Odkąd
Hinatkę wypisali ze szpitala, codziennie odwiedzałam ją i małego Boruto, no,
oczywiście także Naruto. Dni mijały nam radośnie na zajmowaniu się dziećmi. Po
kilku tygodniach zaczęłyśmy wychodzić z nimi na dłuższe spacery. Idąc z wózkami
przeciskałyśmy się przez tłumy ludzi, bądź też spokojnym wolnym krokiem
przemierzałyśmy kolejne parki. Było spokojnie, prawie idealnie. Sarada rosła
jak na drożdżach i stawała się piękniejsza. Totalnie zafascynowana Boruto,
ciągle go dotykała, siedziała przy nim i gawędziła po swojemu. Był to
najsłodszy obrazek, który mogłam oglądać praktycznie codziennie. Potrafiłyśmy
godzinami patrzeć z Hinatką na dzieciaczki, często towarzyszyła nam Ino, a
nawet Sai. Oboje w porównywalnym do nas stopniu zafascynowani i oczarowani
małymi istotkami.
Kilka razy zadzwonił do mnie Sasuke, raz żeby mi powiedzieć, że wyjeżdża na
tydzień lub dwa i będę mogła od niego odpocząć, a tym wyjazdem daje mi więcej
czasu na pomyślne rozpatrzenie jego propozycji. Za drugim zadzwonił tylko po
to, by porozmawiać jak nam leci czas, zapytać o małą i zaczął robić to
częściej, a mnie na prawdę bardzo dobrze się z nim rozmawiało, przynajmniej na
odległość. Jednak najbardziej zaskoczył mnie, gdy powiedział, że ma mi do
powiedzenia coś ważnego, coś co zaważy na mojej decyzji, na jego korzyść. I
chociaż główkowałam kilka dni, nie wymyśliłam nic, co mógłby mi powiedzieć, a
co mogłoby mu pomóc. Tak więc totalnie zaciekawiona, ledwo mogłam skupić się na
czymkolwiek innym, a gdy nadszedł dzień naszego spotkania, jak zwykle w moim
mieszkaniu, siedziałam prawie jak na szpilkach, nie wypuszczając Sarady z rąk,
z czego oczywiście mała była niezmiernie zadowolona. Przynajmniej była
szczęśliwa.
Słysząc pukanie zerwałam się i biegiem ruszyłam, by otworzyć drzwi, wiedziałam,
kogo tam zobaczę, ale jego widok zawsze mocno na mnie działał. Jak gdybym nie
mogła odwrócić wzroku od tego mężczyzny, nawet jeśli bardzo mocno chciałam, nie
mogłam. On, jak zwykle diabelnie przystojny ledwo na mnie spojrzał i wszedł, a
raczej wepchnął się do mieszkania, gdyż zasłaniałam sobą całe przejście.
Kolejny raz na jego twarzy odmalowała się determinacja, a mój opór powoli
topniał. Po moim umyśle krążyły różne myśli, począwszy od tych najbardziej
nieprzyjemnych, jak małżeństwo z rozsądku, skończywszy na tym, że ten mężczyzna
będzie mój, jeśli tylko powiem tak i może kiedyś, nawet za kilka lat, będzie w
stanie mnie pokochać.
Wiedziałam mimo wszystko, że to zbyt piękne pragnienia, by stały się
rzeczywistością, w końcu i tak będę sama. Ale miło było chociaż przez chwilę
pożyć w marzeniach.
Tak bardzo się zamyśliłam, że nie zauważyłam jak intensywnie Uchiha mi się
przygląda, po chwili dopiero dotarło do mnie, iż zawędrowałam za daleko, więc
wróciłam na ziemię.
- Uprzedzając twoje pytanie, nie chcę herbaty, ani kawy, ani nawet szklanki
wody. Chcę przejść do rzeczy, bo czas mi się kończy.
- Kończy ci się czas?
- Owszem. Ojciec trochę się zdenerwował, że zerwałem zaręczyny, nawet jeśli
kandydatka była nieodpowiednia. Myślałem, że uświadomiłem mu to w pełni, ale on
się uparł, a na niego nie ma mocnych. Tak więc powiedziałem mu, że mam kogoś,
kto o wiele bardziej do mnie pasuje. Nie wdrażając się w szczegóły, chcą cię
poznać.
Słuchałam jak zaklęta każdego słowa, bez mojej wiedzy i opinii on ciągle
wciągał mnie głębiej, w swoją intrygę. Nie miałam już nawet siły się
denerwować, chciałam, żeby to wszystko się skończyło.
- Sasuke, nie będę nikogo poznawać.
- Jak to nie będziesz?
- Normalnie. Nie zgodziłam się wyjść za ciebie, dlatego też proszę nie mieszaj
mnie do swoich spraw.
- A ty ciągle o tym... Mówiłem, że mam coś co sprawi, że nie będziesz w stanie
mi odmówić. Myślałem, że dałem ci jasno do zrozumienia, iż musisz się z tą
myślą oswoić i w końcu pogodzić, ale ty ciągle uparcie się mi opierasz. Jaki to
ma sens?
- Dla mnie ogromny. Skoro powiedziałam nie, jaki ma sens ciągłe trucie dupy?
- Dla mnie ogromny!- znowu mnie parodiował.
Postanowiłam to przemilczeć i tylko gromiłam go wzrokiem, czekając aż powie coś
jeszcze, samej nie mając siły mówić.
- Widzisz Sakuro, jest jedna rzecz, która wiąże nas na całe życie, z której nie
zdajesz sobie sprawy, a którą trzymasz akurat na rękach.
Spojrzałam na Saradę, kompletnie nie rozumiejąc, o czym on do cholery ględzi,
gdy zauważył, że nadal nie łapię, podszedł bliżej i złapał mnie za brodę,
sprawiając, że patrzyłam mu prosto w oczy.
- Niczego nie pamiętasz i chociaż myślałem, że tylko udajesz, bo posiadasz na
przykład stałego partnera, przed którym to ukrywasz, ty poważnie masz lukę w
pamięci. I chociaż niezmiernie mnie to denerwuje, równocześnie sprawia, że mam
do ciebie większe prawa niż jakikolwiek inny mężczyzna na tej ziemi. Nawet
jeśli jesteś trochę irytująca, ogólnie potrafię cię znosić i cieszyć twoim
towarzystwem, a niczego innego nie potrzebuję. Ale o czym ja będę bredzić, ty
nadal nie rozumiesz, a ja muszę ci wszystko wyjaśnić, tak więc może jednak zrób
nam herbaty, odłóż małą i usiądźmy.
Miał rację, kompletnie nie rozumiałam o czym on mówi, ani dlaczego to co
wychodzi z jego ust, sprawia, że mam gęsią skórkę na całym ciele. Zrobiłam
wszystko tak jak powiedział i starałam się by zajęło mi to jak najwięcej czasu,
ale nie da się unikać nieuniknionego. Znów siedzieliśmy na przeciwko siebie,
wpatrzeni w swoje twarze, niezdolni nic wyczytać z tego drugiego. Ręce
zaciskałam na kolanach, podczas gdy Sasuke, wydawał się nawet rozluźniony. Tak
wyglądali wszyscy ci pewni siebie i swojej wygrani ludzie, którzy denerwowali
mnie niemiłosiernie. W jego wykonaniu ta poza, wprawiała moje serce w szaleńczy
rytm, krew buzowała mi w uszach i chciałam żeby to wszystko już się skończyło.
Trochę dłużej i mu ulegnę, to było pewne jak zeszłoroczny śnieg.
- Nie będę owijał w cudne gadki, tego, co chcę ci przekazać. Słuchasz mnie?- tu
kiwnęłam głową- Tak więc otwórz teraz swój umysł moja droga, bo pewnie już
nigdy w swoim życiu, nie usłyszysz nic równie zaskakującego.
Całe moje ciało spięło się w oczekiwaniu, cała moja uwaga była skupiona na jego
osobie.
- Jestem ojcem twojego dziecka.
Szok, wyparcie, niedowierzanie, złość, wyparcie, wściekłość, bezsilność,
śmiech, wyparcie, załamanie.
Wpatrzona w tego sukinsyna, nie mogłam uwierzyć w żadne słowo, które doszło do
moich wrażliwych uszu. W głowie mętlik, na twarzy bezdenna pustka, w oczach
najprawdopodobniej żal.
Nic nie chciało przejść mi przez gardło, przełknęłam kilka razy ślinę i gdy
doszłam do wniosku, że będę w stanie wydusić z siebie cokolwiek, powiedziałam
to co pierwsze przyszło mi na myśl.
- Ciebie to już do końca pojebało Uchiha!
Niewzruszony patrzył na mnie, wyczekując innej reakcji, kiedy się nie doczekał
otworzył aktówkę, którą ze sobą przytargał i rzucił mi pod nos jakieś papiery.
Wzięłam je w dłonie, nie do końca wiedząc, czego się spodziewać, patrzyłam na
nie bezmyślnie, dopóki mojego wzroku nie przyciągnął jeden wyraz:
"POZYTYWNY". Zaciekawiona zaczęłam czytać o co chodzi i jestem w
stanie założyć się o wszystko co mam, że moja twarz robiła się coraz bledsza.
To był test na ojcostwo. Przejrzałam kilka razy, upewniając się, że wszystko
jest prawdą, że mnie nie wrabia.
- Chyba sobie jaja robisz.
- Nie. To cała prawda, która, bądź co bądź, jest mi bardzo na rękę.
- Skąd mam wiedzieć, że tego nie sfałszowałeś? Że to nie jest jakaś podróbka?
- Miałem włosa Sarady. Ale jeżeli nadal mi nie wierzysz, zawsze możemy zrobić
test jeszcze raz i gwarantuję ci, że wyjdzie pozytywny.
Denerwowało mnie to, jaki był z siebie zadowolony. Nie wiedziałam co mam
zrobić, czułam się osaczona i co najgorsze, nie wiedziałam jak uciec.
- Nie uciekniesz.
- Co?
- Przed chwilą zaczęłaś coś mówić o ucieczce. Ale kochanie...
- Nie jestem twoim kochaniem!
- Jeszcze nie.
- Nigdy nie będę!
- Owszem będziesz.
Złapał mnie w swoje ręce i dociskając całym ciałem do oparcia kanapy, wpił się
zaborczo w moje usta. Pomimo mojej złości i niechęci, poddałam się. Idealnie
dopasowaliśmy się do siebie, to było nierealne, ale jakże prawdziwe.
Sasuke obcałował moje policzki i czoło, a ja biernie czekałam, aż da mi
wszystko co ma i jeszcze więcej. Odchylił moją głowę i zszedł pocałunkami niżej,
na szyję i dekolt, jego duże, ale jakże zwinne dłonie, wpełzły pod moją bluzkę,
dobierając się do piersi. Przez materiał stanik uciskał je mocno, znów całując
mnie namiętnie. Zaczęłam oddawać każdy pocałunek, każde muśnięcie, każdy
najdrobniejszy gest. Było idealnie. Za idealnie. Jak w bajce.
Usłyszałam Saradę, która zakwiliła raz cichutko i to zbiło bańkę, w której się
znalazłam.
- Nie!
Odsunęłam się od niego, orientując się, że jakimś cudem i on i ja, nie
posiadamy już górnych części ubioru. Ogromnie zawstydzona złapałam bluzkę,
naciągając ją na siebie, zapominając o staniku i pobiegłam do malutkiej. Miałam
nadzieję, że Uchiha w tym czasie również się ubierze, a także opuści mój dom.
Ale nic takiego nie zaszło, zamiast zając się sobą, on poszedł za mną, w samych
spodniach, co bardzo mnie rozpraszało.
- Po co za mną idziesz?
- Bo mogę kochanie, bo mogę.
- NIE JESTEM TWOIM KOCHANIEM.
- Już dobrze, nie unoś się tak. K O C H A N I E!
Miałam ochotę go trzepnąć, w ten zakuty łeb, zamiast tego przewinęłam córeczkę,
następnie nakarmiłam i pobawiłam się z nią, totalnie nie zwracając uwagi na
Sasuke. Uśpiwszy mój skarb, poszłam poszukać pana namolnego, zastałam go
śpiącego na kanapie. Przez chwilę tylko go obserwowałam, miał taką spokojną i
młodą twarz, gdy spał. Wyglądał jak z obrazka. Coraz bardziej utwierdzałam się
we wniosku, że w ogóle do siebie nie pasujemy, nawet jeżeli mieliśmy razem
dziecko. Akurat ten fakt ledwo do mnie docierał, przecież nigdy go nie spotkałam, ponieważ jeżeli by do tego doszło, byłam pewna, zapamiętałabym to.
- Spotkaliśmy się na jakieś dyskotece, niezbyt dobrze pamiętam na jakiej, ale
ty pewnie też nie, więc nie ma sprawy. Byłaś najwyraźniej totalnie zalana,
chociaż po twoim zachowaniu tego nie wyczułem. Zaprosiłaś mnie do siebie,
dlatego wiedziałem, gdzie mieszkasz. Całkiem nieźle się bawiliśmy, calutką noc.
Miałam ochotę klepnąć się w czoło za swoją głupotę.
- Nie musisz się klepać, każdemu się zdarza.
- Co?
- Mówisz do siebie, najwyraźniej w sytuacjach kryzysowych, przerastających cię.
- Acha.
- Nie pozostaje nic innego jak przedstawić ciebie moim rodzicom i ustalić datę
ślubu. A to mi przypomina, że będę również musiał poznać twoich rodziców...
- Czekaj, czekaj! Co?
- To co słyszysz? Chcę poznać twoich rodziców...
- Nie o tym mówię! Jaki ślub?! Żadnego ślubu nie będzie!
- Co?
- To co słyszysz!
- Najwyraźniej się przejęzyczyłaś.
- Nie, wszystko to co powiedziałam, miałam na myśli.
- Mamy razem dziecko...
- No i co z tego? Sama też dam radę je wychowywać.
- I jak to sobie wyobrażasz? Poza tym ja również mogę decydować, co z małą,
jest także moim dzieckiem.
- Będziesz mógł się z nią widywać, nie zabronię wam kontaktu. Ale nie wyjdę za
ciebie, w żadnym wypadku!
- Więc wyjdziesz za kogoś innego? Żeby Sarada kogo innego nazywała ojcem? Po
moim trupie!
- Tego nie powiedziałam! Ale jeżeli kiedykolwiek zgodzę się na małżeństwo, to
tylko z miłości! Co już z resztą kilka razy ci powiedziałam. Czemu to do ciebie
nie dociera?
- Ja też ci powiedziałem, że możesz się po prostu we mnie zakochać! Czemu to do
ciebie nie dociera?
- Znowu mnie przedrzeźniasz! Skończ z tym! Poza tym do ciebie nie dociera, że w
małżeństwie obie strony mają darzyć się uczuciem! Nie tylko jedna! A ty mnie
nie kochasz!
- Ale będę kochać nasze dziecko, czy to za mało?
- Możesz je kochać nie będąc ze mną w związku. Będziemy się razem dusić,
wzajemnie ograniczać. Nie chcę tworzyć takiego związku, chcę, żeby Sarada miała
dom wypełniony miłością, której ja nigdy nie zaznałam.
I powiedziałam za dużo, widziałam, że on niczego nie rozumie, tak jak ja
wcześniej.
- A jeżeli powiem, że cię pokocham?
- Słucham?
- Daj nam trochę czasu, coś pomiędzy nami jest.
- Chyba tylko pożądanie.- prychnęłam.
- Nie zmuszaj mnie, żebym odebrał ci dziecko!
Zaniemówiłam. Nie byłam w stanie określić, czy jest poważny, czy powiedział to
tylko pod wpływem chwili.
- Ty sobie chyba kpisz?
- Jestem w stu procentach poważny.
- Nie odważysz się!
- Chcesz spróbować?
Nie chciałam. Moje jedyne światło, w całym tym zapchlonym życiu, moja jedyna
rodzina. Nie chciałam skończyć bez Sarady, byłam w stanie oddać za nią
wszystko, nawet siebie. Spojrzałam Sasuke prosto w oczy i chciałam zacząć pałać
do niego nienawiścią, ale tego nie udało mi się zrobić. Wzięłam głęboki oddech
i skinęłam głową.
- Zgadzam się. Wyjdę za ciebie.