Od
wczoraj nie myślałam jasno, ciągle gdzieś się gubiłam, zamyślałam, przypadkiem
na coś wpadałam, a wszystko za sprawą czyichś ciemnych oczu. Za każdym razem
gdy przymykałam powieki widziałam jego przystojną twarz, z szlachetnymi rysami,
zarysowanymi kośćmi policzkowymi i tak cudownie wykrojonymi ustami. Chodzący
ideał! Kobiety ciągle się za nim odwracały, zaczepiały go i robiły wszystko,
żeby zwrócił na nie swoją uwagę. On jednak zachowywał się jakby ich wcale nie
było, był ciągle taki sam, trochę zimny, trochę obojętny, a zarazem całkiem
miły, przynajmniej dla nas. Zastanawiało mnie jaki jest naprawdę, gdyż,
wydawało mi się, że cały czas gra, że udaje, że tak ogólnie to chciałby być
wszędzie, tylko nie z nami, ale skoro już tu jest, to zachowuje się tak jak
inni tego oczekują. Wpatrywałam się w niego jak urzeczona co i rusz spotykając
się z nim wzrokiem, wtedy właśnie zdałam sobie sprawę, że za tą miłą na pozór
maską kryje się coś innego. Ponieważ patrzył na mnie jak na idiotkę, z irytacją
przemieszaną z politowaniem, a ja nie mogłam zrozumieć dlaczego. Sasuke Uchiha
był dla mnie jedną wielką zagadką. Zgubne dla mnie było to, że bardzo chciałam
ją rozwiązać.
- Za dużo myślisz Sakura, zdecydowanie za dużo.
Mówienie do siebie pomagało w ucieczce od tych dziwnych uczuć, którymi od
początku obdarzyłam nowego znajomego. W tym momencie pomogło się skupić na
zmywaniu naczyń, bez uciekania myślami do jego osoby. Gdy skończyłam
postanowiłam pooglądać telewizję, było na tyle wcześnie, że jeszcze mogłam
sobie na to pozwolić. Jak zwykle usadowiłam się na swojej ukochanej,
podniszczonej kanapie w pozycji prawie embrionalnej, włączyłam TV i zaczęłam
głaskać się bo brzuchu. Przez swoje zauroczenie prawie udało mi się zapomnieć,
że noszę pod sercem dziecko, a to było bardzo dziwne i pokazywało jaką okropną
osobą jestem. Śmiać mi się zachciało z tego wszystkiego, a na domiar złego
leciał jakiś durny program, o ludziach z wymyślonymi problemami, które uważali
za największe na świecie. "Jacy ludzie są głupi...", pojawiało się w
mojej głowie, nie mogłam sobie nie przyznać racji, czasem głupota ludzka
zadziwiała mnie tak bardzo, że wydawałoby się to niemożliwe. A jednak...
Ziewnęłam szeroko rozdziawiając paszczę, znudziło mnie to, dużo bardziej
lubiłam książki, przy których umiałam spędzić więcej czasu, a już na pewno były
bardziej interesujące od tej telewizyjnej szmiry. Moje rozmyślania na temat
programów telewizyjnych przerwał dzwonek telefonu. Spojrzałam na wyświetlacz i
odebrałam.
- Tak słucham.
Odpowiedziała mi cisza.
- Hinata?
- Tak- odpowiedziała mi cichutko.
Hinata z reguły była cicha i spokojna, kiedyś również bardzo nieśmiała, teraz
bywała zabawna i bardziej otwarta, mimo wszystko wiele było w niej z dawnej
jej. No oprócz wybuchów złości, kiedy coś wyprowadziło ją z równowagi, była
przerażająca.
- Coś się stało?
- Nie! W sumie... może?
- No więc?
- Słuchaj, mogę do ciebie wpaść? Proszę?
Spojrzałam na zegarek, była dwudziesta druga, a więc nie chciałam nikogo
gościć, mimo to, to była Hina, ona nie dzwoniła tak późno bez powodu.
- Wpadaj. Za ile będziesz?
- Za jakieś pięć minut?
- Wstawiam wodę.
Rozłączyłam się i wpatrzyłam w przestrzeń, nie byłam pewna czy chcę usłyszeć to
co ma mi do powiedzenia przyjaciółka, ponieważ to nie mogły być dobre wieści.
Potrząsnęłam głową by odtrącić natrętne myśli i skierowałam się do kuchni by
zrobić herbatę. Zdążyłam zalać wrzątkiem torebki, jak usłyszałam dzwonek do
drzwi. Odstawiłam czajnik i popędziłam do drzwi krzycząc, że już idę. Gdy je
otworzyłam moim oczom ukazał się obraz nędzy i rozpaczy w postaci Hinaty.
Skurczyła się w sobie, na jej twarzy zagościł wyraz niepewności, w oczach
dostrzegłam łzy. Niewiele myśląc wyciągnęłam ręce, którymi szczelnie opatuliłam
dziewczynę, szepcząc uspokajające słówka. W międzyczasie postanowiłam wciągnąć
ją do mieszkania i usadowić na kanapie. Nie wiedziałam co zrobić, nie byłam
bowiem najlepszą pocieszycielką, nigdy nie potrafiłam znaleźć słów, żeby pomóc
komuś w cierpieniu. Poszłam więc do kuchni po gorące napoje i przyniosłam je ze
sobą jak ostatnia idiotka wpatrując się w Hinatę.
- Sakura
Drgnęłam słysząc jej delikatnie schrypnięty głos, który mimo wszystko wciąż
brzmiał bardzo melodyjnie.
- Bo wiesz Saki, ja- tu jej ręce zaczęły się trząść, a ona przez parę chwil nie
wydusiła ani słowa- ja też, tak jak ty... i nie wiem co robić... Naruto
Przysłuchiwałam się jej słowom, nie rozumiejąc ich wcale, ponieważ ciągle
przerywała, chlipała i zaczynała od nowa. Powoli kończyła mi się cierpliwość.
- Opanuj się! Powiedz o co chodzi Hina, bo inaczej nie będę w stanie nic
zrobić! Ba! Inaczej utoniemy w morzu twoich łez!
I ku mojemu zdziwieniu, ona zaczęła się śmiać i to nie tak podśmiewać, tylko
rżeć ze śmiechu jak głupia. Powoli dochodziłam do wniosku, że ktoś tu jest
psychiczny i potrzebuje pomocy.
- Jestem w ciąży Sakura!
I dalej się śmiała, a do mnie powoli docierał sens jej słów.
- W ciąży? Z kim?
Moje zdziwienie jeszcze bardziej rozśmieszyło towarzyszkę, teraz już płakała ze
śmiechu.
- Jak to z kim?- zdołała wydukać- Z Naruto?
- Z Naruto?- powtórzyłam jak papuga.
- No a z kim?
Szczerze mnie zamurowało, o ile byli w związku małżeńskim już jakiś czas, nie
spodziewałam się, że uprawiają seks. Stawiałam w sumie na to, że tylko się
całują, gdyż mało rozgarnięty Naruto nawet nie wiedziałby, w którą dziurkę
trafić. A tu takie zaskoczenie! W tym momencie to ja zaczęłam zwijać się ze
śmiechu przez swoje myśli, które były, co tu wiele mówić, totalnie głupie i
popieprzone.
- A ty z czego się śmiejesz?- spytała szczerze zdziwiona moją reakcją.
- Tak tylko. Tylko z tego powodu byłaś taka zmartwiona? Nic innego się nie
stało?
- Jak to nic innego? Jak to tylko z tego powodu? Saki! Ja się nie spodziewałam!
Nie chciałam! Nie jestem gotowa!
- Ja też nie byłam... Ty chociaż masz Naruto...
- No tak, wiem, że go mam. Przepraszam... Ale jak on nie będzie go chciał?
- Czy ty siebie słyszysz? Szaleńczo w tobie zakochany Naruto, nie chciałby
twojego dziecka, które notabene jest również jego? Z drzewa spadłaś?
- Pewnie masz rację... Chyba za bardzo spanikowałam.
- Zdecydowanie. Zadzwoń do niego niech po ciebie przyjedzie, weźmie do domu, a
ty wszystko mu powiedz. I Hinata?
- Hmm?
- Nie martw się za bardzo, na sto procent dobrze to przyjmie. Będzie
najszczęśliwszym człowiekiem na świecie i nie omieszka ci tego powiedzieć.
Uśmiechnęła się do mnie w odpowiedzi, a ja odpowiedziałam jej równie szczerym
uśmiechem. Później wszystko szło już tylko z górki, przyjechał Naruto, chwilę
posiedzieli, później wyszli, a ja poczułam się niebywale samotna.
- Ale mam ciebie co?- szepnęłam cichutko do dziecka we mnie.
~~!~~
Wracając od ginekologa postanowiłam
wybrać się na zakupy, gdyż moja lodówka powoli, lecz nieubłaganie, zaczynała
świecić pustkami. Mechanicznie wrzucałam do koszyka warzywa i owoce, po drodze
także mleko i inne produkty. Myślałam o spotkaniu z paczką moich przyjaciół,
nie wykluczając Sasuke, nowego nabytku. Szczerze powiedziawszy myślałam głównie
o nim, do czego z trudem się przed sobą przyznawałam. Nie chciałam uzależniać
swojego życia od mężczyzny, już od małego wiedziałam, że jeśli chcę do czegoś w
życiu dojść, to muszę zrobić to sama. Owszem, posiadanie kogoś to dobra rzecz,
ale oni są zdradliwi i nie zostają wtedy, kiedy ich potrzebujesz, mogą być
tylko dodatkiem. Wszystko to do mnie docierało powoli przez kilka lat po
rozwodzie moich rodziców, ale kiedy dotarło wypaliło w sercu dziurę, tam gdzie
było miejsce na miłość dla ojca. Został tylko żal, ból i niewypowiedziane
krzywdy. Dlatego też moja mała obsesja na punkcie Sasuke zaniepokoiła mnie do
tego stopnia, że postanowiłam trzymać się od niego jak najdalej tylko się da.
Niestety, moje postanowienia w większości spełzają na niczym.
- Spóźniłaś się Saki!
- Przepraszam, zupełnie zapomniałam patrzeć na zegarek i zasiedziałam się w
domu!
- Tak, tak! Pewnie zasnęłaś bo w nocy oglądałaś telewizję.
Spojrzałam krzywo na Naruto, dobrze wiedział, że oglądanie telewizji toleruję w
naprawdę małej ilości, a jeśli już coś oglądam przywiązuję do tego mało uwagi.
Postanowiłam jednak nie odgryzać się przyjacielowi, posłałam mu tylko
ostrzegawcze spojrzenie i usiadłam ze wszystkimi. Rozejrzałam się dookoła i
nigdzie nie zauważyłam Sasuke, co niezmiernie mnie ucieszyło, a przynajmniej
właśnie próbowałam to sobie wmówić. Był za to Kiba, jak zwykle samotny i
rzucający wygłodniałe spojrzenia na każdą kobietę w odległości paru metrów,
Shikamaru, który co jakiś czas ziewał i nawet nie próbował tego zakamuflować,
Chouji jak zwykle wpychający w siebie niezdrowe żarcie, zaraz za nim Tenten i
Neji, nierozłączni od jakiegoś czasu, a konkretnie od momentu, w którym zdali
sobie sprawę, że darzą się ogromnym uczuciem. Popatrzyłam na nich z zazdrością
i przeniosłam wzrok dalej na Sai'a, też stosunkowo nowego członka naszej
dziwnej zgrai, Hinata i Naruto również blisko siebie zabawiali rozmową całą
resztę, w tym mnie.
Moje przypatrywanie się przyjaciołom przerwało nadejście Uchihy, ku mojemu
zdziwieniu z kobietą u boku, prawdopodobnie wybałuszyłam oczy jak ostatnia
kretynka jak tylko ich zobaczyłam. Szybko się opanowałam i przywdziałam,
przynajmniej taką miałam nadzieję, swój naturalny wygląd twarzy. Zdołałam się
nawet uśmiechnąć, gdy nam ją przedstawiał, miała na imię Aya, a także wtedy gdy
osadził na mnie swój badawczy wzrok. "Czego ty chcesz?", krzyczałam w
myślach, mimo to nic nie powiedziałam.
Okazało się, że towarzyszka Sasuke to jego narzeczona, córeczka jakiegoś
bogatego biznesmena. Jako, że samo nazwisko Uchiha kojarzy się od razu z wielką
rodzinną korporacją, zarabiającą masę pieniędzy, nie zdziwiło mnie, że
małżeństwo było zaaranżowane. Sam Sasuke nie poświęcał swojej "ukochanej"
więcej uwagi niż pchle, co w sumie trochę mnie ucieszyło, ponieważ kobieta nie
przypadła mi do gustu, prawdopodobnie z wzajemnością.
Jak to na spotkaniach przyjacielskich bywa, był alkohol, a raczej mnóstwo
alkoholu. Ja i Hinata grzecznie popijałyśmy soczki, reszta od razu to wyłapała
i namawiała nas na chociażby jedną kolejkę, tłumaczyli to tak długą przerwą w
naszych wypadach. Fakt, dawno ich nie widziałam.
- Hinata nie może!- wykrzyczał Naruto, już ostro napruty- Ona jest w ciąży i
nic nie pije!
Po tym wyznaniu każdy wlepił w niego wzrok, a później zaczęli im gratulować, ja
w ciszy modliłam się by ich uwaga nie zwróciła się w moją stronę. O ciąży
wiedziała tylko Hinata, Naruto, a także Kiba, reszcie bałam się wyznać, nie
chciałam ich pytań, litości i innych pierdół, chciałam być z tym jak najdłużej
możliwe, sama ze sobą.
Dlatego wzdrygnęłam się słysząc, zdradliwie przymilny ton Sasuke.
- A ty Sakura, czemu nie pijesz?
Popatrzyłam na niego spokojnie, w środku trzęsąc się z emocji.
- Ponieważ źle się czuję, nie chcę żeby przez alkohol mi się pogorszyło.
Miałam nadzieję, że uwierzy w moje małe kłamstewko, lecz gdy spojrzałam w
bezdenną ciemność jego oczu, wiedziałam, że go tym nie oszukałam. A on był
ciekawy, niech mnie cholera, był MNIE ciekawy, a to bardzo komplikowało
niektóre sprawy.
- Doprawdy?- zapytał tylko, ja za to starałam się nie skrzywić.
- Owszem.
Tutaj na moje szczęście postanowił wlepić się pijany Naruto.
- Ona ma do tego słabą głowę! Musielibyśmy się nią zajmować, pewnie chce nam
tego oszczędzić!
Wszyscy zgodnie pokiwali głowami , chciałam zapaść się pod ziemię. Czy było coś
złego w posiadaniu słabej głowy? Nie!
- Słabą głowę? Wygląda na taką.
Reszta zaczęła się śmiać i mu potakiwać, mnie nie było do śmiechu, mówił, jakby
wiedział i do tego ten niebezpieczny błysk w oku. Zdecydowanie musiałam trzymać
się z daleka, na moje szczęście miała mi w tym pomóc narzeczona niebezpiecznego
typa.
- Saaasuke! Zabierz mnie do domu! Jestem zmęczona i w ogóle.
Zirytowała tym Uchihę, który nie omieszkał jej tego powiedzieć.
- No ale Saaaasuke! Saaasuke! No weź!
Dla mnie też stawała się irytująca, gdzieś na dnie mojego serduszka zrodziła
się litość, ponieważ ten mężczyzna miał być związany z tą kobietą do końca
życia. Chwilę później sam zainteresowany zgasił to uczucie.
- Dobra, to zamknij się i idziemy.
I poszli, tyle ich widziałam. Niedługo później sama też się zebrałam, miałam
ochotę odpocząć i spędzić parę chwil samotności w zaciszu mojego mieszkania.
Miałmiał

niedziela, 17 maja 2015
środa, 13 maja 2015
[2]
-
Przepraszam cię, ale czy możesz powtórzyć? Bo chyba się przesłyszałam...
- Nie udawaj głuchej Hinata! Dobrze słyszałaś, a teraz powiedz mi co ja mm z tym zrobić!?
- Ale, ale jak to? Dzwonisz do mnie, brzmisz na przerażoną, każesz mi tu biec na złamanie karku i oznajmiasz mi że jesteś w ciąży, ale w sumie to nie jesteś pewna... A teraz na dodatek pytasz mnie co masz robić?! Skąd ja mam wiedzieć?! W ogóle czyje to dziecko?!
Zamarłam, jeśli bym jej powiedziała, nazwałaby mnie nieodpowiedzialną smarkulą, a tak bardzo nie chciałam słuchać wywodów, tak bardzo potrzebowałam, żeby ktoś mnie przytulił. Załamana schowałam twarz w dłoniach, bezgłośne prosząc bogów o litość nade mną, by cały ten bajzel okazał się być tylko snem, a raczej koszmarem.
- Sakura... Czyje to dziecko?
- ...
- Tracę cierpliwość...
- Ja... ja nie wiem Hinata.
- Że.Przepraszam.Kurwa.Co?!
- Hinata błagam, tylko bez pieprzenia! Byłam na jednej imprezie, nie pamiętam z niej praktycznie nic. Był tam jakiś facet i chyba z nim wyszłam, ale później nie wiem co się działo. Podejrzewam, nie, w sumie to teraz jestem prawie pewna, że poszliśmy kilka kroków za daleko...
- A wcześniej nie wiedziałaś? Że co?
- Obudziłam się u siebie w domu! Nic nie pamiętałam, więc nie zaprzątałam sobie tym głowy.
- Wiesz co Sakura? Ja wychodzę! Nie wiem kiedy wrócę, ale wrócę. Do tego czasu masz czekać. Jasne?
- Tak.
- Sakura?
- Hmmm?
- Robiłaś test?
- Nie...
- Dobra. Prześpij się czy coś. Ja zadzwonię do Kiby i powiem mu, że dzisiaj niestety musi radzić sobie sam. I nie dziękuj mi, nawet nie próbuj!
Trzasnęła drzwiami, a ja siedziałam skamieniała na kanapie w saloniku. Wyłamywałam sobie palce i myślałam co mam teraz robić. Jeżeli byłam w ciąży, a to było prawie pewne, to mogłam urodzić to dziecko, możliwe nawet, że byłabym w stanie je pokochać, ale jak miałabym mu kiedykolwiek wytłumaczyć brak ojca... Powolutku zaczęła mnie boleć głowa, zmęczenie, stres i dość zaskakujące spekulacje na temat mojego domniemanego błogosławionego stanu sprawiały, że opadałam z sił. Spanie na niewygodnej kanapie, nie było szczytem moich marzeń, więc przeniosłam się do sypialni. Nie musiałam długo czekać na kojący sen, w którym zmartwienia nie istniały, była tylko miłość.
~~!~~
- SAKURA!!! Halo!? Jesteś tam?!
Otworzyłam oczy i znów powróciły do mnie nieprzyjemne, dołujące uczucia. Złapałam poduszkę i przykryłam nią głowę, by nic nie słyszeć, by jeszcze chwilkę nic nie robić.
- Saki? Śpisz?
-Nie.
- To świetnie! Chodź ze mną, zrobiłam kolację.
Zerwałam się z łóżka i złapałam Hinatę za rękę.
- Kolację?
- No, kolację. Wiesz to ludzie jedzą pod wieczór, jak są głodni i
- Wiem co to kolacja! Nie drażnij się ze mną!
- Gdzież bym śmiała...
- Hinata! Już tak późno? Która godzina?
Obróciłam się i spojrzałam na zegar, który dumnie wyświetlał godzinę dwudziestą.
- Jasny gwint... Od kiedy tu jesteś?
- Z jakieś dwie godziny?
- Czemu mnie nie obudziłaś?
- Uwierz mi, próbowałam... Niestety nie dałam rady...
- Oh!...
Znowu patrzyłam na jej plecy, nie za bardzo wiedząc co robić. Spałam tyle czasu... fakt, byłam wypoczęta i nawet lepiej mi się myślało, ale jakoś tak nie mogłam w to uwierzyć. Zazwyczaj potrzebowałam naprawdę małej dawki snu, by móc normalnie funkcjonować.
- Idziesz?
Głos Hinaty wyrwał mnie z burzy myśli, a ja, jakby ciągnięta przez niewidzialną nić, podążyłam za głosem przyjaciółki.
Zbierałam naczynia z zamiarem włożenia ich do zlewu, ale ręka Hinaty mnie powstrzymała.
- To może poczekać. Chodź, coś ci kupiłam.
Nie wiedząc, co też mogła mi kupić udałam się za nią do salonu. Patrzyłam jak zawzięcie grzebie w swojej torebce i zachodziłam w głowę, czegóż ona tam szuka. Po chwili wyciągała ku mnie rękę, trzymając coś w dłoni.
- Co to?
- Co to, co to?!- przedrzeźniała mnie- Sprawdź sama, skoro jeszcze się nie domyślasz. Ostatnio naprawdę wolno myślisz...
- No wiesz...
Tylko udawałam oburzoną, wiedziałam iż ostatnio nie byłam najlepszym człowiekiem w pożyciu, ciągle odlatywałam gdzieś myślami. Bywały chwile, w których się nie poznawałam i napawało mnie to lękiem.
Postanowiłam zobaczyć, co też przyjaciółka przywlokła ze sobą. Rozwinęłam reklamówkę i wyjęłam pudełko, był to test. Spojrzałam na nią zlękniona, a ona spokojnie kiwnęła głową.
- Jestem z tobą Saki, cokolwiek by się nie działo. Pamiętasz?
Zalała mnie fala ulgi, a niechciane i niekontrolowane łzy napłynęły mi do oczu. Ona zawsze była ze mną, tak jak ja zawsze byłam z nią, mogłyśmy na siebie liczyć ponieważ byłyśmy dla siebie prawie jak siostry.
- Dziękuję Hinata, to wiele dla mnie znaczy.
- Tak, tak, wiem. A teraz biegiem, nie każ mi dłużej trwać w tej niepewności.
- Yhm. Zaraz wracam Hina.
Gdy wróciłam do niej zerwała się z miejsca podbiegła do mnie i przytuliła z całej siły, już wiedziała, nie musiałam nic mówić, wyczytała to z mojej twarzy.
- Czyli jednak co?...- doszedł do mnie jej zduszony szept.
- Najwyraźniej.
- Nie martw się, razem damy sobie radę.
~~!~~
Gdy oznajmiłam Kibie, że oczekuję dziecka był w szoku, ale od razu zauważyłam zmiany w jego zachowaniu. Zmniejszyły się godziny mojej pracy, a nawet obowiązków w niej ubyło, sam Inuzuka stał się bardziej potulny i miły, jakbym była co najmniej umierająca i to w sumie, najbardziej mnie irytowało.
- Haruno! Nie przemęczaj się! Ja tu posprzątam, ty idź do domu czy coś.
- Dam sobie radę...
- Ale jesteś przecież
- Tak jestem! Ale to nie znaczy, że nie mam rąk, nóg czy mózgu! A już na pewno nie pozbawia mnie to siły i chęci do pracy! Więc błagam cię, daj mi spokój! Jeśli będę przemęczona, dowiesz się jako pierwszy!
- Zaczynają puszczać jej nerwy. Ta ciąża to jednak diabelski wynalazek...
- Całe szczęście, że przed nami jeszcze tylko z pięć miesięcy mordęgi.
- Chciałaś chyba powiedzieć, AŻ PIĘĆ MIESIĘCY, Hinatko.
- HALO! Ja was słyszę! Jestem tutaj!
- Wiemy, wiemy. Wracajmy do pracy, zaraz zamykamy.
Przetarłam czoło wierzchem dłoni, trochę szybciej się męczyłam, ale sam mój stan nie był uciążliwy. Zaskakiwałam samą siebie coraz większą radością w związku z pociechą, rosnącą w moim brzuchu, a także miłością, którą zaczęłam ją darzyć. Minęły tylko trzy miesiące, odkąd dowiedziałam się o ciąży, a szczęście ciągle wzrastało i wylewało się ze mnie. Niestety częściej i szybciej się irytowałam, co było zaskakującą zmianą, do której ludzie z mojego otoczenia szybko przywykli.
- Sakura, chodź już. Zaraz wpadnie Naruto. Dzwonił do mnie podekscytowany, bo spotkał swojego przyjaciela z piaskownicy i koniecznie chce, żebym go poznała.
Za każdym razem, gdy mówiła o swoim mężu, na jej twarz wypełzał czuły uśmiech, a oczy nabierały wyrazu rozmarzenia. Nie było wątpliwości jak bardzo Hinata kocha i uwielbia nader roztrzepanego, ale jakże słodkiego w czynach Naruto. Zazdrościłam jej tego momentami tak bardzo, że musiałam karcić się w myślach za swoje mroczne myśli, które potęgował fakt równego uwielbienia na twarzy blondyna, za każdym razem kiedy patrzył na moją przyjaciółkę.
"Gdyby tylko mnie, ktoś kiedyś pokochał chociaż troszkę", myślałam i smuciłam się jednocześnie, by później podnieść się na duchu myślami o dziecku, które będzie tylko moje, moje i ukochane.
- HINATAAA!
Od razu poszła by uciszyć ukochanego, a ja nie widząc innego wyjścia poszłam za nią. Przeszłam przez drzwi i zobaczyłam Naruto, który na mój widok ożywił się jeszcze bardziej.
- Sakura!
- Tak, to ja, we własnej osobie- odpowiedziałam zgryźliwie, jednak nic nie było w stanie zrazić tego człowieka.
- Poznajcie mojego starego przyjaciela!- odsunął się nieznacznie i wypchnął tamtego- To jest Sasuke Uchiha! Razem budowaliśmy twierdzę, czarowaliśmy i robiliśmy na złość każdej napotkanej dziewczynie! Oczywiście w latach młodości!
- Dałbyś mi dojść do głosu, młotku.
- Ej. ej, ej! Nie przezywaj mnie!
Już chciałam zareagować, bo znając Naruto zacząłby się wykłócać i niepotrzebnie wytrząsać swoje racje. Ubiegła mnie Hinata, która znając go doskonale, szybko się wtrąciła.
- Jestem Hinata, bardzo miło mi cię poznać. A to Sakura- i tu ręką wskazała na mnie.
Wyciągnęłam ku niemu dłoń i delikatnie się uśmiechnęłam, nie mogłam pozbyć się wrażenia, że skądś go znam. Szybko przestałam o tym myśleć, gdy zobaczyłam jego delikatny, prawie nieistniejący uśmiech, zaczęłam topić się w środku. Opanowałam się i zaproponowałam wyjście na miasto, by coś zjeść i lepiej się poznać.
- Nie udawaj głuchej Hinata! Dobrze słyszałaś, a teraz powiedz mi co ja mm z tym zrobić!?
- Ale, ale jak to? Dzwonisz do mnie, brzmisz na przerażoną, każesz mi tu biec na złamanie karku i oznajmiasz mi że jesteś w ciąży, ale w sumie to nie jesteś pewna... A teraz na dodatek pytasz mnie co masz robić?! Skąd ja mam wiedzieć?! W ogóle czyje to dziecko?!
Zamarłam, jeśli bym jej powiedziała, nazwałaby mnie nieodpowiedzialną smarkulą, a tak bardzo nie chciałam słuchać wywodów, tak bardzo potrzebowałam, żeby ktoś mnie przytulił. Załamana schowałam twarz w dłoniach, bezgłośne prosząc bogów o litość nade mną, by cały ten bajzel okazał się być tylko snem, a raczej koszmarem.
- Sakura... Czyje to dziecko?
- ...
- Tracę cierpliwość...
- Ja... ja nie wiem Hinata.
- Że.Przepraszam.Kurwa.Co?!
- Hinata błagam, tylko bez pieprzenia! Byłam na jednej imprezie, nie pamiętam z niej praktycznie nic. Był tam jakiś facet i chyba z nim wyszłam, ale później nie wiem co się działo. Podejrzewam, nie, w sumie to teraz jestem prawie pewna, że poszliśmy kilka kroków za daleko...
- A wcześniej nie wiedziałaś? Że co?
- Obudziłam się u siebie w domu! Nic nie pamiętałam, więc nie zaprzątałam sobie tym głowy.
- Wiesz co Sakura? Ja wychodzę! Nie wiem kiedy wrócę, ale wrócę. Do tego czasu masz czekać. Jasne?
- Tak.
- Sakura?
- Hmmm?
- Robiłaś test?
- Nie...
- Dobra. Prześpij się czy coś. Ja zadzwonię do Kiby i powiem mu, że dzisiaj niestety musi radzić sobie sam. I nie dziękuj mi, nawet nie próbuj!
Trzasnęła drzwiami, a ja siedziałam skamieniała na kanapie w saloniku. Wyłamywałam sobie palce i myślałam co mam teraz robić. Jeżeli byłam w ciąży, a to było prawie pewne, to mogłam urodzić to dziecko, możliwe nawet, że byłabym w stanie je pokochać, ale jak miałabym mu kiedykolwiek wytłumaczyć brak ojca... Powolutku zaczęła mnie boleć głowa, zmęczenie, stres i dość zaskakujące spekulacje na temat mojego domniemanego błogosławionego stanu sprawiały, że opadałam z sił. Spanie na niewygodnej kanapie, nie było szczytem moich marzeń, więc przeniosłam się do sypialni. Nie musiałam długo czekać na kojący sen, w którym zmartwienia nie istniały, była tylko miłość.
~~!~~
- SAKURA!!! Halo!? Jesteś tam?!
Otworzyłam oczy i znów powróciły do mnie nieprzyjemne, dołujące uczucia. Złapałam poduszkę i przykryłam nią głowę, by nic nie słyszeć, by jeszcze chwilkę nic nie robić.
- Saki? Śpisz?
-Nie.
- To świetnie! Chodź ze mną, zrobiłam kolację.
Zerwałam się z łóżka i złapałam Hinatę za rękę.
- Kolację?
- No, kolację. Wiesz to ludzie jedzą pod wieczór, jak są głodni i
- Wiem co to kolacja! Nie drażnij się ze mną!
- Gdzież bym śmiała...
- Hinata! Już tak późno? Która godzina?
Obróciłam się i spojrzałam na zegar, który dumnie wyświetlał godzinę dwudziestą.
- Jasny gwint... Od kiedy tu jesteś?
- Z jakieś dwie godziny?
- Czemu mnie nie obudziłaś?
- Uwierz mi, próbowałam... Niestety nie dałam rady...
- Oh!...
Znowu patrzyłam na jej plecy, nie za bardzo wiedząc co robić. Spałam tyle czasu... fakt, byłam wypoczęta i nawet lepiej mi się myślało, ale jakoś tak nie mogłam w to uwierzyć. Zazwyczaj potrzebowałam naprawdę małej dawki snu, by móc normalnie funkcjonować.
- Idziesz?
Głos Hinaty wyrwał mnie z burzy myśli, a ja, jakby ciągnięta przez niewidzialną nić, podążyłam za głosem przyjaciółki.
Zbierałam naczynia z zamiarem włożenia ich do zlewu, ale ręka Hinaty mnie powstrzymała.
- To może poczekać. Chodź, coś ci kupiłam.
Nie wiedząc, co też mogła mi kupić udałam się za nią do salonu. Patrzyłam jak zawzięcie grzebie w swojej torebce i zachodziłam w głowę, czegóż ona tam szuka. Po chwili wyciągała ku mnie rękę, trzymając coś w dłoni.
- Co to?
- Co to, co to?!- przedrzeźniała mnie- Sprawdź sama, skoro jeszcze się nie domyślasz. Ostatnio naprawdę wolno myślisz...
- No wiesz...
Tylko udawałam oburzoną, wiedziałam iż ostatnio nie byłam najlepszym człowiekiem w pożyciu, ciągle odlatywałam gdzieś myślami. Bywały chwile, w których się nie poznawałam i napawało mnie to lękiem.
Postanowiłam zobaczyć, co też przyjaciółka przywlokła ze sobą. Rozwinęłam reklamówkę i wyjęłam pudełko, był to test. Spojrzałam na nią zlękniona, a ona spokojnie kiwnęła głową.
- Jestem z tobą Saki, cokolwiek by się nie działo. Pamiętasz?
Zalała mnie fala ulgi, a niechciane i niekontrolowane łzy napłynęły mi do oczu. Ona zawsze była ze mną, tak jak ja zawsze byłam z nią, mogłyśmy na siebie liczyć ponieważ byłyśmy dla siebie prawie jak siostry.
- Dziękuję Hinata, to wiele dla mnie znaczy.
- Tak, tak, wiem. A teraz biegiem, nie każ mi dłużej trwać w tej niepewności.
- Yhm. Zaraz wracam Hina.
Gdy wróciłam do niej zerwała się z miejsca podbiegła do mnie i przytuliła z całej siły, już wiedziała, nie musiałam nic mówić, wyczytała to z mojej twarzy.
- Czyli jednak co?...- doszedł do mnie jej zduszony szept.
- Najwyraźniej.
- Nie martw się, razem damy sobie radę.
~~!~~
Gdy oznajmiłam Kibie, że oczekuję dziecka był w szoku, ale od razu zauważyłam zmiany w jego zachowaniu. Zmniejszyły się godziny mojej pracy, a nawet obowiązków w niej ubyło, sam Inuzuka stał się bardziej potulny i miły, jakbym była co najmniej umierająca i to w sumie, najbardziej mnie irytowało.
- Haruno! Nie przemęczaj się! Ja tu posprzątam, ty idź do domu czy coś.
- Dam sobie radę...
- Ale jesteś przecież
- Tak jestem! Ale to nie znaczy, że nie mam rąk, nóg czy mózgu! A już na pewno nie pozbawia mnie to siły i chęci do pracy! Więc błagam cię, daj mi spokój! Jeśli będę przemęczona, dowiesz się jako pierwszy!
- Zaczynają puszczać jej nerwy. Ta ciąża to jednak diabelski wynalazek...
- Całe szczęście, że przed nami jeszcze tylko z pięć miesięcy mordęgi.
- Chciałaś chyba powiedzieć, AŻ PIĘĆ MIESIĘCY, Hinatko.
- HALO! Ja was słyszę! Jestem tutaj!
- Wiemy, wiemy. Wracajmy do pracy, zaraz zamykamy.
Przetarłam czoło wierzchem dłoni, trochę szybciej się męczyłam, ale sam mój stan nie był uciążliwy. Zaskakiwałam samą siebie coraz większą radością w związku z pociechą, rosnącą w moim brzuchu, a także miłością, którą zaczęłam ją darzyć. Minęły tylko trzy miesiące, odkąd dowiedziałam się o ciąży, a szczęście ciągle wzrastało i wylewało się ze mnie. Niestety częściej i szybciej się irytowałam, co było zaskakującą zmianą, do której ludzie z mojego otoczenia szybko przywykli.
- Sakura, chodź już. Zaraz wpadnie Naruto. Dzwonił do mnie podekscytowany, bo spotkał swojego przyjaciela z piaskownicy i koniecznie chce, żebym go poznała.
Za każdym razem, gdy mówiła o swoim mężu, na jej twarz wypełzał czuły uśmiech, a oczy nabierały wyrazu rozmarzenia. Nie było wątpliwości jak bardzo Hinata kocha i uwielbia nader roztrzepanego, ale jakże słodkiego w czynach Naruto. Zazdrościłam jej tego momentami tak bardzo, że musiałam karcić się w myślach za swoje mroczne myśli, które potęgował fakt równego uwielbienia na twarzy blondyna, za każdym razem kiedy patrzył na moją przyjaciółkę.
"Gdyby tylko mnie, ktoś kiedyś pokochał chociaż troszkę", myślałam i smuciłam się jednocześnie, by później podnieść się na duchu myślami o dziecku, które będzie tylko moje, moje i ukochane.
- HINATAAA!
Od razu poszła by uciszyć ukochanego, a ja nie widząc innego wyjścia poszłam za nią. Przeszłam przez drzwi i zobaczyłam Naruto, który na mój widok ożywił się jeszcze bardziej.
- Sakura!
- Tak, to ja, we własnej osobie- odpowiedziałam zgryźliwie, jednak nic nie było w stanie zrazić tego człowieka.
- Poznajcie mojego starego przyjaciela!- odsunął się nieznacznie i wypchnął tamtego- To jest Sasuke Uchiha! Razem budowaliśmy twierdzę, czarowaliśmy i robiliśmy na złość każdej napotkanej dziewczynie! Oczywiście w latach młodości!
- Dałbyś mi dojść do głosu, młotku.
- Ej. ej, ej! Nie przezywaj mnie!
Już chciałam zareagować, bo znając Naruto zacząłby się wykłócać i niepotrzebnie wytrząsać swoje racje. Ubiegła mnie Hinata, która znając go doskonale, szybko się wtrąciła.
- Jestem Hinata, bardzo miło mi cię poznać. A to Sakura- i tu ręką wskazała na mnie.
Wyciągnęłam ku niemu dłoń i delikatnie się uśmiechnęłam, nie mogłam pozbyć się wrażenia, że skądś go znam. Szybko przestałam o tym myśleć, gdy zobaczyłam jego delikatny, prawie nieistniejący uśmiech, zaczęłam topić się w środku. Opanowałam się i zaproponowałam wyjście na miasto, by coś zjeść i lepiej się poznać.
niedziela, 10 maja 2015
[1]
Od kilku dni czułam się jak gówno, wcześniej nie było
lepiej, ale dało się wytrzymać. Od samego rana nudności, a w mojej głowie
pytanie: "Co ja takiego zjadłam?". Odpowiedzi nie dostałam, a ze
mną coraz gorzej. Pójście do pracy, było ostatnim pomysłem na jaki wpadłam, ale
także moim priorytetem więc poszłam i rugałam się w głowie za swoją głupotę.
- Spóźniona Haruno! Niedługo chyba potrącę ci z pensji za takie wybryki. W ostatnim tygodniu zdarzają ci się coraz częściej!
Puściłam tę uwagę mimo uszu, mój szef jak zwykle próbował być zabawny na siłę i nijak mu to nie wychodziło. Odłożyłam torbę i letni płaszcz do szafy, przebrałam się i ruszyłam do pracy. Byłam weterynarzem w małej klinice razem z moją najbliższą przyjaciółką Hinatą, no i naszym szefem Kibą Inuzuka. On założył i prowadzi klinikę, a że woli bardziej domowe warunki jesteśmy tylko we trójkę bez żadnego zamieszania.
Przeszłam na tyły budynku gdzie mieliśmy miejsca dla naszych podopiecznych, którzy musieli zostać na dłużej, nakarmiłam zwierzaki, pozmieniałam opatrunki i jak na zawołanie nudności nasiliły się tak mocno, że na złamanie karku biegłam do toalety.
- No cóż Haruno, nie wiedziałem, że masz takie słabe nerwy, a także żołądek.
Podskoczyłam zaskoczona, delikatnie odwróciłam głowę i przeklęłam ze złością w myślach. Nie zdążyłam zamknąć za sobą drzwi, w których teraz zadowolony z siebie stał Kiba, któremu jak tylko mnie ujrzał, zrzedła mina.
- Dobrze się czujesz?
- Wyśmienicie, jak widać- wycedziłam coraz bardziej wściekła.
- No, daj spokój, nie gniewaj się. Co ci jest?
- Nic takiego, pewnie zjadłam coś co mi zaszkodziło.
- Rozumiem... Będziesz jeszcze wymiotować?
Pokręciłam głową zbyt zmęczona żeby odpowiadać i z zainteresowaniem obserwowałam poczynania szefa. Po chwili dzierżyłam w ręce szklankę a on delikatnie stawiał mnie na nogi. Wdzięczna posłałam mu delikatny uśmiech.
- Nie szczerz się jak głupia tylko przepłucz usta i ogarnij się. Nie płacę ci przecież za nic nie robienie! Jeśli nadal będziesz źle się czuła to wypadasz do domu i nie chcę słyszeć sprzeciwu! A, no i jeszcze jedno, podziękujesz później- wychodząc puścił mi oczko.
Zrezygnowana pokręciłam tylko głową. Podeszłam do umywalki i spojrzałam na małe lusterko, które nad nią wisiało, wyglądałam koszmarnie! Jeszcze bardziej podbita odstawiłam szklankę, puściłam wodę i przemyłam twarz, troszkę mi się polepszyło. Po kilku głębszych oddechach wyszłam z łazienki i skierowałam się w stronę rozhisteryzowanego głosu jakieś kobiety, której piesek robi niezdrową kupkę. Wiedziałam także, że uratuję przed nią Kibę, który z takimi kobietami sobie po prostu nie radził.
Wychodząc z pracy byłam tak zmęczona, że słaniałam się na nogach. Tłumaczenie godzinami, że wystarczy tylko troszkę zmniejszyć dawki jedzenia, albo coś usunąć z diety zwierzęcia, by poczuło się lepiej, a także badania i wiele, wiele innych, to dość męczące i żmudne zajęcie.
Do domu dotarłam w miarę szybko i tak jak stałam, walnęłam się na łóżko i najzwyczajniej w świecie zasnęłam.
~~!~~
- Spóźniona Haruno! Niedługo chyba potrącę ci z pensji za takie wybryki. W ostatnim tygodniu zdarzają ci się coraz częściej!
Puściłam tę uwagę mimo uszu, mój szef jak zwykle próbował być zabawny na siłę i nijak mu to nie wychodziło. Odłożyłam torbę i letni płaszcz do szafy, przebrałam się i ruszyłam do pracy. Byłam weterynarzem w małej klinice razem z moją najbliższą przyjaciółką Hinatą, no i naszym szefem Kibą Inuzuka. On założył i prowadzi klinikę, a że woli bardziej domowe warunki jesteśmy tylko we trójkę bez żadnego zamieszania.
Przeszłam na tyły budynku gdzie mieliśmy miejsca dla naszych podopiecznych, którzy musieli zostać na dłużej, nakarmiłam zwierzaki, pozmieniałam opatrunki i jak na zawołanie nudności nasiliły się tak mocno, że na złamanie karku biegłam do toalety.
- No cóż Haruno, nie wiedziałem, że masz takie słabe nerwy, a także żołądek.
Podskoczyłam zaskoczona, delikatnie odwróciłam głowę i przeklęłam ze złością w myślach. Nie zdążyłam zamknąć za sobą drzwi, w których teraz zadowolony z siebie stał Kiba, któremu jak tylko mnie ujrzał, zrzedła mina.
- Dobrze się czujesz?
- Wyśmienicie, jak widać- wycedziłam coraz bardziej wściekła.
- No, daj spokój, nie gniewaj się. Co ci jest?
- Nic takiego, pewnie zjadłam coś co mi zaszkodziło.
- Rozumiem... Będziesz jeszcze wymiotować?
Pokręciłam głową zbyt zmęczona żeby odpowiadać i z zainteresowaniem obserwowałam poczynania szefa. Po chwili dzierżyłam w ręce szklankę a on delikatnie stawiał mnie na nogi. Wdzięczna posłałam mu delikatny uśmiech.
- Nie szczerz się jak głupia tylko przepłucz usta i ogarnij się. Nie płacę ci przecież za nic nie robienie! Jeśli nadal będziesz źle się czuła to wypadasz do domu i nie chcę słyszeć sprzeciwu! A, no i jeszcze jedno, podziękujesz później- wychodząc puścił mi oczko.
Zrezygnowana pokręciłam tylko głową. Podeszłam do umywalki i spojrzałam na małe lusterko, które nad nią wisiało, wyglądałam koszmarnie! Jeszcze bardziej podbita odstawiłam szklankę, puściłam wodę i przemyłam twarz, troszkę mi się polepszyło. Po kilku głębszych oddechach wyszłam z łazienki i skierowałam się w stronę rozhisteryzowanego głosu jakieś kobiety, której piesek robi niezdrową kupkę. Wiedziałam także, że uratuję przed nią Kibę, który z takimi kobietami sobie po prostu nie radził.
Wychodząc z pracy byłam tak zmęczona, że słaniałam się na nogach. Tłumaczenie godzinami, że wystarczy tylko troszkę zmniejszyć dawki jedzenia, albo coś usunąć z diety zwierzęcia, by poczuło się lepiej, a także badania i wiele, wiele innych, to dość męczące i żmudne zajęcie.
Do domu dotarłam w miarę szybko i tak jak stałam, walnęłam się na łóżko i najzwyczajniej w świecie zasnęłam.
~~!~~
Głośne wycie budzika, nieproszone wdarło się do moich uszu i od razu postawiło na nogi. Na moje nieszczęście, zmiana położenia w tak szybkim tempie nie spodobała się żołądkowi i po raz kolejny biegłam do toalety.
- Za jakie grzechy?
Miałam ochotę spędzić tu cały dzień, w końcu miałam wolne i nie musiałam się nigdzie ruszać, ale ktoś miał inne plany i dobijał się do moich drzwi. Zrezygnowana powoli podniosłam się na nogi, a później przebierając nimi szłam otworzyć.
- Już idę!
Nawet krzyk z moich ust nie brzmiał przekonująco, jakbym miała czas i chęci to nawet bym się załamała.
Osobnik za drzwiami najwyraźniej usłyszał mnie i się uspokoił, bo nikt już nie walił w drzwi jak oszalały. Popatrzyłam przez judasza któż to mnie odwiedził i zdębiałam, za moimi drzwiami stał Naruto, mąż mojej kochanej Hinatki. Otworzyłam drzwi i palnęłam jak zwykle:
- A ty co tutaj robisz?
- Jak to co ja tutaj robię?
Cwaniaczek jeszcze śmiał wyglądać na zranionego.
- Dobijasz się jakby ktoś umarł i to z samego rana!
- Oj, bo się wystraszyłem jak nie odpowiedziałaś na początku, poza tym Hinata wspominała mi, że wczoraj wyglądałaś jak nieszczęście i w ogóle. A tak na marginesie to według mnie wyglądasz dziś jeszcze gorzej.
- I tak właśnie się czuję. Czego chcesz?
- Może mnie wpuścisz?
- Szczerze powiedziawszy nie mam siły na twoje odwiedziny, chciałabym odpocząć więc może już pójdziesz?
- Eh, z tobą i tak nie wygram. Ale żeby nie było! Byłem tutaj! A! No i dzwoń jakby coś się działo, Hinata bardzo się martwi!
- Dobrze!... Naruto!?
- Tak?
- Dziękuję!
Jak zwykle odpowiedział tym swoim wielkim uśmiechem. Całe życie wieczny optymista, nie zawsze potrafiłam go zrozumieć, za to bardzo często mnie irytował.
Hinatę poznałam jako kilkuletnia dziewczynka, mieszkałyśmy blisko siebie, a że obie byłyśmy nieśmiałe i zazwyczaj na uboczu, jakimś cudem się zakolegowałyśmy. Razem z nami była jeszcze Ino, ale ona wyjechała za granicę w poszukiwaniu miłości i od czasu do czasu wysyła e-mail, bądź też czasem kartkę. Z nas trzech Ino miała najwięcej niespożytej energii, którą gdzieś musiała wyładowywać. Gdy skończyłyśmy po 16 lat dołączył do nas Naruto i od tamtego czasu nasza paczka stale się powiększała. Za każdym razem, gdy myślałam o przeszłości moje serce nieznacznie się zaciskało, tak bardzo chciałabym być młoda i nie żyć na własną rękę, wtedy problemy są mniejsze, a człowiek żyje tylko zabawą i czasami nauką.
Westchnęłam delikatnie i odpędziłam od siebie nieprzyjemne myśli, po czym uśmiechnęłam się delikatnie. "Nie takie do końca nieprzyjemne".
- No dobra! Koniec opierdzielania! I w sumie... czemu ja gadam sama do siebie?
Kręcąc głową i śmiejąc się z siebie poszłam do kuchni i nastawiłam wodę na herbatę, moje myśli błądziły swobodnie, nudności minęły, a mnie naszła ochota na kąpiel. Nie myśląc wiele zagarnęłam kubek z napojem, po drodze wzięłam jakieś romansidło i wsunęłam się do wanny wzdychając z zadowolenia.
Po długim czasie i prawie całej przeczytanej książce, wyskoczyłam z wanny wściekła na główną bohaterkę, za jej głupotę. Wycierałam się szybko i chaotycznie, nie patrząc co robię weszłam do pokoju i rzuciłam ją byle jak najdalej od siebie. Odbiła się od ściany zrzucając kalendarz i wydając głuchy odgłos, a ja patrzyłam jak zaczarowana. Skąd się wzięła ta wściekłość? Przecież to była tylko fikcja, a ja od razu rzucałam nią z całej siły. Podniosłam ją razem z kalendarzem zasmucona własną reakcją, ciągle zastanawiając się, co ja też najlepszego wyczyniam i zamarłam.
- Kalendarz.
Przerażenie wdarło się w mój umysł i serce, zaczęłam liczyć, a później znowu i znowu, i tak w kółko. Już wiedziałam co mi jest. Znalazłam odpowiedź.
- Jasna cholera.
[0]
Głośna muzyka raniła moje uszy i sprawiała, że wszystko było takie nierealne, no, alkohol pewnie też miał w tym swój udział, ale to nie było dla mnie ważne. W tamtym momencie liczyła się tylko zabawa i moje rozkołysane ciało obijające się o innych. Co jakiś czas ktoś potrącał mnie za mocno i od razu łapał, przepraszał, ale to też działo się jakby za mgłą. Byłam pijana i w jakimś sensie szczęśliwa. Więc, gdy ktoś wziął mnie w ramiona i zaczął całować zareagowałam tak optymistycznie, jak może tylko osoba pod wpływem. Z namiętnością oddawałam pocałunki i tańczyłam z nim. Mężczyzna był przystojny, z kategorii tych co nadają się na okładkę, wyglądał nieziemsko i najwidoczniej tak jak ja, przyszedł się zabawić. Gdy pociągnął mnie za sobą do wyjścia nawet nie pisnęłam, żeby mnie zostawił, jakby śmiał pewnie krzyczałabym żeby zabrał mnie ze sobą. On wziął mnie i dalej nic już nie pamiętam, mój film się urwał.
Słowo ode mnie:
Nie jest to kontynuacja poprzedniego opowiadania, jest to krótki przerywnik, gdyż ponieważ nie mam zielonego pojęcia jak kontynuować.
Subskrybuj:
Posty (Atom)