Dni
mijały spokojnie, nic mnie nie martwiło, Sarada rosła w oczach, a Sasuke nie
zaprzątał moich myśli. No dobrze, zaprzątał, ale mniej, dużo mniej. I gdy
myślałam już, że o mnie zapomniał, że wybrał inną kobietę, on znów się zjawił,
niespodziewany.
I kolejny raz siedział na mojej starej kanapie, jakby bardziej do niej pasując,
jakby coś się zmieniło od ostatniego razu. Na twarzy miał wymalowaną zaciętość,
więc od razu wiedziałam, że się nie poddał, sama nie wiedząc, czy się cieszyć,
czy smucić. Ten mężczyzna był nieprzewidywalny. Kompletnie. Nawet trochę
szalony w swej nieprzewidywalności.
Przewidziałam tylko jedno, a było to pytanie, które wyszło z jego ust, kiedy
postawiłam przed nim kubek, pełen gorącej herbaty.
- Kto jest ojcem Sarady? Czy to przez niego, nie chcesz za mnie wyjść?
Co innego spodziewać się pytania, co innego usłyszeć je. Gdybym powiedziała, że
skamieniałam, skłamałabym, ja zmieniłam się w sopel lodu. Co odpowiedzieć?
Prawda, którą skrzętnie ukrywałam, mogła zostać już dawno odkryta, chociaż może
wszystko chciał usłyszeć ode mnie. Ale kto go tam wiedział? Nikt, dosłownie
nikt, nie znał Sasuke. Nawet Naruto, który nazywał się jego najlepszym
przyjacielem, często ni e mógł go rozgryźć. Co dopiero ja, ta która nigdy nie
dotarła nawet do poziomu koleżeństwa. Chociaż, gdyby wziąć pod uwagę propozycję
małżeństwa, to może nawet jesteśmy bliżej, niż myślałam.
- Sakura, odpowiesz mi?
- Czekaj, myślę, co też mam ci powiedzieć...
- Najlepiej prawdę.
Spojrzałam na niego jak na idiotę. W końcu nawet ja nie znam całej prawdy, a
gdy powiem mu to co wiem, nie uwierzy mi. Albo co gorsza uwierzy i nie będzie
chciał znać takiej ladacznicy jak ja. Lecz, czy można mnie tak nazwać?
Zazwyczaj się tak nie zachowuję... Wtedy, kiedy do tego doszło, miałam gorszy
dzień, dużo gorszy dzień. I tyle. Ale patrząc na niego, wiedziałam, że nie
zrozumie.
Mówiąc mu tę prawdę, odstraszę go. Moje serce zabolało, zignorowałam je, jak
zwykle.
Przecież o to mi chodzi, by go zniechęcić, w końcu wcale go nie chcę. Bo nie
chcę, prawda?
Nie wiedziałam.
- Więc chcesz prawdy?
Kiwnął tylko głową, jakby nie chcąc marnować słów.
- W takim razie proszę bardzo, Panie Uchiha.
Poszłam po Saradę, która była moją jedyną podporą i, gdy już miałam ją na
rękach, spokojnie usiadłam na przeciwko niego i zaczęłam.
Cały czas uważnie obserwowałam jego twarz, nie chcąc stracić żadnej ze zmian,
które na niej zachodziły. Widziałam tam obojętność, niedowierzanie, zmieszanie,
a nawet złość, nie było jednak obrzydzenia, czy też pogardy, to mnie
zastanawiało. Co też tam sobie myślisz, mój drogi? Co siedzi w twojej głowie,
czego nie chcesz mi ukazać?
Kiedy skończyłam, on dopił herbatę, pomilczał przez chwilę, kalkulując i
powtarzając zapewne usłyszane informacje. Ja za to siedziałam, cały czas nie
spuszczając go z oka, nie chcąc tracić nic, prawie jakbym oglądała bardzo
interesujący film.
- Więc mówisz mi, że musiałaś upić się, bo byłaś smutna i przespałaś się z
kimś, kogo teraz nawet nie pamiętasz? Ty na prawdę jesteś idiotką.
Co też on nie powie?! Proszę państwa! Drogi nam wszystkim Sasuke Uchiha jednak
myśli!
Wiedziałam, że zgryźliwe myśli nic nie dadzą, ale nie mogłam się powstrzymać.
Za każdym razem, kiedy się widzimy, on wyzywa mnie od idiotki. Już nie wiem,
czy serio jestem idiotką, czy też mówi to, bym zaczęła wierzyć, że nią jestem.
- No cóż, dziękuję, że odpowiedziałaś na moje pytanie. Ale mam jeszcze jedno.
Już się bałam.
- Skoro nie masz mężczyzny, nic nie stoi na przeszkodzie, więc czemu nie?
Od razu wiedziałam iż pije do naszego domniemanego małżeństwa.
- Teraz chcę całą siebie poświęcić dziecku.
- Rozumiem to doskonale, ale ona będzie potrzebowała ojca.
- I ty mógłbyś nim zostać?
- Dlaczego nie?
Roześmiałam się. On autentycznie wierzył w to co mówił, tylko był jeden mały
problem, ja w to w ogóle nie wierzyłam.
- Wybacz mi Sasuke, ale nie. I będę ci odmawiać tyle razy, ile razy jeszcze o
to zapytasz.
- Nie mogę cię zrozumieć.
- I wcale nie musisz. Ja wiem dlaczego nie chcę za ciebie wyjść, to mi
wystarcza.
- Ja też chciałbym to wiedzieć. Może wtedy dałbym ci spokój.
- Nie wierzę ci Sasuke, nie wierzę w żadne słowo, które pada z twoich ust w tym
momencie.
- I wcale nie musisz.- przedrzeźniał mnie, sukinsyn- Chciałbym tylko byś podała
mi dobry powód, dla którego odrzucasz moją propozycję.
- Skoro musisz... Bo nie ma w tym miłości, właśnie dlatego.
- Po tym, jak zrobiłaś dziecko z obcym mężczyzną, którego de facto, nawet nie
pamiętasz, dalej mówisz o miłości?
- Nie wolno mi? Tylko przez jedną głupotę, nie mogę liczyć na miłość?
- Nie o to mi chodziło, więc nie odbieraj moich słów w ten sposób proszę.
- A jak mam je odebrać? Przecież właśnie o to ci chodziło!
- Nie!- pierwszy raz podniósł głos w mojej obecności- Daję ci idealną
propozycję, małżeństwo, nawet jeśli z rozsądku, to przynajmniej dla dobra
twojego dziecka, które potrzebuje rodziny.
- Ja jestem jej rodziną!
- Nie wygłupiaj się i nie bądź dzieckiem. Doskonale widzę, że wiesz o co mi
chodzi, więc nie udawaj, że tak nie jest.
- Co powiedzą twoi rodzice, gdy zobaczą twoją żonę, ale z dodatkiem w postaci
dziecka?
- Pewnie oboje się ucieszą, że jakimś cudem już jedno zrobiłem.
- Ale to nie twoje dziecko!
- Nikt nie musi się dowiedzieć. Mała ma czarne włoski, jasną cerę, można
powiedzieć, że to moje dziecko i nikt nie będzie tego podważał.
- Czy ty siebie słyszysz? Chcesz okłamywać własnych rodziców?
Ale on nie odpowiadał. Milczał, zamyślony, nie zwracając na mnie najmniejszej
nawet uwagi. To było zastanawiające, w końcu przed chwilą usta mu się nie
zamykały.
Wstał nagle, podszedł do mnie szybko i prawie wyrwał mi Saradę z rąk. Nawet się
nie zająknęłam zaciekawiona o co mu chodzi na bogów.
Kiedy uniósł ją ku twarzy i zaczął oględziny, z tą swoją marsową miną, znów
zachciało mi się śmiać.
A on ciągle patrzył, patrzył, patrzył i, gdy to robił, wyglądał jakoś tak
inaczej. Sarada w jego rękach sprawiała, że on sam wyglądał na mniej groźnego.
Sama nie wiedziałam jeszcze co się w nim zmieniło i jak to opisać, ale nagle,
jak piorun, przeszło przeze mnie wrażenie, że wszystko jest na swoim miejscu.
Jedna jedyna myśl w mej głowie: "Jest tak, jak być powinno." Pojawiła
się i zniknęła.
- Oczy jej ciemnieją.
- Słucham?
- Mówię, że oczy jej ciemnieją. Ostatnio miała błękitne, ale teraz są bardziej
brudno zielone.
- Ah, o tym mówisz. To całkowicie normalne, że kolor oczu się u niej zmienia.
Myślałam, że będzie mieć zielone po mnie, lecz one dalej ciemnieją. Stawiam
więc na brązowe.
- Hn.
I nic więcej nie powiedział. Poszedł odłożyć małą do łóżeczka, bo zaczęła mu
zasypiać na rękach, co było niespodziewane i bardzo słodkie. Moje serce
ponownie zacisnęło się boleśnie, ale nadal usilnie starałam się je ignorować.
Sasuke nie zwracając na mnie większej uwagi skierował się do wyjścia i na
odchodne rzucił tylko "Do zobaczenia następnym razem."
Zastanawiałam się, czy chcę by doszło do następnego razu, skoro w jego
obecności czułam się taka niepewna, słaba i krucha, a jednocześnie pełna sił...
Cichy głosik w mojej głowie szeptał iż owszem, chcę tego bardziej niż powinnam.
Nie mogłam na to pozwolić! Już nigdy nie chciałam być wykorzystana, przez
kogokolwiek, by później zostać sama.
Całkiem sama.
~~!~~
Przez następny tydzień, ten głupek,
Sasuke, psia jego mać, nie chciał wyjść z mojej głowy. I chociaż próbowałam
wszystkiego, od zajmowania się dzieckiem, po długie spacery i gotowanie
posiłków, podświadomie czekałam na jakiś znak od niego.
Co teraz robić?
Nie wiem.
Byłam nim tak zaaferowana, że nawet nie interesował mnie nikt inny. W tym moje
dwie przyjaciółki!
Z serii: "Jak facet może zamącić ci w głowie?"
Moja odpowiedź brzmi: "bardzo".
No bo jak można zapomnieć o dwóch najbliższych twemu sercu osobach? Nie można!
I nie ma na to żadnego usprawiedliwienia, poza moją głupotą, jak mniemam.
Dopiero telefon zdenerwowanego Naruto, przywrócił mnie światu. W ogóle nie
mogłam zrozumieć słowa, z tego, co chciał mi przekazać i dlatego na początku
nieźle się przeraziłam, dopóki Ino, która jakimś cudem była na miejscu, nie
wyjaśniła mi o co chodzi. Hinatka rodziła!
Jeszcze nigdy tak szybko się nie spakowałam, a raczej nie siebie, tylko Saradę
i rzeczy potrzebne na kilka godzin, takie jak pampersy, czy też mleko w
proszku. Nie miałam z kim jej zostawić, dlatego też wzięłam ją ze sobą.
I gdy udało mi się dotrzeć do szpitala byłam spocona i zziajana, jak po
przynajmniej godzinnym treningu. Ino śmiała się ze mnie co najmniej dziesięć
minut, przestała dopiero kiedy zupełnie zabrakło jej tchu. Poudawałam trochę,
że jestem na nią obrażona, ale nie mogłam się w to zbyt długo bawić, bo Naruto
potrzebował "duchowego" wsparcia.
Totalnie zdenerwowany, prawie obgryzał swoje paznokcie. Wcześniej był w sali
razem ze swoją żoną, ale strasznie histeryzował, ponoć sama Hinata, wkurzona na
całego, kazała mu wyjść i czekać na zewnątrz. A ta bida, mój przyjaciel,
totalnie pokonany i zlękniony, trząsł się jak osika pod salą. Czekając na
jakikolwiek znak, że już po wszystkim.
Z tego w sumie, też był niemały ubaw. Sam zainteresowany łypał tylko na nas,
kiedy śmiałyśmy się, jaka teraz z niego baba.
Do czasu oczywiście. Kiedy wyszła pielęgniarka oznajmiając nam, że już koniec i,
że urodził im się zdrowy syn, którego płacz słyszeliśmy już od chwili. Naruto wyprostował się dumnie i ze śmiechem na ustach porwał biedną młodą
dziewczynę w ramiona. Kręcił się z nią w kółko, krzycząc, że ma syna, aż tej czepek
spadł z głowy.
Siłą i krzykiem zmusiłam go by puścił kobietę i poszedł zobaczyć się z ukochaną.
Ten zamroczony pokiwał kilka razy głową, by pofrunąć do niej czym prędzej.
I kiedy my także mogliśmy już do nich dołączyć, zobaczyłam najpiękniejszy
obrazek w moim życiu. Nawet jeżeli Hinata była zmęczona, wyglądała przepięknie,
kiedy u swego boku miała Naruto, swą jedyną, wielką miłość. A teraz dodatkowo
mieli synka, jawny wyraz głębokiego uczucia.
Łzy zakręciły się w moich oczach, a moje serce rozpadło się na kawałki. Dopiero
po chwili doszło do mnie jaka jestem zazdrosna i jak bardzo jest to nie w
porządku co do Hinaty, dziewczyny, która zawsze była ze mną. Jaką byłam
szczęściarą, mogąc nazywać się jej przyjaciółką. Jak mogłam poczuć w stosunku
niej zazdrość? Jak źle to o mnie świadczyło!?
Miałam ochotę ukrzyżować się za te złe myśli.
Na moje szczęście nikt nic nie zauważył, a ja mogłam w spokoju poudawać, że
niezmiernie się cieszę ich szczęściem. Może nie udawałam do końca, na prawdę
się cieszyłam, nawet jeśli w moim sercu nie było dla tego szczęścia miejsca,
postarałam się je zrobić, chociażby na siłę.
W końcu i ja miałam szczęście, moją malutką Saradę, a jej miłość była
bezwarunkowa, w końcu widywałam to codziennie w jej małych, słodkich oczkach.
Miałmiał

wtorek, 15 grudnia 2015
niedziela, 13 grudnia 2015
[8]
Zamknęłam
oczy i zaczęłam rozmasowywać skronie, bo jak na złość rozbolała mnie głowa. Za
dużo informacji, krzyczało moje drugie ja, nie mogłam się nie zgodzić. Nie wiedziałam
o czym ten koleś myśli, zupełnie go nie rozumiałam. No bo w końcu miał kobietę,
z którą miał się ożenić, zgodnie z zaleceniem ojca, a tu takie kwiatki. Jaki to
ma sens? Po co cała ta szopka? Nie mógł z nią zostać? W końcu sam powiedział,
że dla firmy jest w stanie zrobić wszystko, więc ślub z nią nie powinien być aż
taki zły. Spojrzałam na niego i nasze oczy się spotkały, ja byłam na skraju
szaleństwa, za to on czegoś wyczekiwał.
- Nie rozumiem Sasuke...
- Czego?
- Po co to wszystko? Skoro była Aya, to mogłeś ożenić się z nią. Czyż nie? Nie rozumiem...
- Przecież ci powiedziałem, że to idiotka.
- No to po co z nią byłeś?
- Mówiłem ci, że miałem gorzej od mojego brata prawda?- kiwnęłam głową- Chodziło właśnie o kobietę, on miał narzeczoną, a ja byłem sam. I odpowiadał mi ten stan rzeczy. Ale niektórym nie, tak więc znaleziono mi kobietę i dano czas na zapoznanie się z nią, możliwe nawet iż myśleli, że ją pokocham. Im więcej czasu z nią spędzałem, tym większą niechęć do niej czułem. Ale przecież była "idealną kandydatką". Byłem głupcem, mogłem od razu sam szukać kobiety, ale jestem również wygodny. Skoro podali mi jakąś na tacy, to po co się przemęczać? Tak właśnie myślałem.
- To trzeba było z nią zostać.
- Chodzi o to, że otworzyły mi się oczy, wcale nie chciałem mieć za żonę, rozpuszczonej, bogatej panienki. I uświadomiłem rodzicom, że ona się nie nadaje. Tyle w temacie.
- Ale w takim razie po co ci ja? Nie może to być jakakolwiek kobieta? Przecież na sto procent, każda, którą byś poprosił by się zgodziła.
- A ty nie?
- Oczywiście, że nie! Przecież małżeństwo zawiera się z miłości!
- Zawsze możesz mnie pokochać.
Czy on był idiotą? W ogóle nie rozumiał o co mi chodzi. Dla niego to miał być czysty biznes.
- Jesteś moją dłużniczką.
- Pewnie, że jestem. Ale nie mam zamiaru w ten sposób spłacać długu. Możesz żądać pieniędzy, przysługi...
- To będzie przysługa.
- To jest małżeństwo! A nie jakieś idiotyczne zabawy!
- Ja doskonale wiem co to jest.
- To znajdź kogoś, kogo pokochasz i wtedy wszystko będzie dobrze. A teraz chyba musisz już iść.
Wstałam i skierowałam się ku drzwiom wyjściowym, by dać mu znać, że na tym zakończy się nasze spotkanie. Sarada została na kanapie śpiąc słodko, a Sasuke posłusznie poszedł za mną.
- Na pewno ktoś ci się spodoba Sasuke, musisz tylko poszukać.
Starałam się nawet uśmiechnąć pokrzepiająco, ale niezbyt mi to wychodziło. Czułam delikatny żal, głęboko w moim serduszku. W końcu oświadczył mi się Uchiha! Nie lada gratka.
Już otwierałam drzwi, gdy Sasuke złapał mnie w talii i przyciągnął do siebie.
- A jakbym ci powiedział, że mi się podobasz?
Zesztywniałam na całym ciele, jego oddech łaskotał moje ucho, a myśli zaczęły kotłować w głowie. To nie tak miało być! Miał wyjść, nie mącić mi w głowie! Opanowałam się na tyle szybko, na ile pozwalały mi nerwy i spokojna odwróciłam głowę, gdyż reszta ciała ciągle znajdowała się w jego ramionach.
- Prawdopodobnie bym cię wyśmiała.
Tu on się zaśmiał, a ja tylko obserwowałam.
- W takim razie śmiej się do woli. Podobasz mi się. Chociaż często zachowujesz się jak idiotka.
- No na pewno zgodzę się na małżeństwo z tobą, po takim wyznaniu, lecę pędzę. Puść mnie.
- Nie mam ochoty.
- Powiedziałam puść!
Zaczęłam wierzgać nogami i rękami, żeby tylko wyswobodzić się z jego uścisku, ale wszystko na marne. Był silniejszy ode mnie, przegrałam na starcie.
- Nie mówię, żebyś godziła się teraz. Mamy czas. Możemy się lepiej poznać, jeśli będziesz chciała. Na razie nie musisz podejmować decyzji, dlatego przemyśl to dokładnie. A, no i pamiętaj. Ja zawsze dostaję to czego chcę, a chcę ciebie.
I mnie pocałował. To było na tyle niespodziewane, co dziwne, nie na miejscu. Nogi wrosły mi w ziemię, cała zesztywniałam, czekając aż skończy. Ale jemu rzeczywiście się nie spieszyło. Delikatnie muskał moje wargi swoimi, jakby czekając na moje przyzwolenie. A wargi miał niesamowite! Ciepłe i miękkie, takie jakich się spodziewałam. Zanim zdałam sobie sprawę, zaczęłam oddawać pocałunki, nie kontrolowałam siebie, a on mamił mnie. Mamił mnie sobą.
Gdy skończył ledwo stałam na nogach o własnych siłach, a on tylko uśmiechnął się tym swoim diabelskim uśmieszkiem i wyszedł, zostawiając mnie samą.
~~!~~
Jeszcze tego samego dnia zadzwoniłam po Ino i Hinatę. Nie chciałam być sama i musiałam komuś opowiedzieć wydarzenia z kilku wcześniejszych godzin. A kto nadawałby się lepiej na ploteczki, od oddanych przyjaciółek? Otóż nikt!
Umówiłyśmy się dopiero na dziewiętnastą, więc miałam całe trzy godziny tylko dla siebie. Jako, że Sarada smacznie spała, nakarmiona i wybawiona, mogłam na spokojnie udać się do łazienki, by wziąć odprężającą kąpiel. Jeśli nie wiesz co ze sobą zrobić, targają tobą nerwy, lub może masz gorszy dzień, najlepsza jest gorąca kąpiel i chwilowe zapomnienie.
Naszykowałam wannę i wskoczyłam czym prędzej nie chcąc marnować ani jednej sekundy więcej. Woda opływała moje ciało, które wdzięczne za łaskawe traktowanie, rozpuszczało się. Zdecydowanie przyjemna sprawa, mogłabym taplać się godzinami. Równie długo mogłabym rozmyślać o Sasuke, zafajdany dupek! Wiedział, że jeśli mnie pocałuje, nie wyleci z mej głowy do końca tego roku. Wszystko sobie pewnie zaplanował. I jeszcze ta gadka szmatka, że zawsze zdobywa to co chce... Gdyby nie był takim przystojniakiem, obiłabym mu tą jego buźkę, a tak to nie mam sumienia. Moje uwielbienie do męskiego piękna powinno się w diabły wynieść! Żadnego ze mnie pożytku jak się zauroczę! Nie zamierzałam odpuszczać, teraz moim priorytetem była Sarada, nie mężczyźni.
Z mocnym postanowieniem, że nie ugnę się przed tym mężczyzną, wyszłam z wanny i opatuliłam ręcznikiem. Nie byłam zbytnio zaskoczona, gdy zobaczyłam iż w wannie spędziłam co najmniej godzinę. Czułam zresztą dookoła siebie zimną wodę, nic nowego, za każdym razem to samo.
Ubrałam się w zwykłe dresy, zarezerwowane wyłącznie na leniuchowanie w domu i przyrządziłam sobie kanapki z herbatą, po czym zasiadłam w salonie. Myśli błądziły swobodnie, a ja w spokoju zjadłam co miałam.
Czas leciał powoli, więc włączyłam po cichu muzykę i poszłam po malutką, która dała mi znać, że się obudziła.
~~!~~
- Czekaj, czekaj, bo coś tu do mnie nie dociera. Jak to oświadczył ci się?!
Szczerze zaczęłam żałować, że po nie zadzwoniłam. Zachciało im się babskiego wieczoru, a w sumie to zachciało się Ino, która pokłócona z Sai'em, popadła w stan depresyjny i leczyła go alkoholem. Ja z Hinatą nie mogłyśmy umoczyć dzioba, obie z wiadomych względów, a ta wyżywała się na nas. To nie tak, że jestem alkoholiczką, ale kiedy spotykasz się z koleżankami i siedzisz o suchym pysku... Szkoda gadać. Dużym plusem była Hinata, oczywiście dla mnie.
- Sakura! Odpowiedz! A nie błądzisz myślami...
- Czekałam aż zamkniesz jadaczkę. Poza tym już powiedziałam, co miałam. Nic poza tym się nie wydarzyło.
- To po co on ci się oświadczył, skoro nic pomiędzy wami nie było?
- Żebym tylko ja wiedziała...- wyszeptałam.
- Cooo?!!!
- Gówno! Nie drzyj mi się do ucha, bo ogłuchnę!!!
Poważnie zdenerwowana odsunęłam się od niej na bezpieczną dla moich bębenków odległość. Trochę tego pożałowałam, jak blondyna zrobiła smutną minkę i zaczęła pociągać nosem.
- Ino, nie chciałam cię zranić, ale poważnie strasznie krzyczysz, jak się upijesz, zwłaszcza na smutno.
- Chciałam tylko, żeby ktoś mnie przytulił, a w sumie, żeby to on mnie przytulił, ale on wyszedł. Bez słowa i ja, i ja nie wiem co robić...
Tu rozpłakała się na dobre i oczywiście obie z Hiną rzuciłyśmy się jej na ratunek. Odwaliwszy zbiorowego przytulaska, powiedziałyśmy sobie wiele słów, prosto z serca. Następnie Ino zasnęła, srogo upojona alkoholem.
- Sakura, co masz zamiar z tym zrobić?
Nie sądziłam, że to Hinata będzie ciągnęła rozmowę na ten temat, ale nie chciałam go również unikać, więc wolałam porozmawiać o tym właśnie z nią.
- On traktuje to wszystko jak dobrą zabawę, idealne wyjście z sytuacji. Ale ja nie mam takiego podejścia do małżeństwa. Chcę kiedyś znaleźć osobę, którą obdarzę miłością i dopiero wtedy, gdy odwzajemni moje uczucia, będziemy mogli mówić o małżeństwie.
- Zawsze możesz spróbować go uwieść. W końcu już cię wybrał, moim zdaniem to coś znaczy.
- A moim, po prostu ma ochotę się zabawić, szkoda tylko, że moim kosztem.
- Nie bądź taka zgryźliwa. Tak na prawdę to nic nie wiesz, bo nie siedzisz mu w głowie.
- Ty także nie.
- Fakt. No cóż, nie będę cię namawiać, ja sama też pewnie bym się nie zgodziła. Chociaż byłam prawie pewna, że on ci się podoba.
- To, że mi się podoba, nie oznacza od razu iż chcę zaciągnąć go do ołtarza. Zwłaszcza, że mam z kimś dziecko. Słowo kimś jest tutaj kluczowe, bo ja nie mam pierdolonego pojęcia z kim, a to, musisz przyznać, jest już dużym problemem.
Mała Sarada, jakby wyczuwając, że o niej mówimy obudziła się, więc od razu do niej poszłam. Była rozbudzona i chętna do wspólnego spędzania czasu, a ja nie mogąc odmówić jej żywym oczkom, wzięłam ją ze sobą.
- Dzwonił Naruto, zaraz po mnie będzie.
- Więc już nas opuszczasz?
- Nie udawaj, że się smucisz, widać, że to fałsz!
Ale jej usta rozciągnęły się w szczerym uśmiechu. Uwielbiałam ją za ten właśnie uśmiech. Była moją przyjaciółką, nawet jeśli działo się źle, była przy mnie.
-Kocham cię Hinata!!!
Podeszłam do niej i wtuliłam twarz w jej włosy, Sarada uwięziona między nami wydawała śmieszne dźwięki, a my tylko stałyśmy. Moje oczy się zaszkliły, gdy Hina pogłaskała mnie po głowie, co robiła, kiedy chciała dodać mi otuchy, pocieszyć lub po prostu okazać trochę czułości. Ale to jej słowa poruszyły moim małym serduszkiem.
- Ja ciebie też głuptasie. Ja ciebie też.
- Nie rozumiem Sasuke...
- Czego?
- Po co to wszystko? Skoro była Aya, to mogłeś ożenić się z nią. Czyż nie? Nie rozumiem...
- Przecież ci powiedziałem, że to idiotka.
- No to po co z nią byłeś?
- Mówiłem ci, że miałem gorzej od mojego brata prawda?- kiwnęłam głową- Chodziło właśnie o kobietę, on miał narzeczoną, a ja byłem sam. I odpowiadał mi ten stan rzeczy. Ale niektórym nie, tak więc znaleziono mi kobietę i dano czas na zapoznanie się z nią, możliwe nawet iż myśleli, że ją pokocham. Im więcej czasu z nią spędzałem, tym większą niechęć do niej czułem. Ale przecież była "idealną kandydatką". Byłem głupcem, mogłem od razu sam szukać kobiety, ale jestem również wygodny. Skoro podali mi jakąś na tacy, to po co się przemęczać? Tak właśnie myślałem.
- To trzeba było z nią zostać.
- Chodzi o to, że otworzyły mi się oczy, wcale nie chciałem mieć za żonę, rozpuszczonej, bogatej panienki. I uświadomiłem rodzicom, że ona się nie nadaje. Tyle w temacie.
- Ale w takim razie po co ci ja? Nie może to być jakakolwiek kobieta? Przecież na sto procent, każda, którą byś poprosił by się zgodziła.
- A ty nie?
- Oczywiście, że nie! Przecież małżeństwo zawiera się z miłości!
- Zawsze możesz mnie pokochać.
Czy on był idiotą? W ogóle nie rozumiał o co mi chodzi. Dla niego to miał być czysty biznes.
- Jesteś moją dłużniczką.
- Pewnie, że jestem. Ale nie mam zamiaru w ten sposób spłacać długu. Możesz żądać pieniędzy, przysługi...
- To będzie przysługa.
- To jest małżeństwo! A nie jakieś idiotyczne zabawy!
- Ja doskonale wiem co to jest.
- To znajdź kogoś, kogo pokochasz i wtedy wszystko będzie dobrze. A teraz chyba musisz już iść.
Wstałam i skierowałam się ku drzwiom wyjściowym, by dać mu znać, że na tym zakończy się nasze spotkanie. Sarada została na kanapie śpiąc słodko, a Sasuke posłusznie poszedł za mną.
- Na pewno ktoś ci się spodoba Sasuke, musisz tylko poszukać.
Starałam się nawet uśmiechnąć pokrzepiająco, ale niezbyt mi to wychodziło. Czułam delikatny żal, głęboko w moim serduszku. W końcu oświadczył mi się Uchiha! Nie lada gratka.
Już otwierałam drzwi, gdy Sasuke złapał mnie w talii i przyciągnął do siebie.
- A jakbym ci powiedział, że mi się podobasz?
Zesztywniałam na całym ciele, jego oddech łaskotał moje ucho, a myśli zaczęły kotłować w głowie. To nie tak miało być! Miał wyjść, nie mącić mi w głowie! Opanowałam się na tyle szybko, na ile pozwalały mi nerwy i spokojna odwróciłam głowę, gdyż reszta ciała ciągle znajdowała się w jego ramionach.
- Prawdopodobnie bym cię wyśmiała.
Tu on się zaśmiał, a ja tylko obserwowałam.
- W takim razie śmiej się do woli. Podobasz mi się. Chociaż często zachowujesz się jak idiotka.
- No na pewno zgodzę się na małżeństwo z tobą, po takim wyznaniu, lecę pędzę. Puść mnie.
- Nie mam ochoty.
- Powiedziałam puść!
Zaczęłam wierzgać nogami i rękami, żeby tylko wyswobodzić się z jego uścisku, ale wszystko na marne. Był silniejszy ode mnie, przegrałam na starcie.
- Nie mówię, żebyś godziła się teraz. Mamy czas. Możemy się lepiej poznać, jeśli będziesz chciała. Na razie nie musisz podejmować decyzji, dlatego przemyśl to dokładnie. A, no i pamiętaj. Ja zawsze dostaję to czego chcę, a chcę ciebie.
I mnie pocałował. To było na tyle niespodziewane, co dziwne, nie na miejscu. Nogi wrosły mi w ziemię, cała zesztywniałam, czekając aż skończy. Ale jemu rzeczywiście się nie spieszyło. Delikatnie muskał moje wargi swoimi, jakby czekając na moje przyzwolenie. A wargi miał niesamowite! Ciepłe i miękkie, takie jakich się spodziewałam. Zanim zdałam sobie sprawę, zaczęłam oddawać pocałunki, nie kontrolowałam siebie, a on mamił mnie. Mamił mnie sobą.
Gdy skończył ledwo stałam na nogach o własnych siłach, a on tylko uśmiechnął się tym swoim diabelskim uśmieszkiem i wyszedł, zostawiając mnie samą.
~~!~~
Jeszcze tego samego dnia zadzwoniłam po Ino i Hinatę. Nie chciałam być sama i musiałam komuś opowiedzieć wydarzenia z kilku wcześniejszych godzin. A kto nadawałby się lepiej na ploteczki, od oddanych przyjaciółek? Otóż nikt!
Umówiłyśmy się dopiero na dziewiętnastą, więc miałam całe trzy godziny tylko dla siebie. Jako, że Sarada smacznie spała, nakarmiona i wybawiona, mogłam na spokojnie udać się do łazienki, by wziąć odprężającą kąpiel. Jeśli nie wiesz co ze sobą zrobić, targają tobą nerwy, lub może masz gorszy dzień, najlepsza jest gorąca kąpiel i chwilowe zapomnienie.
Naszykowałam wannę i wskoczyłam czym prędzej nie chcąc marnować ani jednej sekundy więcej. Woda opływała moje ciało, które wdzięczne za łaskawe traktowanie, rozpuszczało się. Zdecydowanie przyjemna sprawa, mogłabym taplać się godzinami. Równie długo mogłabym rozmyślać o Sasuke, zafajdany dupek! Wiedział, że jeśli mnie pocałuje, nie wyleci z mej głowy do końca tego roku. Wszystko sobie pewnie zaplanował. I jeszcze ta gadka szmatka, że zawsze zdobywa to co chce... Gdyby nie był takim przystojniakiem, obiłabym mu tą jego buźkę, a tak to nie mam sumienia. Moje uwielbienie do męskiego piękna powinno się w diabły wynieść! Żadnego ze mnie pożytku jak się zauroczę! Nie zamierzałam odpuszczać, teraz moim priorytetem była Sarada, nie mężczyźni.
Z mocnym postanowieniem, że nie ugnę się przed tym mężczyzną, wyszłam z wanny i opatuliłam ręcznikiem. Nie byłam zbytnio zaskoczona, gdy zobaczyłam iż w wannie spędziłam co najmniej godzinę. Czułam zresztą dookoła siebie zimną wodę, nic nowego, za każdym razem to samo.
Ubrałam się w zwykłe dresy, zarezerwowane wyłącznie na leniuchowanie w domu i przyrządziłam sobie kanapki z herbatą, po czym zasiadłam w salonie. Myśli błądziły swobodnie, a ja w spokoju zjadłam co miałam.
Czas leciał powoli, więc włączyłam po cichu muzykę i poszłam po malutką, która dała mi znać, że się obudziła.
~~!~~
- Czekaj, czekaj, bo coś tu do mnie nie dociera. Jak to oświadczył ci się?!
Szczerze zaczęłam żałować, że po nie zadzwoniłam. Zachciało im się babskiego wieczoru, a w sumie to zachciało się Ino, która pokłócona z Sai'em, popadła w stan depresyjny i leczyła go alkoholem. Ja z Hinatą nie mogłyśmy umoczyć dzioba, obie z wiadomych względów, a ta wyżywała się na nas. To nie tak, że jestem alkoholiczką, ale kiedy spotykasz się z koleżankami i siedzisz o suchym pysku... Szkoda gadać. Dużym plusem była Hinata, oczywiście dla mnie.
- Sakura! Odpowiedz! A nie błądzisz myślami...
- Czekałam aż zamkniesz jadaczkę. Poza tym już powiedziałam, co miałam. Nic poza tym się nie wydarzyło.
- To po co on ci się oświadczył, skoro nic pomiędzy wami nie było?
- Żebym tylko ja wiedziała...- wyszeptałam.
- Cooo?!!!
- Gówno! Nie drzyj mi się do ucha, bo ogłuchnę!!!
Poważnie zdenerwowana odsunęłam się od niej na bezpieczną dla moich bębenków odległość. Trochę tego pożałowałam, jak blondyna zrobiła smutną minkę i zaczęła pociągać nosem.
- Ino, nie chciałam cię zranić, ale poważnie strasznie krzyczysz, jak się upijesz, zwłaszcza na smutno.
- Chciałam tylko, żeby ktoś mnie przytulił, a w sumie, żeby to on mnie przytulił, ale on wyszedł. Bez słowa i ja, i ja nie wiem co robić...
Tu rozpłakała się na dobre i oczywiście obie z Hiną rzuciłyśmy się jej na ratunek. Odwaliwszy zbiorowego przytulaska, powiedziałyśmy sobie wiele słów, prosto z serca. Następnie Ino zasnęła, srogo upojona alkoholem.
- Sakura, co masz zamiar z tym zrobić?
Nie sądziłam, że to Hinata będzie ciągnęła rozmowę na ten temat, ale nie chciałam go również unikać, więc wolałam porozmawiać o tym właśnie z nią.
- On traktuje to wszystko jak dobrą zabawę, idealne wyjście z sytuacji. Ale ja nie mam takiego podejścia do małżeństwa. Chcę kiedyś znaleźć osobę, którą obdarzę miłością i dopiero wtedy, gdy odwzajemni moje uczucia, będziemy mogli mówić o małżeństwie.
- Zawsze możesz spróbować go uwieść. W końcu już cię wybrał, moim zdaniem to coś znaczy.
- A moim, po prostu ma ochotę się zabawić, szkoda tylko, że moim kosztem.
- Nie bądź taka zgryźliwa. Tak na prawdę to nic nie wiesz, bo nie siedzisz mu w głowie.
- Ty także nie.
- Fakt. No cóż, nie będę cię namawiać, ja sama też pewnie bym się nie zgodziła. Chociaż byłam prawie pewna, że on ci się podoba.
- To, że mi się podoba, nie oznacza od razu iż chcę zaciągnąć go do ołtarza. Zwłaszcza, że mam z kimś dziecko. Słowo kimś jest tutaj kluczowe, bo ja nie mam pierdolonego pojęcia z kim, a to, musisz przyznać, jest już dużym problemem.
Mała Sarada, jakby wyczuwając, że o niej mówimy obudziła się, więc od razu do niej poszłam. Była rozbudzona i chętna do wspólnego spędzania czasu, a ja nie mogąc odmówić jej żywym oczkom, wzięłam ją ze sobą.
- Dzwonił Naruto, zaraz po mnie będzie.
- Więc już nas opuszczasz?
- Nie udawaj, że się smucisz, widać, że to fałsz!
Ale jej usta rozciągnęły się w szczerym uśmiechu. Uwielbiałam ją za ten właśnie uśmiech. Była moją przyjaciółką, nawet jeśli działo się źle, była przy mnie.
-Kocham cię Hinata!!!
Podeszłam do niej i wtuliłam twarz w jej włosy, Sarada uwięziona między nami wydawała śmieszne dźwięki, a my tylko stałyśmy. Moje oczy się zaszkliły, gdy Hina pogłaskała mnie po głowie, co robiła, kiedy chciała dodać mi otuchy, pocieszyć lub po prostu okazać trochę czułości. Ale to jej słowa poruszyły moim małym serduszkiem.
- Ja ciebie też głuptasie. Ja ciebie też.
poniedziałek, 7 grudnia 2015
[7]
Moje
postanowienie spaliło na panewce. Mój czas był
tak obładowany zajmowaniem się małą, że Sasuke wypadł mi z głowy i
dopiero po kilku dniach przypomniałam sobie, co takiego miałam zrobić.
Powstrzymałam chęć głośnego klapnięcia się otwartą ręką w czoło i od razu
poszłam po telefon. Im dużej coś odkładam tym większe prawdopodobieństwo, że
tego nie zrobię. Taka już byłam.
Gdy w słuchawce rozległ się odgłos dzwonienia troszkę się zdenerwowałam. Co powiedzieć? Przywitać się normalnie? Może od razu podziękować? Moje gorączkowe rozmyślania przerwało nagranie mówiące, że w tym momencie nie może odebrać. Zeszło ze mnie całe powietrze i zamiast nagrać się na pocztę, by dowiedział się, kto dzwonił, od razu wcisnęłam przycisk rozłącz. Drapiąc się po głowie wlepiałam oczy w ekran telefonu, nie do końca wiedząc, co też począć. Dlatego też o mało nie wypadł mi on z rąk, gdy na wyświetlaczu pojawiło się imię Uchihy, a telefon zaczął wygrywać melodię.
Dłonie mi zwilgotniały, postanowiłam się jednak zbytnio nie podniecać, jak najszybciej opanowałam swoje nerwy i odebrałam telefon.
- Słucham?
- Z tej strony Sasuke Uchiha. Mogę wiedzieć z kim mam przyjemność?
Miałam ochotę zaśmiać się w głos na ten jego biznesowy ton, ale zachowałam resztki rozsądku i normalnie się przedstawiłam.
- Sasuke, to ja, Sakura.
Chwila ciszy po drugiej stronie, potem ciche chrząknięcie i znowu cisza. Nie wiedziałam co dalej zrobić, więc zadałam najbardziej banalne pytanie na świecie.
- Ym, nie przeszkadzam ci, prawda?
- Przecież oddzwoniłem, to chyba oczywiste, że nie?
- No tak, ten, przepraszam?
- Czy jest coś co byś ode mnie chciała?
- Zasadniczo to powiedzieć dziękuję za tamten dzień. I pomyślałam, że to ty coś chciałeś, dlatego też zadzwoniłam, żeby się dowiedzieć.
I znowu nastała cisza, zaczynała mnie denerwować jego małomówność, zwłaszcza, że nie miałam możliwości zobaczyć jego twarzy, dlatego też nie wiedziałam, czemu milczy.
- Sasuke?
- Czekaj, myślę.
- To myśl szybciej...
Mój skarb zakwilił raz cichutko, a ja niesamowicie wyczulona, od razu pobiegłam do niej, wiedząc, że więcej razy nie da mi znać, że mnie potrzebuje. Trzymając ją na rękach miałam nikłe możliwości, by dalej dzierżyć telefon, który w niewygodnej dla mnie pozycji, wylądował między moją głową, a ramieniem.
- Tak, było wtedy coś co chciałem od ciebie. Ale to chyba nieaktualne.
- Yyy, okej...
- Jakby co mam twój numer, więc po prostu zadzwonię. Czy tak może być?
- Tak jasne, dzwoń kiedy chcesz. Jestem twoją dłużniczką.
- Dłużniczką, mówisz...
I to wszystko. Myślałam, że się pożegna czy coś w tym stylu, ale chyba zbyt wiele po nim oczekiwałam, po drugiej stronie zaległa cisza, przerywana dźwiękiem zakończonego połączenia. Sasuke był gburem.
~~!~~
Zamiast zadzwonić, jak zrobiłby każdy normalny człowiek, on wolał po prostu przyjść, niesamowicie mnie przy okazji zaskakując. Miłym gestem z jego strony był przesłodki miś, którego zakupił specjalnie dla mnie, znaczy, dla mojej córeczki (tak... imienia ciągle brak, jestem taką okropną matką...).
Jego wygląd jak zwykle nienaganny zachwycał, dobrze skrojony garnitur, oczywiście szyty na zamówienie, no bo jakby to inaczej... Nawet bez krawatu wyglądał idealnie, niczym wyciągnięty z okładki. Jego twarz, która już zdążyła zapisać się w mojej głowie, była chyba jeszcze przystojniejsza, a ja zachodziłam w głowę, co takiego ten człowiek robi, żeby wyglądać jeszcze lepiej. Przecież to niemożliwe!!! Nikt nie może być idealny!!! Prawda? Czy tylko ja wychodzę z tego założenia?
Mniejsza z resztą o to, śmiać mi się chciało, gdy usiadł na mojej starej kanapie, wyglądał przekomicznie. Starał się chyba wyluzować, ale nijak mu to nie wychodziło, dlatego też wyglądał, jakby zupełnie tu nie pasował. I tak właśnie było. On nie należał do mojego świata, a ja nie należałam do jego. Więc czego on ode mnie chciał? Ewidentnie nie wiedział co ma powiedzieć, od czego zacząć, rozglądał się tylko od czasu do czasu dziwnym wzrokiem i milczał.
Mając dosyć ciszy, która panowała, zaproponowałam mu coś do picia i poszłam nam zrobić herbaty, kiedy tylko wyraził na nią chęć. Stojąc w kuchni i czekając, aż woda się zagotuje, miałam chwilę na ogarnięcie wszystkiego. Idealny facet jest w moim salonie, nie lubi mnie, ale jest tu i czegoś chce. Tylko czego do jasnej cholery może chcieć ode mnie facet, który nie darzy mnie nawet gramem sympatii? To było dziwne, stanowczo zbyt dziwne. Ale chciałam poczekać na rozwój wydarzeń, by móc wydać jakiś konkretny osąd.
Od razu, gdy dostał swój kubek przyssał się do niego i widać było, że niespecjalnie chce się z nim rozstawać. Dając mu chwilkę strasznie się niecierpliwiłam, poważnie, nie mogłam wytrzymać.
- Sasuke- tu zwrócił na mnie swoje czarne oczy- może powiesz mi o co chodzi?
Popatrzył na mnie, jakby do końca nie rozumiejąc słów, wychodzących z moich ust. Delikatnie potrząsnął głową i znów się rozejrzał.
- Szukasz kogoś?
- A mam kogo?
- Nie ma tu nikogo innego oprócz naszej dwójki, no i oczywiście małej.
- Ale zaraz pewnie ktoś przyjdzie?
Zastanowiłam się przez chwilę, czy pytał, czy może też stwierdzał, po chwili doszłam do wniosku iż pewnie oba.
- Jeżeli chodzi o Hinatę lub Ino, to nie.
Wzięłam malutką na ręce, by móc się zająć czymś produktywnym, skoro rozmowa jakoś niespecjalnie mi szła. Przytulając ją do piersi byłam bardziej pewna siebie, spokojniejsza. Bez obaw patrzyłam Sasuke w oczy i czekałam.
- Przecież nie o twoje koleżanki mi chodzi!- parsknął- Tylko o ojca.
- Ojca?- odpowiedziałam zaskoczona.
- No tak, ojca.
- Ale, czyjego ojca?
Spojrzał na mnie jak na idiotkę, którą oczywiście z siebie zrobiłam w tym momencie. Ale ja poważnie nie rozumiałam, a na wszystkich bogów, starałam się.
- Ojca twojego dziecka, Sakura.
I tutaj nie wytrzymałam, zaczęłam się śmiać. On był pewny, że mam kogoś! A to ci dopiero heca! Śmiałam się i śmiałam, aż się popłakałam. Moja dziewczynka patrzyła na mnie z jawnym zainteresowaniem, a ja nie mogłam się powstrzymać. Gdy tylko spojrzałam na jego twarz, musiałam śmiać się dalej, nie miałam innego wyboru. Jak już mi przeszło zrobiłam się smutna, no bo jak wyjaśnić obcej osobie, tę jakże zawiłą historię? Nie chciałam by wiedział. Nie chciałam by mnie osądzał.
- Widzisz Sasuke, to długa historia i jestem pewna, że nie chcesz jej słuchać, a nawet jeśli jakimś cudem, miałbyś ochotę i tak bym ci jej nie opowiedziała. A więc od razu przejdźmy do twojej sprawy. Jeśli można oczywiście?
Przeciągłe, zimne spojrzenie jakie mi posłał przyodziało mnie w gęsią skórkę, ale postanowiłam być twarda, on nie miał nic wspólnego z tą historią.
- Tak, możemy. Ale myślę Sakuro, że jeśli wszystko pójdzie po mojej myśli i tak opowiesz mi tą historię. Czekam na to z niecierpliwością.
Uśmiechnęłam się tylko krzywo, następnie kiwając głową, nie sądziłam bowiem, żeby było cokolwiek, co zmusiłoby mnie do spowiedzi temu człowiekowi. Ale przecież cuda się zdarzają prawda?
- Widzisz, jest pewna sprawa, która ma dla mnie ogromne znaczenie. Chcę coś osiągnąć, niestety, nie mogę zrobić tego sam.
Wytężyłam umysł, by przyswoić więcej nowych wiadomości, które wartkim potokiem wylały się z jego ust.
- Jak zapewne wiesz, mój ojciec jest właścicielem wielkiej korporacji, którą ja i mój brat mamy po nim odziedziczyć. Ma on dla nas wszystko podzielone, tak, by każdy był zadowolony i nikt nie czuł się pokrzywdzony. Jednakże, postawił nam pewne warunki, które musimy spełnić i to w określonym czasie. Są to warunki śmieszne, na które w żadnym wypadku bym nie przystał, gdyby nie firma. Dla niej jestem w stanie poświęcić wiele, nawet siebie.
Zlustrował mnie wzrokiem, sprawdzając czy wszystko do mnie dotarło i mówił dalej.
- Nigdy bym do ciebie nie przyszedł wiedząc, że masz dziecko, swoją drogą, jak jej tam?
Zarumieniłam się i spuściłam głowę.
- Ona nie ma imienia, nie mogłam żadnego wymyślić.
Nie miałam odwagi spojrzeć mu w oczy, bojąc się, że zacznie ze mnie szydzić. Nic takiego się nie wydarzyło.
- Dlaczego nie dasz jej jakiegoś zwykłego?
- Żadne do niej nie pasuje.
- No to nazwij ją jakkolwiek, może coś co jest bliskie twemu sercu? Może ulubione danie? Najlepsza przyjaciółka?
Nie wiedziałam po co drążył temat imienia dla mojej córeczki, ale było to niebywale miłe, dlatego też odwdzięczyłam się uśmiechem.
- Żeby tylko coś mi przychodziło do głowy...
Pomilczeliśmy chwilę, tym razem ciszę przerwał on.
- Wiem, nazwij ją Sałatka!
Myślałam, że padnę! Wielki Pan Sasuke Uchiha każe mi nadać dziecku imię na cześć warzyw? Do końca go pogięło? Ale nie, wyglądał na prawdę poważnie.
- Żartujesz?
- Nie, wcale nie.
- Ale, dlaczego tak?
- A dlaczego nie?
Pod naciskiem mojego wzroku, odwrócił głowę i chyba nawet delikatnie się zarumienił.
- No co, lubię sałatki, a skoro ty masz problem z wyborem imienia...
Ponownie tego dnia ryknęłam śmiechem, a on nie odezwał się do mnie, za to zrobił obrażoną minę. Więc nawet Pan Uchiha potrafi był słodki.
Popatrzyłam na dziecinkę, ułożoną w moich ramionach.
- Sałatka, co?- wyszeptałam- Salad? Salade? Sa-sa, hmm, może Sarada? Co ty na to? Sasuke?
Jego mina totalnie mnie zauroczyła, mieszanka szczęścia, dumy i czegoś jeszcze, czego nie byłam w stanie opisać. Niestety, wszystko to zniknęło jak za dotknięciem magicznej różdżki, a on wrócił do swojego zwykłego "ja". Trochę mnie to zasmuciło.
- Może być.- tylko tyle- A teraz wracając do sprawy, nie wiedziałem, że spodziewasz się dziecka, to trochę komplikuje sytuację, ale i z tym sobie poradzę, albo poradzimy. Zobaczymy.
Mętlik w mojej głowie był coraz większy, nie wiedziałam do czego zmierzamy.
- Zaraz, zaraz, czekaj. A jak tam Aya?
Jego szczęki zacisnęły się mocno, oczy zaczęły miotać piorunami. Oj, oj, ktoś tu nam się wkurzył.
- Ona miała odegrać pewną rolę w tych warunkach, ale na szczęście udało mi się od niej uwolnić, kiedy ukazałem rodzicom jej prawdziwą twarz. Okropna kobieta...
Szczerze wierzyłam w jego słowa, mówił o niej z taką nienawiścią, że zastanawiałam się, co takiego zrobiła, tak bardzo zachodząc mu za skórę. Wolałam to przemilczeć. Byłam taka ciekawa!
- I w ogóle czemu Sarada komplikuje sprawę?
Oj tak, ze szczęściem używałam jej imienia!
- W sumie to jeszcze nie wiem.
- Acha, więc nie wiesz...
- Może byś mi już nie przeszkadzała?
- No dobrze, przepraszam.
- W porządku. Mój ojciec przedstawił nam swój plan rok temu, dokładnie objaśniając same jego plusy, dla nas oczywiście. "Może i nie teraz, ale w przyszłości na pewno będziecie mi wdzięczni", trochę pozrzędził, lecz zdania nie zmienił. Mój brat miał pod niektórymi względami znacznie łatwiej niż ja, dlatego ojciec chciał mi pomóc. Niestety, pomoc się nie przydała, a tylko zwaliła na moją głowę więcej problemów.
Zaczęłam się domyślać, że problemy, o których mówił, to na przykład Aya. Niestety wszystko inne było dla mnie całkowicie niezrozumiałe.
- No dobrze, ale po co ci ja, Sasuke?
- Zaraz do tego dojdę. Widzisz, mój ojciec postawił mi warunek, by mieć firmę, muszę ożenić się, ustatkować, założyć rodzinę. Jakkolwiek tego nie nazwiesz, wychodzi na jedno. Dlatego proszę cię, byś za mnie wyszła Sakuro.
Szczęka mi opadła.
____________________________________________________________________________________
Nie spodziewałam się, że napiszę ten rozdział w tak szybkim tempie, ale pomysły się mnożą, a nie zapisując, nie zapamiętam.
Pozdrawiam
Anastazja ;)
Gdy w słuchawce rozległ się odgłos dzwonienia troszkę się zdenerwowałam. Co powiedzieć? Przywitać się normalnie? Może od razu podziękować? Moje gorączkowe rozmyślania przerwało nagranie mówiące, że w tym momencie nie może odebrać. Zeszło ze mnie całe powietrze i zamiast nagrać się na pocztę, by dowiedział się, kto dzwonił, od razu wcisnęłam przycisk rozłącz. Drapiąc się po głowie wlepiałam oczy w ekran telefonu, nie do końca wiedząc, co też począć. Dlatego też o mało nie wypadł mi on z rąk, gdy na wyświetlaczu pojawiło się imię Uchihy, a telefon zaczął wygrywać melodię.
Dłonie mi zwilgotniały, postanowiłam się jednak zbytnio nie podniecać, jak najszybciej opanowałam swoje nerwy i odebrałam telefon.
- Słucham?
- Z tej strony Sasuke Uchiha. Mogę wiedzieć z kim mam przyjemność?
Miałam ochotę zaśmiać się w głos na ten jego biznesowy ton, ale zachowałam resztki rozsądku i normalnie się przedstawiłam.
- Sasuke, to ja, Sakura.
Chwila ciszy po drugiej stronie, potem ciche chrząknięcie i znowu cisza. Nie wiedziałam co dalej zrobić, więc zadałam najbardziej banalne pytanie na świecie.
- Ym, nie przeszkadzam ci, prawda?
- Przecież oddzwoniłem, to chyba oczywiste, że nie?
- No tak, ten, przepraszam?
- Czy jest coś co byś ode mnie chciała?
- Zasadniczo to powiedzieć dziękuję za tamten dzień. I pomyślałam, że to ty coś chciałeś, dlatego też zadzwoniłam, żeby się dowiedzieć.
I znowu nastała cisza, zaczynała mnie denerwować jego małomówność, zwłaszcza, że nie miałam możliwości zobaczyć jego twarzy, dlatego też nie wiedziałam, czemu milczy.
- Sasuke?
- Czekaj, myślę.
- To myśl szybciej...
Mój skarb zakwilił raz cichutko, a ja niesamowicie wyczulona, od razu pobiegłam do niej, wiedząc, że więcej razy nie da mi znać, że mnie potrzebuje. Trzymając ją na rękach miałam nikłe możliwości, by dalej dzierżyć telefon, który w niewygodnej dla mnie pozycji, wylądował między moją głową, a ramieniem.
- Tak, było wtedy coś co chciałem od ciebie. Ale to chyba nieaktualne.
- Yyy, okej...
- Jakby co mam twój numer, więc po prostu zadzwonię. Czy tak może być?
- Tak jasne, dzwoń kiedy chcesz. Jestem twoją dłużniczką.
- Dłużniczką, mówisz...
I to wszystko. Myślałam, że się pożegna czy coś w tym stylu, ale chyba zbyt wiele po nim oczekiwałam, po drugiej stronie zaległa cisza, przerywana dźwiękiem zakończonego połączenia. Sasuke był gburem.
~~!~~
Zamiast zadzwonić, jak zrobiłby każdy normalny człowiek, on wolał po prostu przyjść, niesamowicie mnie przy okazji zaskakując. Miłym gestem z jego strony był przesłodki miś, którego zakupił specjalnie dla mnie, znaczy, dla mojej córeczki (tak... imienia ciągle brak, jestem taką okropną matką...).
Jego wygląd jak zwykle nienaganny zachwycał, dobrze skrojony garnitur, oczywiście szyty na zamówienie, no bo jakby to inaczej... Nawet bez krawatu wyglądał idealnie, niczym wyciągnięty z okładki. Jego twarz, która już zdążyła zapisać się w mojej głowie, była chyba jeszcze przystojniejsza, a ja zachodziłam w głowę, co takiego ten człowiek robi, żeby wyglądać jeszcze lepiej. Przecież to niemożliwe!!! Nikt nie może być idealny!!! Prawda? Czy tylko ja wychodzę z tego założenia?
Mniejsza z resztą o to, śmiać mi się chciało, gdy usiadł na mojej starej kanapie, wyglądał przekomicznie. Starał się chyba wyluzować, ale nijak mu to nie wychodziło, dlatego też wyglądał, jakby zupełnie tu nie pasował. I tak właśnie było. On nie należał do mojego świata, a ja nie należałam do jego. Więc czego on ode mnie chciał? Ewidentnie nie wiedział co ma powiedzieć, od czego zacząć, rozglądał się tylko od czasu do czasu dziwnym wzrokiem i milczał.
Mając dosyć ciszy, która panowała, zaproponowałam mu coś do picia i poszłam nam zrobić herbaty, kiedy tylko wyraził na nią chęć. Stojąc w kuchni i czekając, aż woda się zagotuje, miałam chwilę na ogarnięcie wszystkiego. Idealny facet jest w moim salonie, nie lubi mnie, ale jest tu i czegoś chce. Tylko czego do jasnej cholery może chcieć ode mnie facet, który nie darzy mnie nawet gramem sympatii? To było dziwne, stanowczo zbyt dziwne. Ale chciałam poczekać na rozwój wydarzeń, by móc wydać jakiś konkretny osąd.
Od razu, gdy dostał swój kubek przyssał się do niego i widać było, że niespecjalnie chce się z nim rozstawać. Dając mu chwilkę strasznie się niecierpliwiłam, poważnie, nie mogłam wytrzymać.
- Sasuke- tu zwrócił na mnie swoje czarne oczy- może powiesz mi o co chodzi?
Popatrzył na mnie, jakby do końca nie rozumiejąc słów, wychodzących z moich ust. Delikatnie potrząsnął głową i znów się rozejrzał.
- Szukasz kogoś?
- A mam kogo?
- Nie ma tu nikogo innego oprócz naszej dwójki, no i oczywiście małej.
- Ale zaraz pewnie ktoś przyjdzie?
Zastanowiłam się przez chwilę, czy pytał, czy może też stwierdzał, po chwili doszłam do wniosku iż pewnie oba.
- Jeżeli chodzi o Hinatę lub Ino, to nie.
Wzięłam malutką na ręce, by móc się zająć czymś produktywnym, skoro rozmowa jakoś niespecjalnie mi szła. Przytulając ją do piersi byłam bardziej pewna siebie, spokojniejsza. Bez obaw patrzyłam Sasuke w oczy i czekałam.
- Przecież nie o twoje koleżanki mi chodzi!- parsknął- Tylko o ojca.
- Ojca?- odpowiedziałam zaskoczona.
- No tak, ojca.
- Ale, czyjego ojca?
Spojrzał na mnie jak na idiotkę, którą oczywiście z siebie zrobiłam w tym momencie. Ale ja poważnie nie rozumiałam, a na wszystkich bogów, starałam się.
- Ojca twojego dziecka, Sakura.
I tutaj nie wytrzymałam, zaczęłam się śmiać. On był pewny, że mam kogoś! A to ci dopiero heca! Śmiałam się i śmiałam, aż się popłakałam. Moja dziewczynka patrzyła na mnie z jawnym zainteresowaniem, a ja nie mogłam się powstrzymać. Gdy tylko spojrzałam na jego twarz, musiałam śmiać się dalej, nie miałam innego wyboru. Jak już mi przeszło zrobiłam się smutna, no bo jak wyjaśnić obcej osobie, tę jakże zawiłą historię? Nie chciałam by wiedział. Nie chciałam by mnie osądzał.
- Widzisz Sasuke, to długa historia i jestem pewna, że nie chcesz jej słuchać, a nawet jeśli jakimś cudem, miałbyś ochotę i tak bym ci jej nie opowiedziała. A więc od razu przejdźmy do twojej sprawy. Jeśli można oczywiście?
Przeciągłe, zimne spojrzenie jakie mi posłał przyodziało mnie w gęsią skórkę, ale postanowiłam być twarda, on nie miał nic wspólnego z tą historią.
- Tak, możemy. Ale myślę Sakuro, że jeśli wszystko pójdzie po mojej myśli i tak opowiesz mi tą historię. Czekam na to z niecierpliwością.
Uśmiechnęłam się tylko krzywo, następnie kiwając głową, nie sądziłam bowiem, żeby było cokolwiek, co zmusiłoby mnie do spowiedzi temu człowiekowi. Ale przecież cuda się zdarzają prawda?
- Widzisz, jest pewna sprawa, która ma dla mnie ogromne znaczenie. Chcę coś osiągnąć, niestety, nie mogę zrobić tego sam.
Wytężyłam umysł, by przyswoić więcej nowych wiadomości, które wartkim potokiem wylały się z jego ust.
- Jak zapewne wiesz, mój ojciec jest właścicielem wielkiej korporacji, którą ja i mój brat mamy po nim odziedziczyć. Ma on dla nas wszystko podzielone, tak, by każdy był zadowolony i nikt nie czuł się pokrzywdzony. Jednakże, postawił nam pewne warunki, które musimy spełnić i to w określonym czasie. Są to warunki śmieszne, na które w żadnym wypadku bym nie przystał, gdyby nie firma. Dla niej jestem w stanie poświęcić wiele, nawet siebie.
Zlustrował mnie wzrokiem, sprawdzając czy wszystko do mnie dotarło i mówił dalej.
- Nigdy bym do ciebie nie przyszedł wiedząc, że masz dziecko, swoją drogą, jak jej tam?
Zarumieniłam się i spuściłam głowę.
- Ona nie ma imienia, nie mogłam żadnego wymyślić.
Nie miałam odwagi spojrzeć mu w oczy, bojąc się, że zacznie ze mnie szydzić. Nic takiego się nie wydarzyło.
- Dlaczego nie dasz jej jakiegoś zwykłego?
- Żadne do niej nie pasuje.
- No to nazwij ją jakkolwiek, może coś co jest bliskie twemu sercu? Może ulubione danie? Najlepsza przyjaciółka?
Nie wiedziałam po co drążył temat imienia dla mojej córeczki, ale było to niebywale miłe, dlatego też odwdzięczyłam się uśmiechem.
- Żeby tylko coś mi przychodziło do głowy...
Pomilczeliśmy chwilę, tym razem ciszę przerwał on.
- Wiem, nazwij ją Sałatka!
Myślałam, że padnę! Wielki Pan Sasuke Uchiha każe mi nadać dziecku imię na cześć warzyw? Do końca go pogięło? Ale nie, wyglądał na prawdę poważnie.
- Żartujesz?
- Nie, wcale nie.
- Ale, dlaczego tak?
- A dlaczego nie?
Pod naciskiem mojego wzroku, odwrócił głowę i chyba nawet delikatnie się zarumienił.
- No co, lubię sałatki, a skoro ty masz problem z wyborem imienia...
Ponownie tego dnia ryknęłam śmiechem, a on nie odezwał się do mnie, za to zrobił obrażoną minę. Więc nawet Pan Uchiha potrafi był słodki.
Popatrzyłam na dziecinkę, ułożoną w moich ramionach.
- Sałatka, co?- wyszeptałam- Salad? Salade? Sa-sa, hmm, może Sarada? Co ty na to? Sasuke?
Jego mina totalnie mnie zauroczyła, mieszanka szczęścia, dumy i czegoś jeszcze, czego nie byłam w stanie opisać. Niestety, wszystko to zniknęło jak za dotknięciem magicznej różdżki, a on wrócił do swojego zwykłego "ja". Trochę mnie to zasmuciło.
- Może być.- tylko tyle- A teraz wracając do sprawy, nie wiedziałem, że spodziewasz się dziecka, to trochę komplikuje sytuację, ale i z tym sobie poradzę, albo poradzimy. Zobaczymy.
Mętlik w mojej głowie był coraz większy, nie wiedziałam do czego zmierzamy.
- Zaraz, zaraz, czekaj. A jak tam Aya?
Jego szczęki zacisnęły się mocno, oczy zaczęły miotać piorunami. Oj, oj, ktoś tu nam się wkurzył.
- Ona miała odegrać pewną rolę w tych warunkach, ale na szczęście udało mi się od niej uwolnić, kiedy ukazałem rodzicom jej prawdziwą twarz. Okropna kobieta...
Szczerze wierzyłam w jego słowa, mówił o niej z taką nienawiścią, że zastanawiałam się, co takiego zrobiła, tak bardzo zachodząc mu za skórę. Wolałam to przemilczeć. Byłam taka ciekawa!
- I w ogóle czemu Sarada komplikuje sprawę?
Oj tak, ze szczęściem używałam jej imienia!
- W sumie to jeszcze nie wiem.
- Acha, więc nie wiesz...
- Może byś mi już nie przeszkadzała?
- No dobrze, przepraszam.
- W porządku. Mój ojciec przedstawił nam swój plan rok temu, dokładnie objaśniając same jego plusy, dla nas oczywiście. "Może i nie teraz, ale w przyszłości na pewno będziecie mi wdzięczni", trochę pozrzędził, lecz zdania nie zmienił. Mój brat miał pod niektórymi względami znacznie łatwiej niż ja, dlatego ojciec chciał mi pomóc. Niestety, pomoc się nie przydała, a tylko zwaliła na moją głowę więcej problemów.
Zaczęłam się domyślać, że problemy, o których mówił, to na przykład Aya. Niestety wszystko inne było dla mnie całkowicie niezrozumiałe.
- No dobrze, ale po co ci ja, Sasuke?
- Zaraz do tego dojdę. Widzisz, mój ojciec postawił mi warunek, by mieć firmę, muszę ożenić się, ustatkować, założyć rodzinę. Jakkolwiek tego nie nazwiesz, wychodzi na jedno. Dlatego proszę cię, byś za mnie wyszła Sakuro.
Szczęka mi opadła.
____________________________________________________________________________________
Nie spodziewałam się, że napiszę ten rozdział w tak szybkim tempie, ale pomysły się mnożą, a nie zapisując, nie zapamiętam.
Pozdrawiam
Anastazja ;)
Subskrybuj:
Posty (Atom)