i odebrałam.
- Tak słucham.
Odpowiedziała mi cisza.
- Hinata?
- Tak- odpowiedziała mi cichutko.
Hinata z reguły była cicha i spokojna, kiedyś również bardzo nieśmiała, teraz bywała zabawna i bardziej otwarta, mimo wszystko wiele było w niej z dawnej jej. No oprócz wybuchów złości, kiedy coś wyprowadziło ją z równowagi, była przerażająca.
- Coś się stało?
- Nie! W sumie... może?
- No więc?
- Słuchaj, mogę do ciebie wpaść? Proszę?
Spojrzałam na zegarek, była dwudziesta druga, a więc nie chciałam nikogo gościć, mimo to, to była Hina, ona nie dzwoniła tak późno bez powodu.
- Wpadaj. Za ile będziesz?
- Za jakieś pięć minut?
- Wstawiam wodę.
Rozłączyłam się i wpatrzyłam w przestrzeń, nie byłam pewna czy chcę usłyszeć to co ma mi do powiedzenia przyjaciółka, ponieważ to nie mogły być dobre wieści.
Potrząsnęłam głową by odtrącić natrętne myśli i skierowałam się do kuchni by zrobić herbatę. Zdążyłam zalać wrzątkiem torebki, jak usłyszałam dzwonek do drzwi. Odstawiłam czajnik i popędziłam do drzwi krzycząc, że już idę. Gdy je otworzyłam moim oczom ukazał się obraz nędzy i rozpaczy w postaci Hinaty. Skurczyła się w sobie, na jej twarzy zagościł wyraz niepewności, w oczach dostrzegłam łzy. Niewiele myśląc wyciągnęłam ręce, którymi szczelnie opatuliłam dziewczynę, szepcząc uspokajające słówka. W międzyczasie postanowiłam wciągnąć ją do mieszkania i usadowić na kanapie. Nie wiedziałam co zrobić, nie byłam bowiem najlepszą pocieszycielką, nigdy nie potrafiłam znaleźć słów, żeby pomóc komuś w cierpieniu. Poszłam więc do kuchni po gorące napoje i przyniosłam je ze sobą jak ostatnia idiotka wpatrując się w Hinatę.
- Sakura
Drgnęłam słysząc jej delikatnie schrypnięty głos, który mimo wszystko wciąż brzmiał bardzo melodyjnie.
- Bo wiesz Saki, ja- tu jej ręce zaczęły się trząść, a ona przez parę chwil nie wydusiła ani słowa- ja też, tak jak ty... i nie wiem co robić... Naruto
Przysłuchiwałam się jej słowom, nie rozumiejąc ich wcale, ponieważ ciągle przerywała, chlipała i zaczynała od nowa. Powoli kończyła mi się cierpliwość.
- Opanuj się! Powiedz o co chodzi Hina, bo inaczej nie będę w stanie nic zrobić! Ba! Inaczej utoniemy w morzu twoich łez!
I ku mojemu zdziwieniu, ona zaczęła się śmiać i to nie tak podśmiewać, tylko rżeć ze śmiechu jak głupia. Powoli dochodziłam do wniosku, że ktoś tu jest psychiczny i potrzebuje pomocy.
- Jestem w ciąży Sakura!
I dalej się śmiała, a do mnie powoli docierał sens jej słów.
- W ciąży? Z kim?
Moje zdziwienie jeszcze bardziej rozśmieszyło towarzyszkę, teraz już płakała ze śmiechu.
- Jak to z kim?- zdołała wydukać- Z Naruto?
- Z Naruto?- powtórzyłam jak papuga.
- No a z kim?
Szczerze mnie zamurowało, o ile byli w związku małżeńskim już jakiś czas, nie spodziewałam się, że uprawiają seks. Stawiałam w sumie na to, że tylko się całują, gdyż mało rozgarnięty Naruto nawet nie wiedziałby, w którą dziurkę trafić. A tu takie zaskoczenie! W tym momencie to ja zaczęłam zwijać się ze śmiechu przez swoje myśli, które były, co tu wiele mówić, totalnie głupie i popieprzone.
- A ty z czego się śmiejesz?- spytała szczerze zdziwiona moją reakcją.
- Tak tylko. Tylko z tego powodu byłaś taka zmartwiona? Nic innego się nie stało?
- Jak to nic innego? Jak to tylko z tego powodu? Saki! Ja się nie spodziewałam! Nie chciałam! Nie jestem gotowa!
- Ja też nie byłam... Ty chociaż masz Naruto...
- No tak, wiem, że go mam. Przepraszam... Ale jak on nie będzie go chciał?
- Czy ty siebie słyszysz? Szaleńczo w tobie zakochany Naruto, nie chciałby twojego dziecka, które notabene jest również jego? Z drzewa spadłaś?
- Pewnie masz rację... Chyba za bardzo spanikowałam.
- Zdecydowanie. Zadzwoń do niego niech po ciebie przyjedzie, weźmie do domu, a ty wszystko mu powiedz. I Hinata?
- Hmm?
- Nie martw się za bardzo, na sto procent dobrze to przyjmie. Będzie najszczęśliwszym człowiekiem na świecie i nie omieszka ci tego powiedzieć.
Uśmiechnęła się do mnie w odpowiedzi, a ja odpowiedziałam jej równie szczerym uśmiechem. Później wszystko szło już tylko z górki, przyjechał Naruto, chwilę posiedzieli, później wyszli, a ja poczułam się niebywale samotna.
- Ale mam ciebie co?- szepnęłam cichutko do dziecka we mnie.
~~!~~
Wracając od ginekologa postanowiłam wybrać się na zakupy, gdyż moja lodówka powoli, lecz nieubłaganie, zaczynała świecić pustkami. Mechanicznie wrzucałam do koszyka warzywa i owoce, po drodze także mleko i inne produkty. Myślałam o spotkaniu z paczką moich przyjaciół, nie wykluczając Sasuke, nowego nabytku. Szczerze powiedziawszy myślałam głównie o nim, do czego z trudem się przed sobą przyznawałam. Nie chciałam uzależniać swojego życia od mężczyzny, już od małego wiedziałam, że jeśli chcę do czegoś w życiu dojść, to muszę zrobić to sama. Owszem, posiadanie kogoś to dobra rzecz, ale oni są zdradliwi i nie zostają wtedy, kiedy ich potrzebujesz, mogą być tylko dodatkiem. Wszystko to do mnie docierało powoli przez kilka lat po rozwodzie moich rodziców, ale kiedy dotarło wypaliło w sercu dziurę, tam gdzie było miejsce na miłość dla ojca. Został tylko żal, ból i niewypowiedziane krzywdy. Dlatego też moja mała obsesja na punkcie Sasuke zaniepokoiła mnie do tego stopnia, że postanowiłam trzymać się od niego jak najdalej tylko się da.
Niestety, moje postanowienia w większości spełzają na niczym.
- Spóźniłaś się Saki!
- Przepraszam, zupełnie zapomniałam patrzeć na zegarek i zasiedziałam się w domu!
- Tak, tak! Pewnie zasnęłaś bo w nocy oglądałaś telewizję.
Spojrzałam krzywo na Naruto, dobrze wiedział, że oglądanie telewizji toleruję w naprawdę małej ilości, a jeśli już coś oglądam przywiązuję do tego mało uwagi.
Postanowiłam jednak nie odgryzać się przyjacielowi, posłałam mu tylko ostrzegawcze spojrzenie i usiadłam ze wszystkimi. Rozejrzałam się dookoła i nigdzie nie zauważyłam Sasuke, co niezmiernie mnie ucieszyło, a przynajmniej właśnie próbowałam to sobie wmówić. Był za to Kiba, jak zwykle samotny i rzucający wygłodniałe spojrzenia na każdą kobietę w odległości paru metrów, Shikamaru, który co jakiś czas ziewał i nawet nie próbował tego zakamuflować, Chouji jak zwykle wpychający w siebie niezdrowe żarcie, zaraz za nim Tenten i Neji, nierozłączni od jakiegoś czasu, a konkretnie od momentu, w którym zdali sobie sprawę, że darzą się ogromnym uczuciem. Popatrzyłam na nich z zazdrością i przeniosłam wzrok dalej na Sai'a, też stosunkowo nowego członka naszej dziwnej zgrai, Hinata i Naruto również blisko siebie zabawiali rozmową całą resztę, w tym mnie.
Moje przypatrywanie się przyjaciołom przerwało nadejście Uchihy, ku mojemu zdziwieniu z kobietą u boku, prawdopodobnie wybałuszyłam oczy jak ostatnia kretynka jak tylko ich zobaczyłam. Szybko się opanowałam i przywdziałam, przynajmniej taką miałam nadzieję, swój naturalny wygląd twarzy. Zdołałam się nawet uśmiechnąć, gdy nam ją przedstawiał, miała na imię Aya, a także wtedy gdy osadził na mnie swój badawczy wzrok. "Czego ty chcesz?", krzyczałam w myślach, mimo to nic nie powiedziałam.
Okazało się, że towarzyszka Sasuke to jego narzeczona, córeczka jakiegoś bogatego biznesmena. Jako, że samo nazwisko Uchiha kojarzy się od razu z wielką rodzinną korporacją, zarabiającą masę pieniędzy, nie zdziwiło mnie, że małżeństwo było zaaranżowane. Sam Sasuke nie poświęcał swojej "ukochanej" więcej uwagi niż pchle, co w sumie trochę mnie ucieszyło, ponieważ kobieta nie przypadła mi do gustu, prawdopodobnie z wzajemnością.
Jak to na spotkaniach przyjacielskich bywa, był alkohol, a raczej mnóstwo alkoholu. Ja i Hinata grzecznie popijałyśmy soczki, reszta od razu to wyłapała i namawiała nas na chociażby jedną kolejkę, tłumaczyli to tak długą przerwą w naszych wypadach. Fakt, dawno ich nie widziałam.
- Hinata nie może!- wykrzyczał Naruto, już ostro napruty- Ona jest w ciąży i nic nie pije!
Po tym wyznaniu każdy wlepił w niego wzrok, a później zaczęli im gratulować, ja w ciszy modliłam się by ich uwaga nie zwróciła się w moją stronę. O ciąży wiedziała tylko Hinata, Naruto, a także Kiba, reszcie bałam się wyznać, nie chciałam ich pytań, litości i innych pierdół, chciałam być z tym jak najdłużej możliwe, sama ze sobą.
Dlatego wzdrygnęłam się słysząc, zdradliwie przymilny ton Sasuke.
- A ty Sakura, czemu nie pijesz?
Popatrzyłam na niego spokojnie, w środku trzęsąc się z emocji.
- Ponieważ źle się czuję, nie chcę żeby przez alkohol mi się pogorszyło.
Miałam nadzieję, że uwierzy w moje małe kłamstewko, lecz gdy spojrzałam w bezdenną ciemność jego oczu, wiedziałam, że go tym nie oszukałam. A on był ciekawy, niech mnie cholera, był MNIE ciekawy, a to bardzo komplikowało niektóre sprawy.
- Doprawdy?- zapytał tylko, ja za to starałam się nie skrzywić.
- Owszem.
Tutaj na moje szczęście postanowił wlepić się pijany Naruto.
- Ona ma do tego słabą głowę! Musielibyśmy się nią zajmować, pewnie chce nam tego oszczędzić!
Wszyscy zgodnie pokiwali głowami , chciałam zapaść się pod ziemię. Czy było coś złego w posiadaniu słabej głowy? Nie!
- Słabą głowę? Wygląda na taką.
Reszta zaczęła się śmiać i mu potakiwać, mnie nie było do śmiechu, mówił, jakby wiedział i do tego ten niebezpieczny błysk w oku. Zdecydowanie musiałam trzymać się z daleka, na moje szczęście miała mi w tym pomóc narzeczona niebezpiecznego typa.
- Saaasuke! Zabierz mnie do domu! Jestem zmęczona i w ogóle.
Zirytowała tym Uchihę, który nie omieszkał jej tego powiedzieć.
- No ale Saaaasuke! Saaasuke! No weź!
Dla mnie też stawała się irytująca, gdzieś na dnie mojego serduszka zrodziła się litość, ponieważ ten mężczyzna miał być związany z tą kobietą do końca życia. Chwilę później sam zainteresowany zgasił to uczucie.
- Dobra, to zamknij się i idziemy.
I poszli, tyle ich widziałam. Niedługo później sama też się zebrałam, miałam ochotę odpocząć i spędzić parę chwil samotności w zaciszu mojego mieszkania.
- Za dużo myślisz Sakura, zdecydowanie za dużo.
Mówienie do siebie pomagało w ucieczce od tych dziwnych uczuć, którymi od początku obdarzyłam nowego znajomego. W tym momencie pomogło się skupić na zmywaniu naczyń, bez uciekania myślami do jego osoby. Gdy skończyłam postanowiłam pooglądać telewizję, było na tyle wcześnie, że jeszcze mogłam sobie na to pozwolić. Jak zwykle usadowiłam się na swojej ukochanej, podniszczonej kanapie w pozycji prawie embrionalnej, włączyłam TV i zaczęłam głaskać się bo brzuchu. Przez swoje zauroczenie prawie udało mi się zapomnieć, że noszę pod sercem dziecko, a to było bardzo dziwne i pokazywało jaką okropną osobą jestem. Śmiać mi się zachciało z tego wszystkiego, a na domiar złego leciał jakiś durny program, o ludziach z wymyślonymi problemami, które uważali za największe na świecie. "Jacy ludzie są głupi...", pojawiało się w mojej głowie, nie mogłam sobie nie przyznać racji, czasem głupota ludzka zadziwiała mnie tak bardzo, że wydawałoby się to niemożliwe. A jednak...
Ziewnęłam szeroko rozdziawiając paszczę, znudziło mnie to, dużo bardziej lubiłam książki, przy których umiałam spędzić więcej czasu, a już na pewno były bardziej interesujące od tej telewizyjnej szmiry. Moje rozmyślania na temat programów telewizyjnych przerwał dzwonek telefonu. Spojrzałam na wyświetlacz i odebrałam.
- Tak słucham.
Odpowiedziała mi cisza.
- Hinata?
- Tak- odpowiedziała mi cichutko.
Hinata z reguły była cicha i spokojna, kiedyś również bardzo nieśmiała, teraz bywała zabawna i bardziej otwarta, mimo wszystko wiele było w niej z dawnej jej. No oprócz wybuchów złości, kiedy coś wyprowadziło ją z równowagi, była przerażająca.
- Coś się stało?
- Nie! W sumie... może?
- No więc?
- Słuchaj, mogę do ciebie wpaść? Proszę?
Spojrzałam na zegarek, była dwudziesta druga, a więc nie chciałam nikogo gościć, mimo to, to była Hina, ona nie dzwoniła tak późno bez powodu.
- Wpadaj. Za ile będziesz?
- Za jakieś pięć minut?
- Wstawiam wodę.
Rozłączyłam się i wpatrzyłam w przestrzeń, nie byłam pewna czy chcę usłyszeć to co ma mi do powiedzenia przyjaciółka, ponieważ to nie mogły być dobre wieści.
Potrząsnęłam głową by odtrącić natrętne myśli i skierowałam się do kuchni by zrobić herbatę. Zdążyłam zalać wrzątkiem torebki, jak usłyszałam dzwonek do drzwi. Odstawiłam czajnik i popędziłam do drzwi krzycząc, że już idę. Gdy je otworzyłam moim oczom ukazał się obraz nędzy i rozpaczy w postaci Hinaty. Skurczyła się w sobie, na jej twarzy zagościł wyraz niepewności, w oczach dostrzegłam łzy. Niewiele myśląc wyciągnęłam ręce, którymi szczelnie opatuliłam dziewczynę, szepcząc uspokajające słówka. W międzyczasie postanowiłam wciągnąć ją do mieszkania i usadowić na kanapie. Nie wiedziałam co zrobić, nie byłam bowiem najlepszą pocieszycielką, nigdy nie potrafiłam znaleźć słów, żeby pomóc komuś w cierpieniu. Poszłam więc do kuchni po gorące napoje i przyniosłam je ze sobą jak ostatnia idiotka wpatrując się w Hinatę.
- Sakura
Drgnęłam słysząc jej delikatnie schrypnięty głos, który mimo wszystko wciąż brzmiał bardzo melodyjnie.
- Bo wiesz Saki, ja- tu jej ręce zaczęły się trząść, a ona przez parę chwil nie wydusiła ani słowa- ja też, tak jak ty... i nie wiem co robić... Naruto
Przysłuchiwałam się jej słowom, nie rozumiejąc ich wcale, ponieważ ciągle przerywała, chlipała i zaczynała od nowa. Powoli kończyła mi się cierpliwość.
- Opanuj się! Powiedz o co chodzi Hina, bo inaczej nie będę w stanie nic zrobić! Ba! Inaczej utoniemy w morzu twoich łez!
I ku mojemu zdziwieniu, ona zaczęła się śmiać i to nie tak podśmiewać, tylko rżeć ze śmiechu jak głupia. Powoli dochodziłam do wniosku, że ktoś tu jest psychiczny i potrzebuje pomocy.
- Jestem w ciąży Sakura!
I dalej się śmiała, a do mnie powoli docierał sens jej słów.
- W ciąży? Z kim?
Moje zdziwienie jeszcze bardziej rozśmieszyło towarzyszkę, teraz już płakała ze śmiechu.
- Jak to z kim?- zdołała wydukać- Z Naruto?
- Z Naruto?- powtórzyłam jak papuga.
- No a z kim?
Szczerze mnie zamurowało, o ile byli w związku małżeńskim już jakiś czas, nie spodziewałam się, że uprawiają seks. Stawiałam w sumie na to, że tylko się całują, gdyż mało rozgarnięty Naruto nawet nie wiedziałby, w którą dziurkę trafić. A tu takie zaskoczenie! W tym momencie to ja zaczęłam zwijać się ze śmiechu przez swoje myśli, które były, co tu wiele mówić, totalnie głupie i popieprzone.
- A ty z czego się śmiejesz?- spytała szczerze zdziwiona moją reakcją.
- Tak tylko. Tylko z tego powodu byłaś taka zmartwiona? Nic innego się nie stało?
- Jak to nic innego? Jak to tylko z tego powodu? Saki! Ja się nie spodziewałam! Nie chciałam! Nie jestem gotowa!
- Ja też nie byłam... Ty chociaż masz Naruto...
- No tak, wiem, że go mam. Przepraszam... Ale jak on nie będzie go chciał?
- Czy ty siebie słyszysz? Szaleńczo w tobie zakochany Naruto, nie chciałby twojego dziecka, które notabene jest również jego? Z drzewa spadłaś?
- Pewnie masz rację... Chyba za bardzo spanikowałam.
- Zdecydowanie. Zadzwoń do niego niech po ciebie przyjedzie, weźmie do domu, a ty wszystko mu powiedz. I Hinata?
- Hmm?
- Nie martw się za bardzo, na sto procent dobrze to przyjmie. Będzie najszczęśliwszym człowiekiem na świecie i nie omieszka ci tego powiedzieć.
Uśmiechnęła się do mnie w odpowiedzi, a ja odpowiedziałam jej równie szczerym uśmiechem. Później wszystko szło już tylko z górki, przyjechał Naruto, chwilę posiedzieli, później wyszli, a ja poczułam się niebywale samotna.
- Ale mam ciebie co?- szepnęłam cichutko do dziecka we mnie.
~~!~~
Wracając od ginekologa postanowiłam wybrać się na zakupy, gdyż moja lodówka powoli, lecz nieubłaganie, zaczynała świecić pustkami. Mechanicznie wrzucałam do koszyka warzywa i owoce, po drodze także mleko i inne produkty. Myślałam o spotkaniu z paczką moich przyjaciół, nie wykluczając Sasuke, nowego nabytku. Szczerze powiedziawszy myślałam głównie o nim, do czego z trudem się przed sobą przyznawałam. Nie chciałam uzależniać swojego życia od mężczyzny, już od małego wiedziałam, że jeśli chcę do czegoś w życiu dojść, to muszę zrobić to sama. Owszem, posiadanie kogoś to dobra rzecz, ale oni są zdradliwi i nie zostają wtedy, kiedy ich potrzebujesz, mogą być tylko dodatkiem. Wszystko to do mnie docierało powoli przez kilka lat po rozwodzie moich rodziców, ale kiedy dotarło wypaliło w sercu dziurę, tam gdzie było miejsce na miłość dla ojca. Został tylko żal, ból i niewypowiedziane krzywdy. Dlatego też moja mała obsesja na punkcie Sasuke zaniepokoiła mnie do tego stopnia, że postanowiłam trzymać się od niego jak najdalej tylko się da.
Niestety, moje postanowienia w większości spełzają na niczym.
- Spóźniłaś się Saki!
- Przepraszam, zupełnie zapomniałam patrzeć na zegarek i zasiedziałam się w domu!
- Tak, tak! Pewnie zasnęłaś bo w nocy oglądałaś telewizję.
Spojrzałam krzywo na Naruto, dobrze wiedział, że oglądanie telewizji toleruję w naprawdę małej ilości, a jeśli już coś oglądam przywiązuję do tego mało uwagi.
Postanowiłam jednak nie odgryzać się przyjacielowi, posłałam mu tylko ostrzegawcze spojrzenie i usiadłam ze wszystkimi. Rozejrzałam się dookoła i nigdzie nie zauważyłam Sasuke, co niezmiernie mnie ucieszyło, a przynajmniej właśnie próbowałam to sobie wmówić. Był za to Kiba, jak zwykle samotny i rzucający wygłodniałe spojrzenia na każdą kobietę w odległości paru metrów, Shikamaru, który co jakiś czas ziewał i nawet nie próbował tego zakamuflować, Chouji jak zwykle wpychający w siebie niezdrowe żarcie, zaraz za nim Tenten i Neji, nierozłączni od jakiegoś czasu, a konkretnie od momentu, w którym zdali sobie sprawę, że darzą się ogromnym uczuciem. Popatrzyłam na nich z zazdrością i przeniosłam wzrok dalej na Sai'a, też stosunkowo nowego członka naszej dziwnej zgrai, Hinata i Naruto również blisko siebie zabawiali rozmową całą resztę, w tym mnie.
Moje przypatrywanie się przyjaciołom przerwało nadejście Uchihy, ku mojemu zdziwieniu z kobietą u boku, prawdopodobnie wybałuszyłam oczy jak ostatnia kretynka jak tylko ich zobaczyłam. Szybko się opanowałam i przywdziałam, przynajmniej taką miałam nadzieję, swój naturalny wygląd twarzy. Zdołałam się nawet uśmiechnąć, gdy nam ją przedstawiał, miała na imię Aya, a także wtedy gdy osadził na mnie swój badawczy wzrok. "Czego ty chcesz?", krzyczałam w myślach, mimo to nic nie powiedziałam.
Okazało się, że towarzyszka Sasuke to jego narzeczona, córeczka jakiegoś bogatego biznesmena. Jako, że samo nazwisko Uchiha kojarzy się od razu z wielką rodzinną korporacją, zarabiającą masę pieniędzy, nie zdziwiło mnie, że małżeństwo było zaaranżowane. Sam Sasuke nie poświęcał swojej "ukochanej" więcej uwagi niż pchle, co w sumie trochę mnie ucieszyło, ponieważ kobieta nie przypadła mi do gustu, prawdopodobnie z wzajemnością.
Jak to na spotkaniach przyjacielskich bywa, był alkohol, a raczej mnóstwo alkoholu. Ja i Hinata grzecznie popijałyśmy soczki, reszta od razu to wyłapała i namawiała nas na chociażby jedną kolejkę, tłumaczyli to tak długą przerwą w naszych wypadach. Fakt, dawno ich nie widziałam.
- Hinata nie może!- wykrzyczał Naruto, już ostro napruty- Ona jest w ciąży i nic nie pije!
Po tym wyznaniu każdy wlepił w niego wzrok, a później zaczęli im gratulować, ja w ciszy modliłam się by ich uwaga nie zwróciła się w moją stronę. O ciąży wiedziała tylko Hinata, Naruto, a także Kiba, reszcie bałam się wyznać, nie chciałam ich pytań, litości i innych pierdół, chciałam być z tym jak najdłużej możliwe, sama ze sobą.
Dlatego wzdrygnęłam się słysząc, zdradliwie przymilny ton Sasuke.
- A ty Sakura, czemu nie pijesz?
Popatrzyłam na niego spokojnie, w środku trzęsąc się z emocji.
- Ponieważ źle się czuję, nie chcę żeby przez alkohol mi się pogorszyło.
Miałam nadzieję, że uwierzy w moje małe kłamstewko, lecz gdy spojrzałam w bezdenną ciemność jego oczu, wiedziałam, że go tym nie oszukałam. A on był ciekawy, niech mnie cholera, był MNIE ciekawy, a to bardzo komplikowało niektóre sprawy.
- Doprawdy?- zapytał tylko, ja za to starałam się nie skrzywić.
- Owszem.
Tutaj na moje szczęście postanowił wlepić się pijany Naruto.
- Ona ma do tego słabą głowę! Musielibyśmy się nią zajmować, pewnie chce nam tego oszczędzić!
Wszyscy zgodnie pokiwali głowami , chciałam zapaść się pod ziemię. Czy było coś złego w posiadaniu słabej głowy? Nie!
- Słabą głowę? Wygląda na taką.
Reszta zaczęła się śmiać i mu potakiwać, mnie nie było do śmiechu, mówił, jakby wiedział i do tego ten niebezpieczny błysk w oku. Zdecydowanie musiałam trzymać się z daleka, na moje szczęście miała mi w tym pomóc narzeczona niebezpiecznego typa.
- Saaasuke! Zabierz mnie do domu! Jestem zmęczona i w ogóle.
Zirytowała tym Uchihę, który nie omieszkał jej tego powiedzieć.
- No ale Saaaasuke! Saaasuke! No weź!
Dla mnie też stawała się irytująca, gdzieś na dnie mojego serduszka zrodziła się litość, ponieważ ten mężczyzna miał być związany z tą kobietą do końca życia. Chwilę później sam zainteresowany zgasił to uczucie.
- Dobra, to zamknij się i idziemy.
I poszli, tyle ich widziałam. Niedługo później sama też się zebrałam, miałam ochotę odpocząć i spędzić parę chwil samotności w zaciszu mojego mieszkania.
środa, 13 maja 2015
[2]
-
Przepraszam cię, ale czy możesz powtórzyć? Bo chyba się przesłyszałam...
- Nie udawaj głuchej Hinata! Dobrze słyszałaś, a teraz powiedz mi co ja mm z tym zrobić!?
- Ale, ale jak to? Dzwonisz do mnie, brzmisz na przerażoną, każesz mi tu biec na złamanie karku i oznajmiasz mi że jesteś w ciąży, ale w sumie to nie jesteś pewna... A teraz na dodatek pytasz mnie co masz robić?! Skąd ja mam wiedzieć?! W ogóle czyje to dziecko?!
Zamarłam, jeśli bym jej powiedziała, nazwałaby mnie nieodpowiedzialną smarkulą, a tak bardzo nie chciałam słuchać wywodów, tak bardzo potrzebowałam, żeby ktoś mnie przytulił. Załamana schowałam twarz w dłoniach, bezgłośne prosząc bogów o litość nade mną, by cały ten bajzel okazał się być tylko snem, a raczej koszmarem.
- Sakura... Czyje to dziecko?
- ...
- Tracę cierpliwość...
- Ja... ja nie wiem Hinata.
- Że.Przepraszam.Kurwa.Co?!
- Hinata błagam, tylko bez pieprzenia! Byłam na jednej imprezie, nie pamiętam z niej praktycznie nic. Był tam jakiś facet i chyba z nim wyszłam, ale później nie wiem co się działo. Podejrzewam, nie, w sumie to teraz jestem prawie pewna, że poszliśmy kilka kroków za daleko...
- A wcześniej nie wiedziałaś? Że co?
- Obudziłam się u siebie w domu! Nic nie pamiętałam, więc nie zaprzątałam sobie tym głowy.
- Wiesz co Sakura? Ja wychodzę! Nie wiem kiedy wrócę, ale wrócę. Do tego czasu masz czekać. Jasne?
- Tak.
- Sakura?
- Hmmm?
- Robiłaś test?
- Nie...
- Dobra. Prześpij się czy coś. Ja zadzwonię do Kiby i powiem mu, że dzisiaj niestety musi radzić sobie sam. I nie dziękuj mi, nawet nie próbuj!
Trzasnęła drzwiami, a ja siedziałam skamieniała na kanapie w saloniku. Wyłamywałam sobie palce i myślałam co mam teraz robić. Jeżeli byłam w ciąży, a to było prawie pewne, to mogłam urodzić to dziecko, możliwe nawet, że byłabym w stanie je pokochać, ale jak miałabym mu kiedykolwiek wytłumaczyć brak ojca... Powolutku zaczęła mnie boleć głowa, zmęczenie, stres i dość zaskakujące spekulacje na temat mojego domniemanego błogosławionego stanu sprawiały, że opadałam z sił. Spanie na niewygodnej kanapie, nie było szczytem moich marzeń, więc przeniosłam się do sypialni. Nie musiałam długo czekać na kojący sen, w którym zmartwienia nie istniały, była tylko miłość.
~~!~~
- SAKURA!!! Halo!? Jesteś tam?!
Otworzyłam oczy i znów powróciły do mnie nieprzyjemne, dołujące uczucia. Złapałam poduszkę i przykryłam nią głowę, by nic nie słyszeć, by jeszcze chwilkę nic nie robić.
- Saki? Śpisz?
-Nie.
- To świetnie! Chodź ze mną, zrobiłam kolację.
Zerwałam się z łóżka i złapałam Hinatę za rękę.
- Kolację?
- No, kolację. Wiesz to ludzie jedzą pod wieczór, jak są głodni i
- Wiem co to kolacja! Nie drażnij się ze mną!
- Gdzież bym śmiała...
- Hinata! Już tak późno? Która godzina?
Obróciłam się i spojrzałam na zegar, który dumnie wyświetlał godzinę dwudziestą.
- Jasny gwint... Od kiedy tu jesteś?
- Z jakieś dwie godziny?
- Czemu mnie nie obudziłaś?
- Uwierz mi, próbowałam... Niestety nie dałam rady...
- Oh!...
Znowu patrzyłam na jej plecy, nie za bardzo wiedząc co robić. Spałam tyle czasu... fakt, byłam wypoczęta i nawet lepiej mi się myślało, ale jakoś tak nie mogłam w to uwierzyć. Zazwyczaj potrzebowałam naprawdę małej dawki snu, by móc normalnie funkcjonować.
- Idziesz?
Głos Hinaty wyrwał mnie z burzy myśli, a ja, jakby ciągnięta przez niewidzialną nić, podążyłam za głosem przyjaciółki.
Zbierałam naczynia z zamiarem włożenia ich do zlewu, ale ręka Hinaty mnie powstrzymała.
- To może poczekać. Chodź, coś ci kupiłam.
Nie wiedząc, co też mogła mi kupić udałam się za nią do salonu. Patrzyłam jak zawzięcie grzebie w swojej torebce i zachodziłam w głowę, czegóż ona tam szuka. Po chwili wyciągała ku mnie rękę, trzymając coś w dłoni.
- Co to?
- Co to, co to?!- przedrzeźniała mnie- Sprawdź sama, skoro jeszcze się nie domyślasz. Ostatnio naprawdę wolno myślisz...
- No wiesz...
Tylko udawałam oburzoną, wiedziałam iż ostatnio nie byłam najlepszym człowiekiem w pożyciu, ciągle odlatywałam gdzieś myślami. Bywały chwile, w których się nie poznawałam i napawało mnie to lękiem.
Postanowiłam zobaczyć, co też przyjaciółka przywlokła ze sobą. Rozwinęłam reklamówkę i wyjęłam pudełko, był to test. Spojrzałam na nią zlękniona, a ona spokojnie kiwnęła głową.
- Jestem z tobą Saki, cokolwiek by się nie działo. Pamiętasz?
Zalała mnie fala ulgi, a niechciane i niekontrolowane łzy napłynęły mi do oczu. Ona zawsze była ze mną, tak jak ja zawsze byłam z nią, mogłyśmy na siebie liczyć ponieważ byłyśmy dla siebie prawie jak siostry.
- Dziękuję Hinata, to wiele dla mnie znaczy.
- Tak, tak, wiem. A teraz biegiem, nie każ mi dłużej trwać w tej niepewności.
- Yhm. Zaraz wracam Hina.
Gdy wróciłam do niej zerwała się z miejsca podbiegła do mnie i przytuliła z całej siły, już wiedziała, nie musiałam nic mówić, wyczytała to z mojej twarzy.
- Czyli jednak co?...- doszedł do mnie jej zduszony szept.
- Najwyraźniej.
- Nie martw się, razem damy sobie radę.
~~!~~
Gdy oznajmiłam Kibie, że oczekuję dziecka był w szoku, ale od razu zauważyłam zmiany w jego zachowaniu. Zmniejszyły się godziny mojej pracy, a nawet obowiązków w niej ubyło, sam Inuzuka stał się bardziej potulny i miły, jakbym była co najmniej umierająca i to w sumie, najbardziej mnie irytowało.
- Haruno! Nie przemęczaj się! Ja tu posprzątam, ty idź do domu czy coś.
- Dam sobie radę...
- Ale jesteś przecież
- Tak jestem! Ale to nie znaczy, że nie mam rąk, nóg czy mózgu! A już na pewno nie pozbawia mnie to siły i chęci do pracy! Więc błagam cię, daj mi spokój! Jeśli będę przemęczona, dowiesz się jako pierwszy!
- Zaczynają puszczać jej nerwy. Ta ciąża to jednak diabelski wynalazek...
- Całe szczęście, że przed nami jeszcze tylko z pięć miesięcy mordęgi.
- Chciałaś chyba powiedzieć, AŻ PIĘĆ MIESIĘCY, Hinatko.
- HALO! Ja was słyszę! Jestem tutaj!
- Wiemy, wiemy. Wracajmy do pracy, zaraz zamykamy.
Przetarłam czoło wierzchem dłoni, trochę szybciej się męczyłam, ale sam mój stan nie był uciążliwy. Zaskakiwałam samą siebie coraz większą radością w związku z pociechą, rosnącą w moim brzuchu, a także miłością, którą zaczęłam ją darzyć. Minęły tylko trzy miesiące, odkąd dowiedziałam się o ciąży, a szczęście ciągle wzrastało i wylewało się ze mnie. Niestety częściej i szybciej się irytowałam, co było zaskakującą zmianą, do której ludzie z mojego otoczenia szybko przywykli.
- Sakura, chodź już. Zaraz wpadnie Naruto. Dzwonił do mnie podekscytowany, bo spotkał swojego przyjaciela z piaskownicy i koniecznie chce, żebym go poznała.
Za każdym razem, gdy mówiła o swoim mężu, na jej twarz wypełzał czuły uśmiech, a oczy nabierały wyrazu rozmarzenia. Nie było wątpliwości jak bardzo Hinata kocha i uwielbia nader roztrzepanego, ale jakże słodkiego w czynach Naruto. Zazdrościłam jej tego momentami tak bardzo, że musiałam karcić się w myślach za swoje mroczne myśli, które potęgował fakt równego uwielbienia na twarzy blondyna, za każdym razem kiedy patrzył na moją przyjaciółkę.
"Gdyby tylko mnie, ktoś kiedyś pokochał chociaż troszkę", myślałam i smuciłam się jednocześnie, by później podnieść się na duchu myślami o dziecku, które będzie tylko moje, moje i ukochane.
- HINATAAA!
Od razu poszła by uciszyć ukochanego, a ja nie widząc innego wyjścia poszłam za nią. Przeszłam przez drzwi i zobaczyłam Naruto, który na mój widok ożywił się jeszcze bardziej.
- Sakura!
- Tak, to ja, we własnej osobie- odpowiedziałam zgryźliwie, jednak nic nie było w stanie zrazić tego człowieka.
- Poznajcie mojego starego przyjaciela!- odsunął się nieznacznie i wypchnął tamtego- To jest Sasuke Uchiha! Razem budowaliśmy twierdzę, czarowaliśmy i robiliśmy na złość każdej napotkanej dziewczynie! Oczywiście w latach młodości!
- Dałbyś mi dojść do głosu, młotku.
- Ej. ej, ej! Nie przezywaj mnie!
Już chciałam zareagować, bo znając Naruto zacząłby się wykłócać i niepotrzebnie wytrząsać swoje racje. Ubiegła mnie Hinata, która znając go doskonale, szybko się wtrąciła.
- Jestem Hinata, bardzo miło mi cię poznać. A to Sakura- i tu ręką wskazała na mnie.
Wyciągnęłam ku niemu dłoń i delikatnie się uśmiechnęłam, nie mogłam pozbyć się wrażenia, że skądś go znam. Szybko przestałam o tym myśleć, gdy zobaczyłam jego delikatny, prawie nieistniejący uśmiech, zaczęłam topić się w środku. Opanowałam się i zaproponowałam wyjście na miasto, by coś zjeść i lepiej się poznać.
- Nie udawaj głuchej Hinata! Dobrze słyszałaś, a teraz powiedz mi co ja mm z tym zrobić!?
- Ale, ale jak to? Dzwonisz do mnie, brzmisz na przerażoną, każesz mi tu biec na złamanie karku i oznajmiasz mi że jesteś w ciąży, ale w sumie to nie jesteś pewna... A teraz na dodatek pytasz mnie co masz robić?! Skąd ja mam wiedzieć?! W ogóle czyje to dziecko?!
Zamarłam, jeśli bym jej powiedziała, nazwałaby mnie nieodpowiedzialną smarkulą, a tak bardzo nie chciałam słuchać wywodów, tak bardzo potrzebowałam, żeby ktoś mnie przytulił. Załamana schowałam twarz w dłoniach, bezgłośne prosząc bogów o litość nade mną, by cały ten bajzel okazał się być tylko snem, a raczej koszmarem.
- Sakura... Czyje to dziecko?
- ...
- Tracę cierpliwość...
- Ja... ja nie wiem Hinata.
- Że.Przepraszam.Kurwa.Co?!
- Hinata błagam, tylko bez pieprzenia! Byłam na jednej imprezie, nie pamiętam z niej praktycznie nic. Był tam jakiś facet i chyba z nim wyszłam, ale później nie wiem co się działo. Podejrzewam, nie, w sumie to teraz jestem prawie pewna, że poszliśmy kilka kroków za daleko...
- A wcześniej nie wiedziałaś? Że co?
- Obudziłam się u siebie w domu! Nic nie pamiętałam, więc nie zaprzątałam sobie tym głowy.
- Wiesz co Sakura? Ja wychodzę! Nie wiem kiedy wrócę, ale wrócę. Do tego czasu masz czekać. Jasne?
- Tak.
- Sakura?
- Hmmm?
- Robiłaś test?
- Nie...
- Dobra. Prześpij się czy coś. Ja zadzwonię do Kiby i powiem mu, że dzisiaj niestety musi radzić sobie sam. I nie dziękuj mi, nawet nie próbuj!
Trzasnęła drzwiami, a ja siedziałam skamieniała na kanapie w saloniku. Wyłamywałam sobie palce i myślałam co mam teraz robić. Jeżeli byłam w ciąży, a to było prawie pewne, to mogłam urodzić to dziecko, możliwe nawet, że byłabym w stanie je pokochać, ale jak miałabym mu kiedykolwiek wytłumaczyć brak ojca... Powolutku zaczęła mnie boleć głowa, zmęczenie, stres i dość zaskakujące spekulacje na temat mojego domniemanego błogosławionego stanu sprawiały, że opadałam z sił. Spanie na niewygodnej kanapie, nie było szczytem moich marzeń, więc przeniosłam się do sypialni. Nie musiałam długo czekać na kojący sen, w którym zmartwienia nie istniały, była tylko miłość.
~~!~~
- SAKURA!!! Halo!? Jesteś tam?!
Otworzyłam oczy i znów powróciły do mnie nieprzyjemne, dołujące uczucia. Złapałam poduszkę i przykryłam nią głowę, by nic nie słyszeć, by jeszcze chwilkę nic nie robić.
- Saki? Śpisz?
-Nie.
- To świetnie! Chodź ze mną, zrobiłam kolację.
Zerwałam się z łóżka i złapałam Hinatę za rękę.
- Kolację?
- No, kolację. Wiesz to ludzie jedzą pod wieczór, jak są głodni i
- Wiem co to kolacja! Nie drażnij się ze mną!
- Gdzież bym śmiała...
- Hinata! Już tak późno? Która godzina?
Obróciłam się i spojrzałam na zegar, który dumnie wyświetlał godzinę dwudziestą.
- Jasny gwint... Od kiedy tu jesteś?
- Z jakieś dwie godziny?
- Czemu mnie nie obudziłaś?
- Uwierz mi, próbowałam... Niestety nie dałam rady...
- Oh!...
Znowu patrzyłam na jej plecy, nie za bardzo wiedząc co robić. Spałam tyle czasu... fakt, byłam wypoczęta i nawet lepiej mi się myślało, ale jakoś tak nie mogłam w to uwierzyć. Zazwyczaj potrzebowałam naprawdę małej dawki snu, by móc normalnie funkcjonować.
- Idziesz?
Głos Hinaty wyrwał mnie z burzy myśli, a ja, jakby ciągnięta przez niewidzialną nić, podążyłam za głosem przyjaciółki.
Zbierałam naczynia z zamiarem włożenia ich do zlewu, ale ręka Hinaty mnie powstrzymała.
- To może poczekać. Chodź, coś ci kupiłam.
Nie wiedząc, co też mogła mi kupić udałam się za nią do salonu. Patrzyłam jak zawzięcie grzebie w swojej torebce i zachodziłam w głowę, czegóż ona tam szuka. Po chwili wyciągała ku mnie rękę, trzymając coś w dłoni.
- Co to?
- Co to, co to?!- przedrzeźniała mnie- Sprawdź sama, skoro jeszcze się nie domyślasz. Ostatnio naprawdę wolno myślisz...
- No wiesz...
Tylko udawałam oburzoną, wiedziałam iż ostatnio nie byłam najlepszym człowiekiem w pożyciu, ciągle odlatywałam gdzieś myślami. Bywały chwile, w których się nie poznawałam i napawało mnie to lękiem.
Postanowiłam zobaczyć, co też przyjaciółka przywlokła ze sobą. Rozwinęłam reklamówkę i wyjęłam pudełko, był to test. Spojrzałam na nią zlękniona, a ona spokojnie kiwnęła głową.
- Jestem z tobą Saki, cokolwiek by się nie działo. Pamiętasz?
Zalała mnie fala ulgi, a niechciane i niekontrolowane łzy napłynęły mi do oczu. Ona zawsze była ze mną, tak jak ja zawsze byłam z nią, mogłyśmy na siebie liczyć ponieważ byłyśmy dla siebie prawie jak siostry.
- Dziękuję Hinata, to wiele dla mnie znaczy.
- Tak, tak, wiem. A teraz biegiem, nie każ mi dłużej trwać w tej niepewności.
- Yhm. Zaraz wracam Hina.
Gdy wróciłam do niej zerwała się z miejsca podbiegła do mnie i przytuliła z całej siły, już wiedziała, nie musiałam nic mówić, wyczytała to z mojej twarzy.
- Czyli jednak co?...- doszedł do mnie jej zduszony szept.
- Najwyraźniej.
- Nie martw się, razem damy sobie radę.
~~!~~
Gdy oznajmiłam Kibie, że oczekuję dziecka był w szoku, ale od razu zauważyłam zmiany w jego zachowaniu. Zmniejszyły się godziny mojej pracy, a nawet obowiązków w niej ubyło, sam Inuzuka stał się bardziej potulny i miły, jakbym była co najmniej umierająca i to w sumie, najbardziej mnie irytowało.
- Haruno! Nie przemęczaj się! Ja tu posprzątam, ty idź do domu czy coś.
- Dam sobie radę...
- Ale jesteś przecież
- Tak jestem! Ale to nie znaczy, że nie mam rąk, nóg czy mózgu! A już na pewno nie pozbawia mnie to siły i chęci do pracy! Więc błagam cię, daj mi spokój! Jeśli będę przemęczona, dowiesz się jako pierwszy!
- Zaczynają puszczać jej nerwy. Ta ciąża to jednak diabelski wynalazek...
- Całe szczęście, że przed nami jeszcze tylko z pięć miesięcy mordęgi.
- Chciałaś chyba powiedzieć, AŻ PIĘĆ MIESIĘCY, Hinatko.
- HALO! Ja was słyszę! Jestem tutaj!
- Wiemy, wiemy. Wracajmy do pracy, zaraz zamykamy.
Przetarłam czoło wierzchem dłoni, trochę szybciej się męczyłam, ale sam mój stan nie był uciążliwy. Zaskakiwałam samą siebie coraz większą radością w związku z pociechą, rosnącą w moim brzuchu, a także miłością, którą zaczęłam ją darzyć. Minęły tylko trzy miesiące, odkąd dowiedziałam się o ciąży, a szczęście ciągle wzrastało i wylewało się ze mnie. Niestety częściej i szybciej się irytowałam, co było zaskakującą zmianą, do której ludzie z mojego otoczenia szybko przywykli.
- Sakura, chodź już. Zaraz wpadnie Naruto. Dzwonił do mnie podekscytowany, bo spotkał swojego przyjaciela z piaskownicy i koniecznie chce, żebym go poznała.
Za każdym razem, gdy mówiła o swoim mężu, na jej twarz wypełzał czuły uśmiech, a oczy nabierały wyrazu rozmarzenia. Nie było wątpliwości jak bardzo Hinata kocha i uwielbia nader roztrzepanego, ale jakże słodkiego w czynach Naruto. Zazdrościłam jej tego momentami tak bardzo, że musiałam karcić się w myślach za swoje mroczne myśli, które potęgował fakt równego uwielbienia na twarzy blondyna, za każdym razem kiedy patrzył na moją przyjaciółkę.
"Gdyby tylko mnie, ktoś kiedyś pokochał chociaż troszkę", myślałam i smuciłam się jednocześnie, by później podnieść się na duchu myślami o dziecku, które będzie tylko moje, moje i ukochane.
- HINATAAA!
Od razu poszła by uciszyć ukochanego, a ja nie widząc innego wyjścia poszłam za nią. Przeszłam przez drzwi i zobaczyłam Naruto, który na mój widok ożywił się jeszcze bardziej.
- Sakura!
- Tak, to ja, we własnej osobie- odpowiedziałam zgryźliwie, jednak nic nie było w stanie zrazić tego człowieka.
- Poznajcie mojego starego przyjaciela!- odsunął się nieznacznie i wypchnął tamtego- To jest Sasuke Uchiha! Razem budowaliśmy twierdzę, czarowaliśmy i robiliśmy na złość każdej napotkanej dziewczynie! Oczywiście w latach młodości!
- Dałbyś mi dojść do głosu, młotku.
- Ej. ej, ej! Nie przezywaj mnie!
Już chciałam zareagować, bo znając Naruto zacząłby się wykłócać i niepotrzebnie wytrząsać swoje racje. Ubiegła mnie Hinata, która znając go doskonale, szybko się wtrąciła.
- Jestem Hinata, bardzo miło mi cię poznać. A to Sakura- i tu ręką wskazała na mnie.
Wyciągnęłam ku niemu dłoń i delikatnie się uśmiechnęłam, nie mogłam pozbyć się wrażenia, że skądś go znam. Szybko przestałam o tym myśleć, gdy zobaczyłam jego delikatny, prawie nieistniejący uśmiech, zaczęłam topić się w środku. Opanowałam się i zaproponowałam wyjście na miasto, by coś zjeść i lepiej się poznać.
niedziela, 10 maja 2015
[1]
Od kilku dni czułam się jak gówno, wcześniej nie było
lepiej, ale dało się wytrzymać. Od samego rana nudności, a w mojej głowie
pytanie: "Co ja takiego zjadłam?". Odpowiedzi nie dostałam, a ze
mną coraz gorzej. Pójście do pracy, było ostatnim pomysłem na jaki wpadłam, ale
także moim priorytetem więc poszłam i rugałam się w głowie za swoją głupotę.
- Spóźniona Haruno! Niedługo chyba potrącę ci z pensji za takie wybryki. W ostatnim tygodniu zdarzają ci się coraz częściej!
Puściłam tę uwagę mimo uszu, mój szef jak zwykle próbował być zabawny na siłę i nijak mu to nie wychodziło. Odłożyłam torbę i letni płaszcz do szafy, przebrałam się i ruszyłam do pracy. Byłam weterynarzem w małej klinice razem z moją najbliższą przyjaciółką Hinatą, no i naszym szefem Kibą Inuzuka. On założył i prowadzi klinikę, a że woli bardziej domowe warunki jesteśmy tylko we trójkę bez żadnego zamieszania.
Przeszłam na tyły budynku gdzie mieliśmy miejsca dla naszych podopiecznych, którzy musieli zostać na dłużej, nakarmiłam zwierzaki, pozmieniałam opatrunki i jak na zawołanie nudności nasiliły się tak mocno, że na złamanie karku biegłam do toalety.
- No cóż Haruno, nie wiedziałem, że masz takie słabe nerwy, a także żołądek.
Podskoczyłam zaskoczona, delikatnie odwróciłam głowę i przeklęłam ze złością w myślach. Nie zdążyłam zamknąć za sobą drzwi, w których teraz zadowolony z siebie stał Kiba, któremu jak tylko mnie ujrzał, zrzedła mina.
- Dobrze się czujesz?
- Wyśmienicie, jak widać- wycedziłam coraz bardziej wściekła.
- No, daj spokój, nie gniewaj się. Co ci jest?
- Nic takiego, pewnie zjadłam coś co mi zaszkodziło.
- Rozumiem... Będziesz jeszcze wymiotować?
Pokręciłam głową zbyt zmęczona żeby odpowiadać i z zainteresowaniem obserwowałam poczynania szefa. Po chwili dzierżyłam w ręce szklankę a on delikatnie stawiał mnie na nogi. Wdzięczna posłałam mu delikatny uśmiech.
- Nie szczerz się jak głupia tylko przepłucz usta i ogarnij się. Nie płacę ci przecież za nic nie robienie! Jeśli nadal będziesz źle się czuła to wypadasz do domu i nie chcę słyszeć sprzeciwu! A, no i jeszcze jedno, podziękujesz później- wychodząc puścił mi oczko.
Zrezygnowana pokręciłam tylko głową. Podeszłam do umywalki i spojrzałam na małe lusterko, które nad nią wisiało, wyglądałam koszmarnie! Jeszcze bardziej podbita odstawiłam szklankę, puściłam wodę i przemyłam twarz, troszkę mi się polepszyło. Po kilku głębszych oddechach wyszłam z łazienki i skierowałam się w stronę rozhisteryzowanego głosu jakieś kobiety, której piesek robi niezdrową kupkę. Wiedziałam także, że uratuję przed nią Kibę, który z takimi kobietami sobie po prostu nie radził.
Wychodząc z pracy byłam tak zmęczona, że słaniałam się na nogach. Tłumaczenie godzinami, że wystarczy tylko troszkę zmniejszyć dawki jedzenia, albo coś usunąć z diety zwierzęcia, by poczuło się lepiej, a także badania i wiele, wiele innych, to dość męczące i żmudne zajęcie.
Do domu dotarłam w miarę szybko i tak jak stałam, walnęłam się na łóżko i najzwyczajniej w świecie zasnęłam.
~~!~~
- Spóźniona Haruno! Niedługo chyba potrącę ci z pensji za takie wybryki. W ostatnim tygodniu zdarzają ci się coraz częściej!
Puściłam tę uwagę mimo uszu, mój szef jak zwykle próbował być zabawny na siłę i nijak mu to nie wychodziło. Odłożyłam torbę i letni płaszcz do szafy, przebrałam się i ruszyłam do pracy. Byłam weterynarzem w małej klinice razem z moją najbliższą przyjaciółką Hinatą, no i naszym szefem Kibą Inuzuka. On założył i prowadzi klinikę, a że woli bardziej domowe warunki jesteśmy tylko we trójkę bez żadnego zamieszania.
Przeszłam na tyły budynku gdzie mieliśmy miejsca dla naszych podopiecznych, którzy musieli zostać na dłużej, nakarmiłam zwierzaki, pozmieniałam opatrunki i jak na zawołanie nudności nasiliły się tak mocno, że na złamanie karku biegłam do toalety.
- No cóż Haruno, nie wiedziałem, że masz takie słabe nerwy, a także żołądek.
Podskoczyłam zaskoczona, delikatnie odwróciłam głowę i przeklęłam ze złością w myślach. Nie zdążyłam zamknąć za sobą drzwi, w których teraz zadowolony z siebie stał Kiba, któremu jak tylko mnie ujrzał, zrzedła mina.
- Dobrze się czujesz?
- Wyśmienicie, jak widać- wycedziłam coraz bardziej wściekła.
- No, daj spokój, nie gniewaj się. Co ci jest?
- Nic takiego, pewnie zjadłam coś co mi zaszkodziło.
- Rozumiem... Będziesz jeszcze wymiotować?
Pokręciłam głową zbyt zmęczona żeby odpowiadać i z zainteresowaniem obserwowałam poczynania szefa. Po chwili dzierżyłam w ręce szklankę a on delikatnie stawiał mnie na nogi. Wdzięczna posłałam mu delikatny uśmiech.
- Nie szczerz się jak głupia tylko przepłucz usta i ogarnij się. Nie płacę ci przecież za nic nie robienie! Jeśli nadal będziesz źle się czuła to wypadasz do domu i nie chcę słyszeć sprzeciwu! A, no i jeszcze jedno, podziękujesz później- wychodząc puścił mi oczko.
Zrezygnowana pokręciłam tylko głową. Podeszłam do umywalki i spojrzałam na małe lusterko, które nad nią wisiało, wyglądałam koszmarnie! Jeszcze bardziej podbita odstawiłam szklankę, puściłam wodę i przemyłam twarz, troszkę mi się polepszyło. Po kilku głębszych oddechach wyszłam z łazienki i skierowałam się w stronę rozhisteryzowanego głosu jakieś kobiety, której piesek robi niezdrową kupkę. Wiedziałam także, że uratuję przed nią Kibę, który z takimi kobietami sobie po prostu nie radził.
Wychodząc z pracy byłam tak zmęczona, że słaniałam się na nogach. Tłumaczenie godzinami, że wystarczy tylko troszkę zmniejszyć dawki jedzenia, albo coś usunąć z diety zwierzęcia, by poczuło się lepiej, a także badania i wiele, wiele innych, to dość męczące i żmudne zajęcie.
Do domu dotarłam w miarę szybko i tak jak stałam, walnęłam się na łóżko i najzwyczajniej w świecie zasnęłam.
~~!~~
Głośne wycie budzika, nieproszone wdarło się do moich uszu i od razu postawiło na nogi. Na moje nieszczęście, zmiana położenia w tak szybkim tempie nie spodobała się żołądkowi i po raz kolejny biegłam do toalety.
- Za jakie grzechy?
Miałam ochotę spędzić tu cały dzień, w końcu miałam wolne i nie musiałam się nigdzie ruszać, ale ktoś miał inne plany i dobijał się do moich drzwi. Zrezygnowana powoli podniosłam się na nogi, a później przebierając nimi szłam otworzyć.
- Już idę!
Nawet krzyk z moich ust nie brzmiał przekonująco, jakbym miała czas i chęci to nawet bym się załamała.
Osobnik za drzwiami najwyraźniej usłyszał mnie i się uspokoił, bo nikt już nie walił w drzwi jak oszalały. Popatrzyłam przez judasza któż to mnie odwiedził i zdębiałam, za moimi drzwiami stał Naruto, mąż mojej kochanej Hinatki. Otworzyłam drzwi i palnęłam jak zwykle:
- A ty co tutaj robisz?
- Jak to co ja tutaj robię?
Cwaniaczek jeszcze śmiał wyglądać na zranionego.
- Dobijasz się jakby ktoś umarł i to z samego rana!
- Oj, bo się wystraszyłem jak nie odpowiedziałaś na początku, poza tym Hinata wspominała mi, że wczoraj wyglądałaś jak nieszczęście i w ogóle. A tak na marginesie to według mnie wyglądasz dziś jeszcze gorzej.
- I tak właśnie się czuję. Czego chcesz?
- Może mnie wpuścisz?
- Szczerze powiedziawszy nie mam siły na twoje odwiedziny, chciałabym odpocząć więc może już pójdziesz?
- Eh, z tobą i tak nie wygram. Ale żeby nie było! Byłem tutaj! A! No i dzwoń jakby coś się działo, Hinata bardzo się martwi!
- Dobrze!... Naruto!?
- Tak?
- Dziękuję!
Jak zwykle odpowiedział tym swoim wielkim uśmiechem. Całe życie wieczny optymista, nie zawsze potrafiłam go zrozumieć, za to bardzo często mnie irytował.
Hinatę poznałam jako kilkuletnia dziewczynka, mieszkałyśmy blisko siebie, a że obie byłyśmy nieśmiałe i zazwyczaj na uboczu, jakimś cudem się zakolegowałyśmy. Razem z nami była jeszcze Ino, ale ona wyjechała za granicę w poszukiwaniu miłości i od czasu do czasu wysyła e-mail, bądź też czasem kartkę. Z nas trzech Ino miała najwięcej niespożytej energii, którą gdzieś musiała wyładowywać. Gdy skończyłyśmy po 16 lat dołączył do nas Naruto i od tamtego czasu nasza paczka stale się powiększała. Za każdym razem, gdy myślałam o przeszłości moje serce nieznacznie się zaciskało, tak bardzo chciałabym być młoda i nie żyć na własną rękę, wtedy problemy są mniejsze, a człowiek żyje tylko zabawą i czasami nauką.
Westchnęłam delikatnie i odpędziłam od siebie nieprzyjemne myśli, po czym uśmiechnęłam się delikatnie. "Nie takie do końca nieprzyjemne".
- No dobra! Koniec opierdzielania! I w sumie... czemu ja gadam sama do siebie?
Kręcąc głową i śmiejąc się z siebie poszłam do kuchni i nastawiłam wodę na herbatę, moje myśli błądziły swobodnie, nudności minęły, a mnie naszła ochota na kąpiel. Nie myśląc wiele zagarnęłam kubek z napojem, po drodze wzięłam jakieś romansidło i wsunęłam się do wanny wzdychając z zadowolenia.
Po długim czasie i prawie całej przeczytanej książce, wyskoczyłam z wanny wściekła na główną bohaterkę, za jej głupotę. Wycierałam się szybko i chaotycznie, nie patrząc co robię weszłam do pokoju i rzuciłam ją byle jak najdalej od siebie. Odbiła się od ściany zrzucając kalendarz i wydając głuchy odgłos, a ja patrzyłam jak zaczarowana. Skąd się wzięła ta wściekłość? Przecież to była tylko fikcja, a ja od razu rzucałam nią z całej siły. Podniosłam ją razem z kalendarzem zasmucona własną reakcją, ciągle zastanawiając się, co ja też najlepszego wyczyniam i zamarłam.
- Kalendarz.
Przerażenie wdarło się w mój umysł i serce, zaczęłam liczyć, a później znowu i znowu, i tak w kółko. Już wiedziałam co mi jest. Znalazłam odpowiedź.
- Jasna cholera.
Subskrybuj:
Posty (Atom)