Od kilku dni czułam się jak gówno, wcześniej nie było
lepiej, ale dało się wytrzymać. Od samego rana nudności, a w mojej głowie
pytanie: "Co ja takiego zjadłam?". Odpowiedzi nie dostałam, a ze
mną coraz gorzej. Pójście do pracy, było ostatnim pomysłem na jaki wpadłam, ale
także moim priorytetem więc poszłam i rugałam się w głowie za swoją głupotę.
- Spóźniona Haruno! Niedługo chyba potrącę ci z pensji za takie wybryki. W ostatnim tygodniu zdarzają ci się coraz częściej!
Puściłam tę uwagę mimo uszu, mój szef jak zwykle próbował być zabawny na siłę i nijak mu to nie wychodziło. Odłożyłam torbę i letni płaszcz do szafy, przebrałam się i ruszyłam do pracy. Byłam weterynarzem w małej klinice razem z moją najbliższą przyjaciółką Hinatą, no i naszym szefem Kibą Inuzuka. On założył i prowadzi klinikę, a że woli bardziej domowe warunki jesteśmy tylko we trójkę bez żadnego zamieszania.
Przeszłam na tyły budynku gdzie mieliśmy miejsca dla naszych podopiecznych, którzy musieli zostać na dłużej, nakarmiłam zwierzaki, pozmieniałam opatrunki i jak na zawołanie nudności nasiliły się tak mocno, że na złamanie karku biegłam do toalety.
- No cóż Haruno, nie wiedziałem, że masz takie słabe nerwy, a także żołądek.
Podskoczyłam zaskoczona, delikatnie odwróciłam głowę i przeklęłam ze złością w myślach. Nie zdążyłam zamknąć za sobą drzwi, w których teraz zadowolony z siebie stał Kiba, któremu jak tylko mnie ujrzał, zrzedła mina.
- Dobrze się czujesz?
- Wyśmienicie, jak widać- wycedziłam coraz bardziej wściekła.
- No, daj spokój, nie gniewaj się. Co ci jest?
- Nic takiego, pewnie zjadłam coś co mi zaszkodziło.
- Rozumiem... Będziesz jeszcze wymiotować?
Pokręciłam głową zbyt zmęczona żeby odpowiadać i z zainteresowaniem obserwowałam poczynania szefa. Po chwili dzierżyłam w ręce szklankę a on delikatnie stawiał mnie na nogi. Wdzięczna posłałam mu delikatny uśmiech.
- Nie szczerz się jak głupia tylko przepłucz usta i ogarnij się. Nie płacę ci przecież za nic nie robienie! Jeśli nadal będziesz źle się czuła to wypadasz do domu i nie chcę słyszeć sprzeciwu! A, no i jeszcze jedno, podziękujesz później- wychodząc puścił mi oczko.
Zrezygnowana pokręciłam tylko głową. Podeszłam do umywalki i spojrzałam na małe lusterko, które nad nią wisiało, wyglądałam koszmarnie! Jeszcze bardziej podbita odstawiłam szklankę, puściłam wodę i przemyłam twarz, troszkę mi się polepszyło. Po kilku głębszych oddechach wyszłam z łazienki i skierowałam się w stronę rozhisteryzowanego głosu jakieś kobiety, której piesek robi niezdrową kupkę. Wiedziałam także, że uratuję przed nią Kibę, który z takimi kobietami sobie po prostu nie radził.
Wychodząc z pracy byłam tak zmęczona, że słaniałam się na nogach. Tłumaczenie godzinami, że wystarczy tylko troszkę zmniejszyć dawki jedzenia, albo coś usunąć z diety zwierzęcia, by poczuło się lepiej, a także badania i wiele, wiele innych, to dość męczące i żmudne zajęcie.
Do domu dotarłam w miarę szybko i tak jak stałam, walnęłam się na łóżko i najzwyczajniej w świecie zasnęłam.
~~!~~
- Spóźniona Haruno! Niedługo chyba potrącę ci z pensji za takie wybryki. W ostatnim tygodniu zdarzają ci się coraz częściej!
Puściłam tę uwagę mimo uszu, mój szef jak zwykle próbował być zabawny na siłę i nijak mu to nie wychodziło. Odłożyłam torbę i letni płaszcz do szafy, przebrałam się i ruszyłam do pracy. Byłam weterynarzem w małej klinice razem z moją najbliższą przyjaciółką Hinatą, no i naszym szefem Kibą Inuzuka. On założył i prowadzi klinikę, a że woli bardziej domowe warunki jesteśmy tylko we trójkę bez żadnego zamieszania.
Przeszłam na tyły budynku gdzie mieliśmy miejsca dla naszych podopiecznych, którzy musieli zostać na dłużej, nakarmiłam zwierzaki, pozmieniałam opatrunki i jak na zawołanie nudności nasiliły się tak mocno, że na złamanie karku biegłam do toalety.
- No cóż Haruno, nie wiedziałem, że masz takie słabe nerwy, a także żołądek.
Podskoczyłam zaskoczona, delikatnie odwróciłam głowę i przeklęłam ze złością w myślach. Nie zdążyłam zamknąć za sobą drzwi, w których teraz zadowolony z siebie stał Kiba, któremu jak tylko mnie ujrzał, zrzedła mina.
- Dobrze się czujesz?
- Wyśmienicie, jak widać- wycedziłam coraz bardziej wściekła.
- No, daj spokój, nie gniewaj się. Co ci jest?
- Nic takiego, pewnie zjadłam coś co mi zaszkodziło.
- Rozumiem... Będziesz jeszcze wymiotować?
Pokręciłam głową zbyt zmęczona żeby odpowiadać i z zainteresowaniem obserwowałam poczynania szefa. Po chwili dzierżyłam w ręce szklankę a on delikatnie stawiał mnie na nogi. Wdzięczna posłałam mu delikatny uśmiech.
- Nie szczerz się jak głupia tylko przepłucz usta i ogarnij się. Nie płacę ci przecież za nic nie robienie! Jeśli nadal będziesz źle się czuła to wypadasz do domu i nie chcę słyszeć sprzeciwu! A, no i jeszcze jedno, podziękujesz później- wychodząc puścił mi oczko.
Zrezygnowana pokręciłam tylko głową. Podeszłam do umywalki i spojrzałam na małe lusterko, które nad nią wisiało, wyglądałam koszmarnie! Jeszcze bardziej podbita odstawiłam szklankę, puściłam wodę i przemyłam twarz, troszkę mi się polepszyło. Po kilku głębszych oddechach wyszłam z łazienki i skierowałam się w stronę rozhisteryzowanego głosu jakieś kobiety, której piesek robi niezdrową kupkę. Wiedziałam także, że uratuję przed nią Kibę, który z takimi kobietami sobie po prostu nie radził.
Wychodząc z pracy byłam tak zmęczona, że słaniałam się na nogach. Tłumaczenie godzinami, że wystarczy tylko troszkę zmniejszyć dawki jedzenia, albo coś usunąć z diety zwierzęcia, by poczuło się lepiej, a także badania i wiele, wiele innych, to dość męczące i żmudne zajęcie.
Do domu dotarłam w miarę szybko i tak jak stałam, walnęłam się na łóżko i najzwyczajniej w świecie zasnęłam.
~~!~~
Głośne wycie budzika, nieproszone wdarło się do moich uszu i od razu postawiło na nogi. Na moje nieszczęście, zmiana położenia w tak szybkim tempie nie spodobała się żołądkowi i po raz kolejny biegłam do toalety.
- Za jakie grzechy?
Miałam ochotę spędzić tu cały dzień, w końcu miałam wolne i nie musiałam się nigdzie ruszać, ale ktoś miał inne plany i dobijał się do moich drzwi. Zrezygnowana powoli podniosłam się na nogi, a później przebierając nimi szłam otworzyć.
- Już idę!
Nawet krzyk z moich ust nie brzmiał przekonująco, jakbym miała czas i chęci to nawet bym się załamała.
Osobnik za drzwiami najwyraźniej usłyszał mnie i się uspokoił, bo nikt już nie walił w drzwi jak oszalały. Popatrzyłam przez judasza któż to mnie odwiedził i zdębiałam, za moimi drzwiami stał Naruto, mąż mojej kochanej Hinatki. Otworzyłam drzwi i palnęłam jak zwykle:
- A ty co tutaj robisz?
- Jak to co ja tutaj robię?
Cwaniaczek jeszcze śmiał wyglądać na zranionego.
- Dobijasz się jakby ktoś umarł i to z samego rana!
- Oj, bo się wystraszyłem jak nie odpowiedziałaś na początku, poza tym Hinata wspominała mi, że wczoraj wyglądałaś jak nieszczęście i w ogóle. A tak na marginesie to według mnie wyglądasz dziś jeszcze gorzej.
- I tak właśnie się czuję. Czego chcesz?
- Może mnie wpuścisz?
- Szczerze powiedziawszy nie mam siły na twoje odwiedziny, chciałabym odpocząć więc może już pójdziesz?
- Eh, z tobą i tak nie wygram. Ale żeby nie było! Byłem tutaj! A! No i dzwoń jakby coś się działo, Hinata bardzo się martwi!
- Dobrze!... Naruto!?
- Tak?
- Dziękuję!
Jak zwykle odpowiedział tym swoim wielkim uśmiechem. Całe życie wieczny optymista, nie zawsze potrafiłam go zrozumieć, za to bardzo często mnie irytował.
Hinatę poznałam jako kilkuletnia dziewczynka, mieszkałyśmy blisko siebie, a że obie byłyśmy nieśmiałe i zazwyczaj na uboczu, jakimś cudem się zakolegowałyśmy. Razem z nami była jeszcze Ino, ale ona wyjechała za granicę w poszukiwaniu miłości i od czasu do czasu wysyła e-mail, bądź też czasem kartkę. Z nas trzech Ino miała najwięcej niespożytej energii, którą gdzieś musiała wyładowywać. Gdy skończyłyśmy po 16 lat dołączył do nas Naruto i od tamtego czasu nasza paczka stale się powiększała. Za każdym razem, gdy myślałam o przeszłości moje serce nieznacznie się zaciskało, tak bardzo chciałabym być młoda i nie żyć na własną rękę, wtedy problemy są mniejsze, a człowiek żyje tylko zabawą i czasami nauką.
Westchnęłam delikatnie i odpędziłam od siebie nieprzyjemne myśli, po czym uśmiechnęłam się delikatnie. "Nie takie do końca nieprzyjemne".
- No dobra! Koniec opierdzielania! I w sumie... czemu ja gadam sama do siebie?
Kręcąc głową i śmiejąc się z siebie poszłam do kuchni i nastawiłam wodę na herbatę, moje myśli błądziły swobodnie, nudności minęły, a mnie naszła ochota na kąpiel. Nie myśląc wiele zagarnęłam kubek z napojem, po drodze wzięłam jakieś romansidło i wsunęłam się do wanny wzdychając z zadowolenia.
Po długim czasie i prawie całej przeczytanej książce, wyskoczyłam z wanny wściekła na główną bohaterkę, za jej głupotę. Wycierałam się szybko i chaotycznie, nie patrząc co robię weszłam do pokoju i rzuciłam ją byle jak najdalej od siebie. Odbiła się od ściany zrzucając kalendarz i wydając głuchy odgłos, a ja patrzyłam jak zaczarowana. Skąd się wzięła ta wściekłość? Przecież to była tylko fikcja, a ja od razu rzucałam nią z całej siły. Podniosłam ją razem z kalendarzem zasmucona własną reakcją, ciągle zastanawiając się, co ja też najlepszego wyczyniam i zamarłam.
- Kalendarz.
Przerażenie wdarło się w mój umysł i serce, zaczęłam liczyć, a później znowu i znowu, i tak w kółko. Już wiedziałam co mi jest. Znalazłam odpowiedź.
- Jasna cholera.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz