Miałmiał

Miałmiał

sobota, 19 marca 2016

Cuda się zdarzają!

  Po raz kolejny przejrzałam się swojemu odbiciu w lustrze, dochodząc do wniosku, że chyba już zakryłam wszystko co musiałam i niestety, nie były to zmarszczki. Przeklęłam w myślach, jak to miałam w zwyczaju, gdy coś szło nie po mojej myśli, albo gdy byłam na skraju załamania, jak na przykład dzisiaj. Spojrzałam na zegarek umieszczony na mojej lewej ręce, miałam około dwudziestu minut na dotarcie do pracy i w zasadzie byłam już gotowa. Postanowiłam pójść pieszo. Co jak co, ale spacery zawsze działały na mnie kojąco. Ostatni raz się przejrzałam i poszłam do swojego pokoju po torbę. Zgarnęłam klucze z szafki w przedpokoju i zamknęłam za sobą drzwi do mojego mieszkania. Po chwili już byłam na dworze i wdychałam świeże, na miarę miejskich możliwości, powietrze, delikatny uśmiech wypełzł na moją twarz, zawsze gdy szłam do pracy, czułam się szczęśliwa, było to również zasługą wiosny, która zawitała do nas, całkiem niedawno. A wracając do pracy, robię się weselsza prawdopodobnie przez moje zamiłowanie do zwierząt wszelkiego pochodzenia, no, może za wyjątkiem pająków i małych wijących się robaczków, które prawdopodobnie co trzecią osobę doprowadzają do mdłości, co za tym idzie, moje sumienie jest prawie czyste.
Nie zauważyłam nawet kiedy znalazłam się tuż przed drzwiami przychodni weterynaryjnej, w której pracuję. Szybko weszłam i przywitałam się z Hinatą, moją przyjaciółką, która tak samo jak ja kochała wszystko co żywe. Była dość skrytą osobą, w dodatku często bardzo nieśmiałą, lecz kiedy przedarłam się przez wszystkie jej mury obronne poznałam wspaniałą dziewczynę, o wielkim sercu. Co do wyglądu, to była wyższa ode mnie, ale tak było z każdym, ponieważ ja, byłam po prostu wzrostu krasnala ogrodowego, no dobra, może nie do końca, ale mimo wszystko, mój wzrost był dość delikatną dla mnie sprawą. Hinata posiadała również długie, bardzo ciemne, proste włosy, miejscami wydawało mi się, że są granatowe. No i oczy, o tym nie mogłabym zapomnieć, to była najbardziej specyficzna rzecz w mojej przyjaciółce, śnieżnobiałe tęczówki. Zachwycały swoją innością i przyciągały głębią, były niezwykłe, czego oczywiście bardzo jej zazdrościłam, gdyż ja z moimi różowymi kudłami, choć długimi, a także oczami o kolorze trawy, nie byłam zbyt cudowna.
Zauważyłam, że mi się przygląda więc i ja zaszczyciłam ją spojrzeniem, przez chwilę nic nie mówiłyśmy, ale ja wiedziałam, że ona już wie i, że wcale jej się to nie podoba. Podeszła do mnie i delikatnie dotknęła mojego policzka, jej twarz wyrażała zmartwienie.
- Znowu?
Nic nie odpowiedziałam, spojrzałam jej tylko głęboko w oczy i kiwnęłam nieznacznie głową. Na moich oczach Hinata z cichej kobiety przemieniła się w waleczną, wściekłą lwicę. Odsunęła się ode mnie i w wyrazie złości, a może nawet bezradności walnęła pięścią w ścianę. Nie mogłam się nawet poruszyć, stałam jak wmurowana, wytrzeszczając na nią oczy. Byłam totalnie zdziwiona, pierwszy raz widziałam ją taką i to z mojej winy. Po chwili wybuchłam niepohamowanym śmiechem. Widziałam jak patrzy na mnie zdezorientowana, ale ja po prostu nie mogłam się powstrzymać, zgięta wpół śmiałam się wniebogłosy, prawdopodobnie pierwszy raz od bardzo dawna. Łzy zaczęły torować sobie drogę po moich policzkach, niszcząc idealny makijaż, który miał przykrywać dzieło mojego "ukochanego" mężulka. Ale nic sobie z tego nie robiłam. Gdy już trochę się uspokoiłam usiadłam na stołku i spojrzałam na Hinatę, która spokojniejsza przyglądała mi się z zaciekawieniem.
- Czego rżysz, głupia?
O tak, nasza słodka kobietka posiadała także bardzo ostry języczek, o czym oczywiście przekonałam się niejednokrotnie.
- Zasadniczo to z ciebie.
- Ze mnie?- zaskoczenie biło od niej na kilometr.
- No tak, z ciebie. Bardzo mi przykro, ale to właśnie twój wybuch złości tak na mnie podziałał- tu na jej twarz wystąpiło niedowierzanie, a ja ciągnęłam dalej- no wiesz, zdałam sobie sprawę, jaką jestem debilką.
- Możesz jaśniej? Bo tak jakby nie rozumiem...
- Oczywiście mogę i już wyjaśniam. Otóż do tej pory, ani razu nie zdenerwowałam się aż tak, jak ty przed chwilą. Zawsze to zlewałam i chociaż byłam smutna, a może nawet rozgoryczona i zła, udawałam, że nic się nie dzieje. Chyba właśnie dotarło o mnie, że muszę coś zmienić w swoim życiu.
- Punkt za spostrzegawczość księżniczko.
Spojrzałam na nią krzywo, a ona tylko uśmiechnęła się do mnie, ja oczywiście odwzajemniłam uśmiech, po prostu nie potrafiłam inaczej. Mimo wielu przeciwności losu, ciągle potrafiłam się uśmiechać i to nawet całkiem szczerze.
- Dobra, nie czas na to! Idź popraw makijaż i wracaj szybko, trzeba zacząć pracę!!!
Wielkim plusem było posiadanie przez rodzinę Hinaty przychodni, w której pracowałyśmy, może i było to zabawne, ale był to fach pokoleniowy, jej ojciec jest weterynarzem, matka, oraz babka również. Rodzina Hyuga była pod tym względem bardzo szanowana, poza tym, był to jeden z najważniejszych rodów w naszym mieście. Dlatego też miałyśmy sporo luzu, oczywiście obie byłyśmy odpowiedzialnymi, dorosłymi kobietami i nigdy nie przeginałyśmy. A co za tym idzie zyskałyśmy zaufanie jej ojca, może bardziej ja, niż ona, w końcu to jego córka. W tym momencie zatęskniłam trochę za ojcowskim ciepłem, którego nie dane mi było zaznać. Szybko jednak otrząsnęłam się z nieprzyjemnych myśli i poszłam dopracować tapetę na twarzy, siniaki same się nie ukryją. Westchnęłam i podążyłam do małej ubikacji, w której znajdowała się muszla klozetowa, umywalka i jedyne w tym miejscu lusterko. Nie wyglądałam tak źle jak przypuszczałam, drobne poprawki, trochę pudru i byłam jak nowa. Zazwyczaj nie malowałam się do pracy, niestety dziś musiałam zakryć dzieło mojego męża i tak starałam się nakładać jak najmniej kosmetyków, aby wyglądać jak najbardziej naturalnie. O dziwo świetnie mi to wychodziło, zwarta i gotowa zaczęłam pracę.

Po kilku godzinach przyjmowania "pacjentów", ważenia ich, czyszczenia uszu, szczepienia i innych tego typu rzeczy, byłam wykończona, aczkolwiek zadowolona. Robię to co kocham i napawa mnie to ogromnym szczęściem. Jak byłam w liceum mama pytała się, czy nie chciałabym iść na medycynę, by później leczyć ludzi, ale ja wiedziałam, że z ludźmi się nie dogadam. Zwierzęta nie mają problemów, nie krzyczą, zazwyczaj są bardzo cierpliwe i pełne empatii, nie to co ludzie. Dlatego wybrałam właśnie weterynarię, chciałam nieść pomoc bezdomnym, porzuconym zwierzętom i znajdywać im ciepły dom, w którym będą mogły normalnie żyć. W większości przypadków mi się udało, nawet sama przygarnęłam kota, niestety niezbyt długo się nim cieszyłam, gdyż okazało się, że mój szanowny małżonek jest uczulony. Też miałam alergię, szczególnie na szczury, nie przeszkadzało mi to jednak w trzymaniu dwóch takich towarzyszy. Ale co zrobić? Pan chciał, sługa zrobił... Zresztą, nie warto jest rozpamiętywać przeszłość, liczy się tylko tu i teraz, a ja w tym momencie miałam ochotę na pizzę. Zapytałam się Hinatki czy nie ma ochoty, ale ona niestety, dzisiaj nie mogła, więc zostałam sama, z moim wielkim głodem. Jako, że nie uśmiechało mi się jedzenie w pojedynkę, w miejscu publicznym, postanowiłam zamówić jakąś, żeby mi ją dostarczyli do domu. Wracałam również pieszo, szybciej niż rano, gdyż zmierzchało, a okolica mimo iż przytulna, nie zawsze była bezpieczna, a jak to się mówi: lepiej chuchać na zimne. W międzyczasie zamówiłam jedzenie z mojej ulubionej pizzerii. Po cichu wchodziłam po schodach,  prowadziły do mieszkania, które zajmuję wraz z mężem. Zastanawiałam się, czy jest w domu. Jeśli był, ta noc prawdopodobnie nie skończy się zbyt przyjemnie... Po wejściu z ulgą stwierdziłam, że nikogo nie ma, zapaliłam światło w przedpokoju i zdjęłam buty oraz wiosenny płaszcz. Zadowolona rzuciłam klucze na ich stałe miejsce i poszłam dalej zapalając światło w kuchni, a także w salonie. Nie lubiłam ciemności, zwłaszcza kiedy byłam sama, można powiedzieć, że się ich bałam. Moja aż nazbyt wybujała wyobraźnia, podsuwała mi obrazy duchów i innych tego typu strachów, aż na moim ciele pojawiała się gęsia skórka. Dlatego też u mnie musiało być jasno. Zadowolona wyciągnęłam ulubioną szklankę, a później zaczęłam szperać po szafkach w poszukiwaniu napoju, przypomniałam sobie, że kładłam go do lodówki, zaśmiałam się i pacnęłam otwartą ręką w czoło. Pamięć dobra, niestety krótka. Nalałam go sobie praktycznie do pełna i wolnym krokiem skierowałam się do salonu, uważając po drodze, by nie wylać, Jestem miejscami straszną niezdarą, potrafiącą potknąć się na prostej drodze, więc musiałam być bardzo ostrożna, by przypadkiem nie wyrżnąć orła. Gdy już postawiłam szklankę na ladzie usłyszałam dźwięk domofonu, zwiastujący przybycie pysznej pizzy. Wpuściłam kolesia od rozwożenia na górę i pędem pobiegłam do kuchni po talerz i łyżeczki na sosy, zostawiłam je w salonie i stanęłam pod drzwiami, oczekując pukania. Rozległo się już po chwili, odebrałam pudełko od młodego mężczyzny, ciepło się do niego uśmiechając, zaniosłam je do salonu, zostawiając go czekającego. Wyjęłam portfel z torebki i zapłaciłam mu a także podziękowałam. Ten tylko życzył mi smacznego i jak szybko się pojawił, tak szybko zniknął. A ja, co tu dużo mówić, zabrałam się do pałaszowania, ponieważ mój brzuch zaczął wydawać niezidentyfikowane dźwięki. Jadłam delektując się każdym kęsem, gdzieś tak w połowie 4 kawałka zorientowałam się, że siedzę w zupełnej ciszy, postanowiłam więc włączyć telewizor na kanale muzycznym. Wyłączyłam się, wsłuchując  w dźwięki muzyki, usłyszałam jak ktoś otwiera drzwi. Krew odpłynęła mi z twarzy, serce ścisnęło się ze strachu, Daizo wrócił. Miałam nadzieję, że w dobrym humorze. Siedziałam cicho jak trusia, nawet wyłączyłam tv, żeby nie kusić losu. Słyszałam jak zdejmuje buty, po odgłosach mogłam stwierdzić, że był pijany, a to nie wróżyło nic dobrego. Zamknęłam oczy starając się opanować strach i łzy, byłam bezradna jak w większości tego typu sytuacji. Nigdy nie wiedziałam, czego w danym momencie mogę się po nim spodziewać, zawsze stawiałam na najgorsze i bardzo często miałam rację. Gdy wszedł do pokoju odwróciłam się do niego i obdarzyłam delikatnym, wyuczonym uśmiechem, bardzo sztucznym, czego on nie zauważał. Sam spojrzał na mnie beznamiętnie.
- Zamówiłam pizzę. Masz ochotę?- wskazałam palcem na pudełko znajdujące się na ławie.
- Nie za bardzo. Mam ochotę na co innego.
Szczerze powiedziawszy, spodziewałam się takiej odpowiedzi, zawsze kiedy zrobiłam jakiś obiad, lub zamówiłam coś na wynos, jemu to nie pasowało. Jemu nic we mnie nie pasowało, ale to już nie zaprzątało moich myśli. Czekałam na kłótnię, która zapewne zaraz wybuchnie.
- Niestety nie mam...- zaczęłam bardzo cicho.
- Co?- przerwał mi podchodząc bliżej.
- Nic innego nie zamówiłam, bo nie wiedziałam kiedy wrócisz...
- Nic dla mnie nie zamówiłaś?- tu już prawie krzyczał.
Jeszcze bardziej zmalałam, jeśli to w ogóle było możliwe i pokręciłam głową. Poczułam jak łapie mnie za rękę i ciągnie w górę. Pisnęłam cicho i zwróciłam na niego swoje oczy, starając się opanować drżenie całego ciała. Daizo, mężczyzna, którego kiedyś tak bardzo kochałam, spędziłam z nim tyle lat, nawet nie wiedziałam kiedy, jego mroczna natura zaczęła wypełzać na światło dzienne. Był przystojny, miał piękny uśmiech, blond włosy i przepiękne błękitne oczy, takie żywe kiedyś, takie wyprane i wyblakłe teraz. Nienawidziłam na niego patrzeć, nienawidziłam jego napadów wściekłości, ale najbardziej w tym wszystkim nienawidziłam siebie, za swoją słabość i bezbronność kiedy mnie bił. A co od pewnego czasu, stało się jego pasją... Teraz również mnie okładał, patrząc mi prosto w oczy, na jego ustach czaił się złośliwy uśmieszek. Miałam dość! W końcu obiecałam sobie dzisiaj, że coś zmienię w swoim życiu. Zacisnęłam zęby i złożyłam dłoń w pięść,  zamachnęłam się z całej siły i uderzyłam go w szczękę. Jego głowa odchyliła się nieznacznie w tył, a on zdezorientowany puścił moją rękę. Na nic więcej nie mogłam liczyć, rzuciłam się pędem w stronę drzwi wyjściowych, wypadłam na klatkę niczym strzała i równie szybko przeskakiwałam schody bojąc się, że będzie mnie gonił. Jak w amoku wybiegłam na zewnątrz już cała zapłakana, dalej biegłam, na bosaka bez kurtki w ciemną noc, nie zauważyłam jak wybiegłam na ulicę. Jedyne co zauważyłam to światła samochodu, wiedziałam, że już prawdopodobnie dla mnie za późno. Delikatnie się uśmiechnęłam, a ostatnie co usłyszałam to pisk opon.
Jakimż więc zdziwieniem było dla mnie, gdy pozostałam w nienaruszonym stanie. Powoli otworzyłam oczy i zobaczyłam mężczyznę wysiadającego z auta. Miał ciemne włosy do ramion, rozpuszczone powiewały na wietrze. Był bardzo przystojny i totalnie wściekły, wściekły na mnie. Oblały mnie zimne poty, bo po przejściach z mężulkiem nie miałam najmniejszej ochoty na konfrontację z nieznanym facetem. On sam chyba zauważył przerażenie na mojej twarzy, a następnie zwrócił uwagę na całą resztę. Jego twarz z sekundy, na sekundę wyrażała coraz większą konsternację. Chciałam zapaść się ze wstydu, moje policzki oblała czerwień rumieńca. Jakie szczęście, że było ciemno!
- Potrzebuje Pani pomocy?
Jego głos był gładki jak aksamit i muskał moje zmysły delikatnymi muśnięciami.
Odchrząknął, a ja zrozumiałam, że czeka na odpowiedź. Tylko niestety żadnej nie miałam. Spojrzałam na siebie, obraz nędzy i rozpaczy, załamałam ręce i popatrzyłam na mężczyznę, który prawie mnie przejechał, zupełnie bezradnie.
- Może gdzieś cię podwieźć?
- Tak, poproszę.
Miałam wrażenie, że się delikatnie uśmiechnął, ale szybko minęło i pomyślałam iż miałam przewidzenia.
- A gdzie?
Gdzie? Co? A no tak! No właśnie, gdzie? Nie wiedziałam dokąd bym się chciała udać... Aż wpadło mi do głowy by pojechać do Hinaty.
Podałam mu adres, a on odwiózł mnie i zostawił, gdy już wiedział, że jestem bezpieczna.
Zapomniałam zapytać się, jak ma na imię...


  Dzisiejszy dzień w pracy minął mi niesamowicie szybko, a ja odciągałam moment, w którym będę musiała udać się do domu. Cały tydzień od momentu uderzenia Naruto, spędziłam u Hinaty, byłam jej niesamowicie wdzięczna, że udostępniła mi ciepły kąt do spania, ale nie chciałam nadużywać jej gościnności. Poza tym postanowiłam stawić czoła swoim problemom i chociaż niesamowicie się bałam, nie okazywałam tego, ponieważ ja Sakura Ikeda, kiedy podejmę decyzję, nigdy się nie poddaję. Stojąc teraz przed wyjściem i wpatrując się w jego twarz, chciałam zwiać gdzie pieprz rośnie. Zamiast tego, stałam nieruchomo co chwila otwierając i zamykając usta, nie wiedząc czy powiedzieć coś, czy dać sobie święty spokój.
- Wyglądasz jak ryba- powiedział.
Spojrzałam na niego jak na idiotę, nie wiedziałam o co mu chodzi, zobaczył dezorientację na mojej twarzy.
- Chodzi mi o to- i tu zademonstrował to, co robiłam chwilę temu.
- Aha- powiedziałam niepewnie- Co tu robisz?
- Czy to nie oczywiste?
Już chciałam zacząć kręcić głową i zasypać go pytaniami, ale mi nie pozwolił, z resztą, jak zwykle.
- Moja żona nie pokazuje się w domu od tygodnia, od kiedy wybiegła z niego jak wariatka, boso i praktycznie bez ubrań. No i żeby tego było mało, nie odbiera moich telefonów, a w żadnym szpitalu nikt jej nie widział. Jak starałem się złapać Hinatę, udawała, że mnie nie widzi, albo zbywała, mówiąc, że nie ma czasu na zabawę ze mną.
Gdybym go nie znała, mogłabym powiedzieć, że się o mnie najzwyczajniej w świecie martwił. Przestałam jednak żyć nadzieją i marzeniami już jakiś czas temu. Zaczęłam się mu przypatrywać i zapytałam.
- Mam rozumieć, że się martwiłeś?
Z mojej wypowiedzi aż buchało sarkazmem, ale Daizo jakby tego nie zauważył.
- Co by powiedzieli w firmie gdyby moja żona nagle zaginęła? Sakura, pomyślałaś o tym? Mogłaś pogrzebać moją reputację! Dobrze wiesz, że staram się dojść na sam szczyt, a ty mi w tym cały czas usilnie przeszkadzasz.
Jeszcze chwila i prawie uwierzyłabym w jego wywód, ale ta pretensja w jego oczach i głosie, była dla mnie jak kubeł zimnej wody.
- Jakoś nie myślałeś o tym kiedy mnie biłeś, a już tym bardziej o tym zapominałeś, zostawiając ślady na mojej twarzy.
Prawdopodobnie powiedziałam to głośniej niż zamierzałam, bo rozejrzał się bojaźliwie dookoła, patrząc, czy nikt nie usłyszał. Następnie swój karcący wzrok zawiesił na mojej skromnej osobie.
- To nie czas i miejsce na rozmowy o tym.- uciął- Skończyłaś już pracę?
- A więc chcesz o tym rozmawiać?- ciągnęłam.
- Skończyłaś już pracę?
Kiwnęłam tylko głową potakując, znużona naszą konwersacją.
- To świetnie. Wracamy szybko do domu, bo na dziewiętnastą jesteśmy zaproszeni na kolację.
- Co?
- To co słyszysz. Chodź już wreszcie!
I poszłam, wiedząc, że jeśli chcę się czegoś dowiedzieć, najlepiej będzie, jak będę cicho.

Zmęczona rzuciłam swoją torbę na kanapę, a później sama się rozwaliłam. Nie miałam ochoty się ruszać, chciałam spać, byłam potwornie zmęczona. Udawanie dobrej, kochającej żonki przed nudnymi znajomymi Daizo, nie było najciekawszym zajęciem, a już na pewno nie górowało na mojej liście rzeczy, które lubię robić. Zawsze na takich spotkaniach milczałam, uśmiechając się głupio, kiwając od czasu do czasu głową i ewentualnie posyłając przymilne spojrzenia. Zazwyczaj to ich satysfakcjonowało i nie interesowali się mną za bardzo, w takim przypadku większość czasu jadłam różne potrawy. Gorzej, jeżeli ktoś się mną zainteresował... Wtedy leciały pytania czym się zajmuję, gdzie studiowałam, co bardziej gorliwi pytali nawet o moje życie seksualne, oczywiście z mężem. Było to dla nich niezmiernie zabawne, no i sami uważali się za wspaniałych komików. Ja w takich przypadkach, nie marzyłam o niczym innym, jak o zapadnięciu się pod ziemię, o ile byłam w normalnym nastroju, jeśli miałam gorszy dzień, moja mina robiła się zacięta i przerywałam te wywody. Chociaż chciałam krzyczeć, że w naszym małżeństwie nie ma czułości i seksu z miłości, a mój mąż znalazł sobie całkiem interesujące hobby, jakim było bicie swojej żony, to jednak na każdym spotkaniu milczałam na ten temat jak zaklęta, bojąc się. Dzisiaj było podobnie, lecz nie milczałam ze strachu, miałam po prostu dość, chciałam skończyć tę farsę, jaką był nasz związek i zacząć żyć. Ale żeby to zrobić musiałam przygotować i jego, i siebie, tym bardziej siebie... Nawet nie wiem kiedy w mojej głowie zaczęła kiełkować myśl o rozwodzie, ale kiedy już zaczęła, rozrosła się do niesamowitych rozmiarów i nie miała zamiaru zniknąć. Może to ja nie chciałam żeby zniknęła?
Moje rozmyślania przerwał mój mąż wchodząc do pokoju, lekko się zataczając. Oczywiście na takich spotkaniach, nie może się człowiek obejść bez alkoholu, człowiek taki jak on, rzecz jasna. Spojrzałam na niego niepewna, czego się mogę spodziewać, ale po chwili wiedziałam, że dziś nie mam się czego obawiać, ponieważ był w dobrym humorze. W końcu się spisałam.
- Byłaś bardzo grzeczną dziewczynką, więc mam dla ciebie nagrodę.
Uśmiechnął się w ten dziwny sposób i zaczął do mnie zbliżać, a ja siedziałam jak sparaliżowana. Domyśliłam się o jaką nagrodę może mu chodzić i to chyba było gorsze od bicia, to był seks. A ja nie dość, że nie mogłam na niego patrzeć, to jeszcze podczas stosunku musiałam go dotykać. Dreszcz obrzydzenia przeszedł moje ciało, kiedy dotknął obnażonego ramienia, on prawdopodobnie pomyślał, że to z podniecenia, bo wyszeptał mi do ucha:
- Jesteś taka seksowna.
Z całych sił starałam się opanować, nie chciałam płakać, kiedy on będzie mnie miał. Kochać się, przestaliśmy już dawno temu... Na chwilę uleciałam do krainy wspomnień, kiedy moje życie nie należało do najgorszych, a ja byłam szczęśliwa. Szybko jednak wróciłam, gdyż Daizo porwał mnie w swoje ręce i zaczął iść do sypialni, cały czas starając się jakoś do mnie dobrać. Coś czułam, że na jednym razie to się dzisiaj nie zakończy.

Miałam rację, nie skończyło się na jednym razie. Nie miałam ochoty wstawać, całkowicie obolała zastanawiałam się, czy kiedyś dam radę stąd uciec, czy są to tylko senne marzenia.
Plan był z założenia prosty, trzeba tylko opuścić tego mężczyznę i zacząć nowe życie. Ale ciężko jest zaczynać od zera, gdy gdzie indziej coś już osiągnęłaś. Moje serce także bolało. Ale ono nie przestawało boleć, w odróżnieniu od ciała, które potrzebowało na przykład gorącej kąpieli.
Wstałam ociężale, nie mając siły na ani jeden krok, mimo to dałam radę jakoś doczłapać się do łazienki. Wzięłam gorący prysznic i prawie odżyłam. Prawie...
Totalnie wyprana z energii naszykowałam się do pracy i wyszłam z domu.
Nie spodziewałam się spotkać mężczyzny, który prawie mnie przejechał, już nigdy więcej. Świat jednak jest mały, a on zawitał do kliniki z małym psiakiem na rękach. Żeby tego było mało, piesek był ledwo żywy. Pierwsze co wpadło mi na myśl, że facet ma szczęście to ratowania z opresji różnego rodzaju nieszczęśników. I o mało nie roześmiałam się w głos, przez te myśli, nachodzące moją głowę.
On również mnie poznał, zauważyłam to w jego oczach. Nie był mimo to nachalny, czy bardzo przyjacielski, raczej zdystansowany i zimniejszy, niż ustawa przypisuje. Mnie to pasowało, ale Hinata mierzyła go nieprzyjacielskim okiem. Dla niej każdy, kto nie był otwarty, miły i uśmiechnięty, był podejrzany i dziwny. Bawiło mnie to trochę, ale nic nie pomogło, jeżeli się do kogoś uprzedziła.
Zważyłam psiaka, który był przeraźliwie chudy i w międzyczasie zadawałam pytania.
- Gdzie go pan znalazł?
- Na ulicy. Na początku myślałem, że jest martwy, ale zaskomlał i...
Nie dokończył, ale ja wiedziałam co mu chodzi po głowie, nie mógł go tak zostawić. Poczułam napływ ciepłych uczuć do tego mężczyzny, który nie mógł przejść obok potrzebującego potrzeby zwierzaka.
Pokiwałam tylko głową, by wiedział, że do mnie dotarł sens wypowiedzianych i niewypowiedzianych słów. Ja też nie dałabym rady przejść obok obojętnie, moje pełne empatii serce, po prostu by tego nie wytrzymało.
- Tak w ogóle, to jestem Sakura.
- Sasuke.
I to wszystko, co dostałam w odpowiedzi.

  Siedziałam we własnej kuchni z kubkiem parującej herbaty, nie myśląc nad niczym konkretnym, po prostu byłam. Ostatnimi czasy moje życie nabrało trochę kolorów i była to zasługa Sasuke. Dość dziwnego człowieka, który mówi często to co myśli i nie zwraca uwagi, że przy tym rani innych. Spotkaliśmy się kilka razy, większość spotkań wiązała się z pracą i psem, ale zdarzyło nam się po prostu wyjść i porozmawiać. Pielęgnowałam te dni, wiedziałam bowiem, że prawdopodobnie kiedyś się skończą, nie wiedziałam tylko kiedy, lecz przeczuwałam iż długo nie będę musiała czekać. Ponieważ wszystko co dobre, kiedyś się kończy.
Nagle w kieszeni moich spodni coś zaczęło wibrować, aż podskoczyłam zaskoczona, na całe szczęście kubek, już do połowy opróżniony, znajdował się na blacie. Wyciągnęłam telefon orientując się, że dostałam sms'a. Otworzyłam go i mimowolnie się uśmiechnęłam, w załączniku było dodane zdjęcie psiaka, który kilka dni temu wyszedł cały i zdrowy z kliniki weterynaryjnej, w której pracowałam. Napisał do mnie Sasuke, moje policzki delikatnie się zaróżowiły, gdy tylko o nim pomyślałam. Przygarnął to biedne zwierze od razu jak wyzdrowiało. Bardzo często dostawałam zdjęcia Fuwy, bo tak na imię miał psiak, w różnych zwariowanych pozach bądź też sytuacjach. Wiedziałam, że takie bliskie stosunki z praktycznie obcym mężczyzną, nie wypadają kobiecie zamężnej, ale nie mogłam się powstrzymać. I chociaż starałam się zachować dystans, czasem po prostu mi się nie udawało, to było zbyt trudne. Zwłaszcza, że jak bliżej poznać, tego na pierwszy rzut oka zimnego osobnika, okazywało się, że jest bardzo ciepły i życzliwy, oczywiście jeśli pozwoli ci podejść na tyle blisko, żebyś to zauważył. Mi się udało, ciągle jednak nie mogłam rozgryźć, dlaczego? Albo nie chciałam? Zapisałam zdjęcie a sms'a usunęłam, by mój wiecznie wszystkiego ciekawy mężulek, przypadkiem tego nie znalazł. Miałabym wtedy jednym słowem, przesrane. Rzadko też odpisywałam, wiedząc, że on nie oczekuje odpowiedzi. Westchnęłam cichutko i wstałam, od razu musiałam się przeciągnąć, ponieważ moje kości się zastały, tak samo jak mięśnie i odmawiały mi posłuszeństwa. Zdecydowanie zbyt dużo czasu spędziłam na bezczynnym siedzeniu. Kiedy już jako tako mogłam się ruszać, włożyłam kubek do zlewu i udałam się do łazienki. Miałam ochotę na gorącą kąpiel i zamierzałam spełnić swoją zachciankę. Naszykowałam wannę, po czym włączyłam wodę, gdy ta się lała ja szybko ściągnęłam z siebie ciuchy i wrzuciłam do kosza na brudne rzeczy. Gdy byłam już gotowa postanowiłam sprawdzić stopą, czy woda nie jest za gorąca. Włożyłam jeden paluszek i od razu go wyciągnęłam. Zdecydowanie była za gorąca, ale ja tylko wzruszyłam ramionami i za chwilę cała znalazłam się w tym wrzątku. Miałam ochotę wrzeszczeć i wyjść szybciutko, ale zostałam i po chwili się przyzwyczaiłam. Postanowiłam zakręcić kran, gdyż jeszcze chwila, a zalałabym całą łazienkę. Szczęśliwa, że mogę poleżeć i się odprężyć, ułożyłam się wygodnie i zamknęłam oczy. O tak, zdecydowanie uwielbiałam te chwile relaksu. Wyłączyłam się i powoli zasypiałam, jednak nie dane mi było odpocząć dłużej, mój mąż wparował do łazienki.
- Nie masz gdzie spać- warknął.
Otworzyłam jedno oko i spojrzałam na niego obojętnie. Ostatnio zrobiłam się również bardziej odważna.
- Tylko odpoczywam, a nie śpię, jakbyś nie zauważył.
- Uważaj na słowa i wyłaź, za godzinę przychodzi do mnie znajomy, więc chcę byś przygotowała coś dobrego.
- Tak, tak.
- No i sama też się naszykuj, on przyjdzie z partnerką, dotrzymasz jej towarzystwa.
Na te słowa westchnęłam delikatnie i zaczęłam wychodzić z wanny, ściągnęłam z grzejnika ręcznik i zaczęłam się wycierać, nawet nie patrząc na Daizo. Czułam jak pożera mnie wzrokiem, ale stwierdziłam, że mamy za mało czasu, by zaczął się do mnie dobierać. Jakże się myliłam! Schyliłam się i wyciągnęłam kurek by woda mogła spokojnie spłynąć. Nagle poczułam jego łapy na swoich biodrach, a usta na szyi. Wiedziałam, że nie uda mi się uciec, nie w tym momencie, gdy byłam prawie jak na tacy, bez bielizny, w samym ręczniku. Daizo zaczął coś mamrotać pod nosem, a jego ręka niebezpiecznie zbliżała się w TO miejsce, postanowiłam ratować się z tej opresji.
- Daizo, spodziewamy się gości, a nie jesteśmy jeszcze gotowi...
- Cicho- przerwał mi i zdarł ze mnie ręcznik.
"Cholera, cholera, cholera!", tylko to krążyło mi w myślach. On w tym czasie zdążył pozbyć się spodni i zacząć bawić moimi piersiami. Co jakiś czas drażnił palcami moje, sterczące już sutki. Ja chyba byłam masochistką, czy jakąś inną idiotką, bo brzydziłam się swojego męża, ale podniecały mnie jego pieszczoty, moje ciało było bezbronne. Jęknęłam delikatnie kiedy zaczął drażnić moją łechtaczkę, po chwili poczułam jego palec w sobie, cichutkie postękiwanie wydobywało się z mych ust.
- Jesteś taka zboczona- wyszeptał to.
Wyjął ze mnie swój palec i oparł o umywalkę. Stałam tyłem do niego, wypięta i czekałam, przed sobą miałam lustro i wspaniały widok na jego poczynania. Pozbył się również bokserek, moim oczom ukazał się jego penis, może i nie ogromny, ale potrafił doprowadzić mnie na skraj szaleństwa. Nie zdejmując koszuli stanął za mną w całej okazałości, poczułam główkę jego prącia przy swojej dziurce. Spojrzałam na jego twarz i od razu tego pożałowałam, on tylko na to czekał, uśmiechnął się złowieszczo i włożył go we mnie z impetem. Jęknęłam głośno i zamknęłam oczy, nie chciałam na to patrzeć. Zaczął się we mnie poruszać, rękoma obmacując moje piersi, jego oddech stał się nierówny, tak samo jak mój, zaczęłam czuć do siebie obrzydzenie, ale to było silniejsze ode mnie. W łazience słychać było moje głośne jęki i trochę cichsze postękiwania mojego męża.
- Jesteś strasznie zbereźna Sakura.- usłyszałam i stęknęłam- Otwórz oczy! Patrz na siebie!
Pokręciłam głową, nie chciałam.
- Powiedziałem patrz!
Moje gałki oczne ciągle pokryte były powiekami. Poczułam silne pieczenie na tyłku i wiedziałam, że przegięłam.
- Kazałem ci patrzeć suko!
I w tym momencie wszelkie zapory opadły, złapał mnie za włosy a ja byłam zmuszona w końcu otworzyć oczy, był zły. Jego ruchy przyspieszyły, zaczęło mnie to boleć, starałam się powstrzymać łzy i o dziwo udawało mi się, jednak strach pozostał. Strach i aż wstyd przyznać, podniecenie. Tak, ja Sakura byłam nieźle podniecona, mój "mężczyzna" pieprzył mnie od tyłu, a ja zaczęłam dochodzić i to mu się chyba spodobało, bo delikatnie się uśmiechnął i jeszcze bardziej przyspieszył. Nie wiedziałam nawet, że jeszcze może. Tym razem to on zaczął dochodzić, spuścił się we mnie obficie, po czym puścił moje włosy i wyszedł ze mnie, a ja niepodtrzymywana, osunęłam się na ziemie.
- Mówiłem ci, że jesteś zboczona. A teraz idź się szykować i pamiętaj o jedzeniu.
I jak gdyby nigdy nic zdjął koszulę i wszedł pod prysznic. A ja w tym samym czasie podniosłam się i skierowałam kroki do sypialni, gdzie ubrałam się ładnie i poszłam szykować obiad. Niedługo po tym Daizo dołączył do mnie, ale nie pomagał, tylko obserwował.

 Siedziałam z Ino, nowo poznaną dziewczyną, z którą przyszedł znajomy Daizo, Itachi. Widziałam go pierwszy raz, chociaż dużo o nim słyszałam i pierwsze co rzuciło mi się w oczy, to jaki był podobny do Sasuke. Nie mogłam się nadziwić! No ale wracając do rzeczywistości, widać było jak ci dwoje się kochają i szczerze, bardzo im zazdrościłam. W tym momencie ja zmywałam po naszym obiedzie, a ona siedziała i rozmawiałyśmy. Była bardzo miła i chyba troszkę zwariowana, a w dodatku piękna! Długie, szczupłe nogi, delikatnie zaokrąglone biodra i piersi, niebieskie oczy i długie, proste blond włosy, jednym słowem: IDEAŁ! Widziałam jak od czasu do czasu Daizo na nią spogląda, nie wywołało to we mnie zazdrości, ale bolało. W końcu do cholery, to ja jestem jego żoną! Należy mi się chyba jakiś szacunek? Chociaż on pewnie tak nie myślał. Za to moje myśli cały czas powracały do Sasuke, zadręczałam się wymyślonymi wyrzutami sumienia, których nie czułam. Nie czułam się winna, za to byłam wolna i szczęśliwsza, niż kiedykolwiek. Na ziemię ściągnął mnie głos Ino.
- Ależ masz rozmarzony wzrok! Czyżbyś myślała o jakieś intymnej chwili sam na sam z mężem?
Pytanie nie było nachalne, ani niemiłe. Ona po prostu nie wiedziała jak jest na prawdę w moim małżeństwie. Jej twarz zrobiła się zatroskana, a ja przypomniałam sobie, że zapomniałam kontrolować wyraz twarzy, na którą wdarło się teraz obrzydzenie. Szybko się poprawiłam, ale co się stało, już się nie odstanie, Ino wiedziała, że coś jest nie tak, na całe moje szczęście, nie wiedziała co.
- No, zbieramy się!
Sprzyjało mi szczęście. Cichutko westchnęłam z ulgą, ponieważ spodziewałam się więcej pytań, na które nie miałam ochoty, ani siły odpowiadać.
Pożegnałam się grzecznie i uśmiechałam sztucznie, by nie zauważyli smutku w moich oczach, nie potrzebowałam by inni wiedzieli jak bardzo źle było, jak bardzo się dusiłam, jak bardzo bałam.
Drzwi trzasnęły cicho, a ja skierowałam swoje kroki do kuchni by skończyć sprzątanie, Daizo mi nie pomógł, poszedł do sypialni i po chwili zaczęło dochodzić do mnie jego głośne chrapanie. Przynajmniej miałam go z głowy na tę noc, a może także na jutrzejszy dzień.
Telefon zawibrował, a ja szybko odebrałam kolejną wiadomość od Sasuke, co dziwne, nie było to zdjęcie psa, a prośba o spotkanie. Zaskoczona zgodziłam się z nim zobaczyć na następny dzień i już nie mogłam się doczekać chwili, w której go ujrzę.
Z myślami wypełnionymi szczęściem położyłam się spać.

- Jesteś mężatką.
Były to pierwsze słowa, które do mnie powiedział, nie było to jednak pytanie, mimo, że brzmiało jak jedno. Nie wiedziałam co odpowiedzieć, czy w ogóle coś mówić. Kiwnęłam więc tylko głową.
Po chwili milczenia odważyłam się wypowiedzieć, dręczące mnie pytanie.
- Czy to jakiś problem?
- Problem? Żartujesz sobie ze mnie? Myślałem, że masz wobec mnie jakieś poważniejsze zamiary, nie mam ochoty się bawić.
Już chciał wstać i mnie opuścić, ale ja nie mogłam mu pozwolić tak odejść bez słowa.
- Zaczekaj Sasuke.
Spojrzał na mnie jakbym była robakiem, a ja zmalałam pod jego spojrzeniem, mimo to nie poddałam się.
- Proszę.
Widocznie wyraz mojej twarzy kazał mu zostać, tam gdzie był.
- Zamieniam się w słuch.
Jeszcze jakbym chciała mu coś opowiedzieć. Nie wiedziałam nawet od czego zacząć!
- Nie sądziłam, że to ma znaczenie.- sapnął głośno, a ja niezrażona kontynuowałam- Nie deklarowałam ci swoich uczuć, tak samo jak ty nie wspomniałeś o zamiarach wobec mojej osoby. Myślałam, że możemy się przyjaźnić, w końcu dobrze się dogadywaliśmy.
- Nie rób z siebie idiotki Sakura. Jeśli mężczyzna, którego dopiero co poznałaś, spędza z tobą więcej czasu niż ustawa przewiduje, a nie jest gejem, znaczy, że prawdopodobnie wpadłaś mu w oko.
- Ty nic nie rozumiesz.
Wiedziałam, że powiedziałam to strasznie żałośnie, ale po prostu nie mogłam inaczej.
- To spraw żebym zrozumiał.
Spojrzałam w jego oczy i byłam zgubiona. No bo jak mogłabym mu odmówić? Nie mogłam!
Wszystko się ze mnie wylało wartkim potokiem słów i gestów.  Fakt, że jestem mężatką, że mój mąż mnie nie kocha, nie szanuje, a co najgorsze obija jak worek treningowy, którym nie jestem. To ostatnie z trudem przeszło mi przez gardło, ale kiedy uwolniłam z siebie to co mi zalegało, poczułam się lekka niczym piórko. Sasuke w ogóle się nie odzywał, tylko słuchał, a jego twarz nie zmieniała wyrazu ani razu. Skończyłam swój wywód na niemożności zrobienia czegokolwiek i szczerej chęci rozwodu.
Niepewna jego reakcji, zaczęłam powoli szykować się do wyjścia, a on nie powstrzymał moich zamiarów. Nawet kiedy wstałam i spojrzałam na niego, myślami wydawał się być daleko ode mnie i moich problemów. Tak więc wyszłam, nie pożegnawszy się nawet, pewna, że było to nasze ostatnie spotkanie.
Bolało mnie serce, głowa i całe ciało. Przelotne szczęście, które odczuwałam będąc z Sasuke, rozwiało się na wietrze i pozostawiło tylko pustkę. Nie wiedziałam co ze sobą zrobić, więc najzwyczajniej w świecie wróciłam do domu, nie wiedząc jakie piekło mnie tam spotka.
Daizo już od progu się na mnie rzucił, zatrzasnąwszy najpierw drzwi. Byłam oniemiała i wystraszona, ponieważ nigdy dotąd nie widziałam go w takiej furii, od razu zaczęłam obawiać się o własne życie. W jego oczach panowała istna chęć mordu. Nie wiedziałam, co go tak rozwścieczyło, ale byłam pewna, że srogo za to zapłacę. W myślach zaczęłam się modlić, by wyjść z tego cało, ale wiedziałam iż modlitwy w ostatnich sekundach grozy, na niewiele mogą się zdać. Zdana na łaskę Daizo, oczekiwałam najgorszego. I tak właśnie było. Najpierw tylko mną szarpał i wykrzykiwał coś niewyraźnie, później okładał mnie po twarzy.
- TY NIEWIERNA SUKO!
Docierały do mnie tylko urywki jego tyrady, nadal byłam niepewna, o co mu chodzi, dlaczego urządza mi takie piekło, a ja nawet nie wiem czym zawiniłam.
Uderzenie między żebra wybiło całe powietrze z płuc, jakie miałam, zaczęłam się krztusić, ale on w amoku, nie zwracał na to żadnej uwagi i rzucił mną o ścianę.
Zaczęłam żywić nadzieję, że któryś z sąsiadów usłyszy te dziwne hałasy i zawiadomi odpowiednie służby na czas. Moje siły wylatywały ze mnie wraz z krwią, która pojawiła się w miarę wzrastania ilości ciosów, które dostawałam, w każdy dostępny kawałek ciała.
- GŁUPIA PIZDO!
On nadal krzyczał, nawet nie domyślając się, że jestem na skraju zemdlenia, że dociera do mnie bardzo niewiele, a nawet prawie nic. Przez głowę śmigały mi sceny z życia, jakby to, które mam, właśnie się kończyło. Przestałam na wszystko zwracać uwagę. Ból rozchodził się po całym moim ciele, promieniował od brzucha, przez klatkę piersiową do głowy. Bolały mnie także nogi, których mój "ukochany" nie oszczędzał. Czekałam aż to piekło w końcu się skończy, a ja będę mogła znowu normalnie żyć. Straciłam jednak przytomność i wszystko stało się czarne.

Obudziłam się cała obolała, lecz był to ból uporczywy i całkowicie nieprzyjemny. Nie wiedziałam gdzie jestem, ani co tam robię. Tylko tępe pulsowanie w głowie, przypomniało mi ostatnie rejestrowane przeze mnie wydarzenia. Przerażona, że zaraz gdzieś obok siebie zobaczę swego męża podskoczyłam na łóżku jak oparzona, co skwitowałam tylko głośnym: "AŁA!" Bolało jak cholera, każdy ruch wymagał niesamowitego poświęcenia, aż łzy kręciły się w oczach. Byłam jednak twardą kobietą. Rozejrzałam się i stwierdziłam, że znajduję się w szpitalu. Pomyślałam iż może mojego mężulka targnęły wyrzuty sumienia i mnie tu umieścił. Jakimż też zdziwieniem był dla mnie widok Sasuke na krześle, obok mojego łóżka!
Musiałam wydać jakiś dźwięk, lub po prostu moje oczy wypalały w nim dziurę, gdyż obudził sie, a jego stroskany wzrok spoczął na mnie. STROSKANY! Dobre sobie! Musiałam przetrzeć oczy, by mieć pewność, że to co widzę nie jest tylko zwykłym przewidzeniem, a rzeczywistością. Był prawdziwy.
Proszę państwa! Pan Sasuke Uchiha siedzi przy moim łóżku w szpitalu i ma zmartwioną minę!
Tylko co on tu robił? Po ostatniej rozmowie, byłam więcej niż pewna, że więcej nasze drogi się nie skrzyżują, a tu taka niespodzianka!
Cisza przeciągała się niemiłosiernie, a my jak zaczarowani patrzyliśmy sobie w oczy. Minęły sekundy, minuty, może godziny, a żadne z nas nie wypowiedziało słowa, jakbyśmy nie chcieli psuć czegoś, z czego nawet nie zdawaliśmy sobie sprawy.
Oczywiście musiałam zniszczyć tę chwilę, ponieważ zachciało mi się do toalety. Niezdolna wytrzymać chociażby jeszcze krótką chwilę, zaczęłam wyczołgiwać się spod kołdry, co było niemałą katorgą. W tym momencie zapałałam szczerą chęcią uduszenia Daizo, jak tylko go zobaczę, nienawiść, która kiełkowała w moim sercu, rozrosła się i zaczęła wylewać ze mnie falami przekleństw i nieciekawych min. Sasuke był chyba w podobnym do mnie humorze, bo na twarzy miał iście marsową minę. Roześmiałam się, nie mogąc dłużej się wściekać, kiedy on to dosłownie robił za mnie.
Jego zdziwione spojrzenie wynagrodziło mi trochę bolące plecy, niestety tylko trochę.
- Mógłbyś pomóc mi dostać się do toalety?
Mój głos był cichy, niepewny a co najgorsze strasznie zachrypnięty i w ogóle nie brzmiałam jak ja. Zastanawiałam się czy to dlatego, że nic nie piłam, czy może mój mężuś coś we mnie uszkodził.
Odsunęłam ponure myśli na bok, ponieważ Sasuke zamiast jak zwykły człowiek, wziąć mnie za rękę i zaprowadzić do łazienki, wziął mnie na ręce, niczym jakąś delikatną księżniczkę. Był to pierwszy raz, kiedy trzymał mnie w ramionach, ale miałam cichą nadzieję, że nie ostatni. Ponieważ jego ramiona były niesamowicie wygodne, komfortowe i zdecydowanie męskie. Delikatnie zarumieniłam się na te myśli, mając nadzieję, że nic po mnie nie widać, bo od razu zrobiło by mi się głupio. Na szczęście myśli niosącego mnie mężczyzny były zajęte czymś innym, a wzrok utkwiony miał w drzwiach łazienki.
- Możesz mnie już postawić. Dziękuję.
Ale on zdawał się nie słyszeć moich słów, wszedł ze mną i chciał posadzić na ubikacji niczym małe dziecko, a na to nie mogłam pozwolić.
- Haaalo! Słyszałeś? Poradzę sobie, naprawdę.
Jego powątpiewający wzrok był denerwujący, dałam mu więc do zrozumienia co o tym myślę, nieudolnymi próbami wywalenia go za drzwi. Klęłam pod nosem i złorzeczyłam na niego, mimo to byłam wdzięczna, zrozumiałam, że on tak okazuje troskę o innych. O mnie. I było to cudowne uczucie, wiedzieć, że ktoś się o ciebie troszczy.

Po tygodniu odpoczynku i wiecznego nadzoru Sasuke, byłam wypoczęta, pełna energii i niepokoju.
Nie chciałam wracać do domu, spotykać Daizo, widzieć go, czy rozmawiać z nim. Po tym, czego się ostatnio dopuścił był skreślony, na całej linii, nie mogłam mu tego wybaczyć, nawet nie zamierzałam. Chciałam jak najszybciej złożyć papiery rozwodowe, z orzeczeniem o jego winie i mieć spokój, w końcu mieć święty spokój.
Wcześniej nie podejrzewałam, co kierowało moim mężem, dlaczego był taki wściekły jak osa, wszystko wyjaśniło się podczas jednej z wielu rozmów z Sasuke. Daizo zobaczył nas, na naszym spotkaniu, które w moich myślach było tym ostatnim. Wpadł w furię, ponieważ uważał, że nie miałam prawa wychodzić z innymi bez jego zgody, poza tym byłam z mężczyzną, którego nie znał, a z którego bratem pracował. Widzem tego napadu był Itachi, który później opowiedział o nim Sasuke. Dziękujmy bogom za opatrzność! Na moje szczęście Uchiha, który wcześniej dowiedział się, jaki mój mąż potrafi być "czuły", zaniepokoił się i przyjechał do mnie, pod adres, który dostał od brata. To uratowało mnie w znacznym stopniu, ponieważ leżałam zemdlona na podłodze, a Daizo zniknął, jakby się zapadł pod ziemię lub rozpłynął. Zostawił mnie samą, kiedy potrzebowałam pomocy i to bolało mnie bardziej, niż rany zadane na ciele, bo chyba gdzieś w środku żywiłam nadzieję, na jakąkolwiek iskrę człowieczeństwa w nim, być może głęboko uśpioną. Myliłam się widocznie. Ale takie już było życie, pełne pomyłek.
Po wielu namowach i długich rozmowach, pełnych argumentów za i przeciw, zgodziłam się na jakiś czas zamieszkać u Sasuke. Było to trochę niezręczne, zwłaszcza przez kilka pierwszych dni, ale kiedy przyzwyczailiśmy się do swojej obecności, bytowanie obok siebie przychodziło nam nadzwyczaj naturalnie. Wieczory spędzaliśmy w jednym pokoju, często milcząc i tylko czasem wymieniając ze sobą kilka zdań. Nie był on typem rozmówcy, a ja dostosowałam się do niego i odprężałam się w tej ciszy, której nie mogłam zaznać w domu. Spokój, niezmącony niczym, żadnym dźwiękiem, oprócz może, naszych oddechów. To było takie przyjemne!
Sasuke nie rozczulał się nade mną, lecz otoczył mnie swoimi opiekuńczymi ramionami i z dnia na dzień, coraz bardziej mi na nim zależało. Był jak powiew świeżego powietrza, w moim zatęchłym życiu, pełnym upadków i nieszczęść. Był wszystkim czego potrzebowałam i kiedy zdałam sobie z tego sprawę, było zbyt późno, by się wycofać. Stał się ważny. Pielęgnowałam myśli o nim w sercu, miałam również nadzieję iż i ja nie jestem mu obojętna. Często przyłapywałam go na obserwowaniu mnie, zamieniałam się wtedy w słup, nie wiedząc, czy nie robię jakiegoś głupstwa, które umniejszało by mi w jego oczach. Wydawało mi się, że na coś czekał, ale za nic w świecie nie mogłam się domyślić, co siedzi w tej jego głowie, pokrytej czarnymi włosami.
Pragnęłam by mnie objął, powiedział, że wszystko będzie dobrze, żeby mnie pocałował, a później sprawił, bym zapomniała o świecie. Moje marzenia i pragnienia trzymałam w ryzach, nie wiedząc, czego pragnie obiekt mojej obsesji. Tak, to wszystko zamieniało się w obsesję, chciałam go mieć. To było chore.

W czasie pomieszkiwania u Uchihy, zdążyłam założyć sprawę rozwodową, oczyścić mieszkanie, które dzieliłam z Daizo, ze swoich rzeczy i powoli zapominać o dawnym życiu.
Wszystko nabrało tempa, życia, energii. Byłam całkowicie sobą, co blokowałam tyle czasu.
Na rozprawie sądowej nie mogłam spojrzeć na swego oprawcę, nie bałam się, czułam tylko obrzydzenie i wstręt. "Spałam z tym człowiekiem!" Krzyczałam w myślach. "Kochałam tego człowieka!", a co najlepsze "Ten człowiek mnie bił!". Cieszyłam się, że nie zdążyliśmy się postarać o dziecko, które mogło przeżywać razem ze mną to samo piekło. Ulgą było dla mnie, że nie skrzywdził istotki, która byłaby z nas zrodzona.
Kiedy wszystko się skończyło zalała mnie fala druzgoczącej ulgi. BYŁAM WOLNA! CAŁKOWICIE WOLNA!
Miałam ochotę uśmiechać się do wszystkich i skakać wesoło po ulicy. Taka byłam szczęśliwa! Chciałam śpiewać na cały głos, drzeć się, aż zdarłabym sobie gardło, by każdy wiedział, że Sakura Haruno w końcu może rozwinąć skrzydła. Nie zrobiłam żadnej z tych rzeczy, ponieważ od razu po opuszczeniu murów sądu wpadłam na Sasuke. Wystarczyło tylko spojrzeć mu w oczy, by wiedzieć, że był spięty i niespokojny. Czekał na mnie! Podbiegłam do niego z wielkim uśmiechem na twarzy i postawiłam wszystko na jedną kartę. Rzuciłam mu się w ramiona i ucałowałam prosto w usta.
Niepewna czy odda pocałunek, wpiłam się w nie zachłannie i czekałam co zrobi. Jakaż byłam szczęśliwa, kiedy objął mnie w pasie, jakby już nigdy nie chciał wypuścić i pocałował z takim zapamiętaniem, że nie mogłam nie domyślić się, co też mu chodzi po głowie.
Jeżeli szczęście miało granice, to chyba w tym momencie właśnie ich dosięgłam.
Cuda czasem się zdarzają, nawet jeżeli życie nie jest do końca usłane różami.



Mam nadzieję, że notka przypadnie wszystkim do gustu.
Jest to pierwsze tak długie opowiadanie, napisane w jednym ciągu, mam więc nadzieję, że nie zrobiłam zbyt dużo błędów, a fabuła jest wartka i przyjemna.
Zaczęłam to pisać około półtora roku temu i natrafiłam przypadkiem przedwczoraj, no i po prostu nie mogłam się oprzeć, dokończyłam!
W razie, gdybyście dopatrzyły się niedociągnięć, nie wahajcie się o tym napisać w komentarzu!
Pozdrawiam serdecznie
Anastazja :)

24 komentarze:

  1. Jednopartówki? Tak mi brzmi to opowiadanie, oczywiście pomysły, które Ci podsyłaliśmy są w realizacji? Podziwiam Cię, świetnie oddałaś charakter erotycznej sceny mimo tego, że napisałaś ją dość szybko. Ogólnie całość mi się podoba. Mmmmhhh.... Itachi i Ino, może być, czemu nie.
    Jak zawszę trzymaj się cieplutko.

    OdpowiedzUsuń
  2. Oczywiście, że pomysły są w realizacji. Na razie tworzę zarysy w głowie, bo bez nich nie ruszę z pisaniem. :)
    Ty także cieplutko się trzymaj <3
    P.S. To jest właśnie taka jednopartówka :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hej. Zrobiłam dla cb fanarta z Sakurą, ale chciałabym wiedzieć go mogę go wrzucić abyś mogła go zobaczyć <3

      Usuń
    2. Gdzie byś chciała moja droga?
      Posiadam jak już wcześniej wspomniałam facebooka, skype, nawet nk! Haha! :D ~starość
      Nie mam niestety gg, chociaż w gimnazjum jeszcze bytowało na moim komputerze.
      Oh! Mam tumblra! :D

      Usuń
    3. To może jutro wrzucę ja tumblra i podeślę ci linka. Może nie mam zbyt wielkiego talentu plastycznego, ale mam nadzieję że ci się spodoba.
      PS. POZDRAWIAM I ŻYCZĘ WENY!!!!

      Usuń
    4. Będę czekać :)
      Również pozdrawiam i życzę dobrej nocy :)

      Usuń
    5. http://awesome-orochi-chan.tumblr.com/post/141486102880/sakura-haruno-fanart Proszę. Rysowałam go z myślą o twoim blogu.

      Usuń
    6. OKi doki zaraz obczaję :D
      Dziękuję :)
      Trzymaj się cieplutko :3

      Usuń
    7. Dziękuję, ty też trzymaj się cieplutko <3
      PS. Nie zastanawiałaś się nad czatem z czytelnikami, żeby nie spamić tysiącami komentarzy? Napewno duża liczba osób chciała z tobą popisać, bo wydajesz się być ciekawą osobą.

      Usuń
    8. W sumie to byłoby świetną sprawą, ale szukałam (może źle, albo nie tam gdzie trzeba) i nie znalazłam.
      Więc może jakieś wskazówki??? :D

      Usuń
    9. Hmmm... kiedyś czytałam blog o pewnym zespole i tam od razu na blogu był czat. Niestety, nie pamiętam na jakim to było portalu i wątpię, czy chciałabyś przenosić bloga. W wolnym czasie, chociaż mam go mało sprubuję coś dla ciebie znaleźć. Jeszcze raz dziękuję, że zerknęłaś na tą pracę ;>

      Usuń
    10. I ja także czegoś poszukam :)
      I co do pracy to nie ma za co, jeżeli ktoś robi coś z myślą "o tobie", to nie możesz tego nie zobaczyć :)
      Pozdrawiam

      Usuń
    11. Cześć, chciałam się spytać jak tam poszukiwania bo u mnie nic ciekawego :/ Oczywiście postaram się szukać dalej.
      PS. Mam nadzieje, że wena dopisuje i coś cały czas się tworzy, chociaż i tak Ci jej życzę z całego serca <3

      Usuń
    12. Ostatnie dwa dni były totalną mieszanką braku czasu i świątecznych zakupów! :D
      Wena dopisuje i znalazłam chwilę, żeby popisać, mimo to jeszcze nie skończyłam :<
      Życzę cierpliwości! <3

      Usuń
  3. Jejuuuusiuuu *.* Dzisiaj wchodze i dopiero widze jakie ja mam zaleglosci w czytaniu o.O Sie rozpedzilas z tym pisaniem, az w szoku jestem, ze w tak krotkim czasie wyszlo Ci tyle wspanialych notek :-* Super dziela, ktore tworzysz prawie z dnia na dzien :* Podzie wielki i superasnie sie czytalo :* Dobrze, ze szybko czytam wiec juz jestem na bierzaco hihi, teraz bede codziennie patrzyla. Tak byc nie moze :* Pisz wiecej *.* Buziaki :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rzeczywiście, spięłam się niesamowicie i jakoś tak wszystko mi szybko, sprawnie szło. :D
      Piszę więcej. W tym momencie dwie kolejne. :)
      Nie wiem czy codziennie ma sens, ale może co dwa, trzy dni?
      Pozdrawiam :D

      Usuń
    2. Bywac bede tutaj teraz codziennie, wiec dla mnie to wstawiaj i kazdego wieczorku jako dobranocke hihi :D Fajnie by bylo na dobranoc przeczytac Twoja notke :* Ale spokojnie, bede cierpliwie czekala :D

      Usuń
    3. Serdecznie dziękuję za twoją cierpliwość! :D
      Mnie jej dla siebie czasem brakuje.
      Sama także codziennie tu wchodzę, żeby sprawdzić komentarze. To strasznie miła sprawa nawiązać konwersację z czytelnikami.
      ~Piszę.
      Pozdrawiam.

      Usuń
    4. Kiedy bedzie kolejna notka ? :)

      Usuń
    5. Przepraszam za zwłokę! Nie będę się usprawiedliwiać, trochę zleniuchowałam. Teraz tylko maturki i zabieram się do pisania na większą skalę! :D
      Więc cierpliwości <3

      Usuń
    6. Ja wcale sie nie gniewam, tez pograzona jestem w maturach. Jutro angielski. Dzisiejsza matematyka mnie zalamala, ale trzeba myslec pozytywnie hihi. POWODZENIA :*

      Usuń
    7. Mnie matematyka rozwaliła na łopatki. :< No ale to się zobaczy, może nie jest tak źle jak myślałam. ;)
      Tobie również powodzenia! :D
      P.S. Jakie rozszerzenia piszesz?

      Usuń
    8. Pisalam Biologie w tym tygodniu na rozszerzeniu, a jak Tobie poszlo? :)

      Usuń
    9. Tak sobie jak myślę. Najlepsza i tak była chemia, byłam pewna, że sobie poradzę... jak bardzo się myliłam... Pogrom, istny pogrom.
      Całe szczęście na razie już po wszystkim.
      :D :D :D

      Usuń